Wczorajsza sekwencja wydarzeń wokół informacji o zamiarach prywatyzacji i wprowadzenia na giełdę szpitala im. L Rydygiera jest nie tylko pouczająca ale też zmusza do bardzo zasadniczych refleksji i wniosków PT Wyborców w stosunku do władzy. Rano ? mamy informację w lokalnym Dzienniku Polskim  o tym zamiarze.

Takich informacji dziennikarz, żeby pękł ? nie wymyśli, bo by skończył na bruku. To nie jest informacja małoznacząca gospodarczo i politycznie. Informację redakcja pozyskała od kogoś poważnego ? nie dochodzę od kogo, bo to mnie nie interesuje. Mało tego musiała taką informację podać ze swego podstawowego dziennikarskiego obowiązku, taką ma powinność.
W południe, a ściślej wczesnym popołudniem została zorganizowana konferencja prasowa, o której się dowiedziałem ? będąc poza Krakowem ? na godzinę przed jej rozpoczęciem. To i tak dobrze ? bo Kancelaria Premiera ? jak informuje TV Republika ? ?nieodpowiednich? dziennikarzy zawiadamia  20 minut przed konferencjami. To staje się już chyba metodą działania, przy braku zaufania rządzących do możliwości i racjonalności obrony niektórych, a za nimi - w powszechnym odczuciu ? wszystkich decyzji. Władza najnormalniej się boi już ludziom mówić wprost nie tylko o swoich decyzjach w pełnym ich brzmieniu, ale i o przesłankach, które nią kierują. Stan tego co się nazywa dialog społeczny na to wskazuje. Konsultacje są  prowadzone przecież technicznie tak, by wypełnić obowiązek a nie dla poinformowania i przedyskutowania problemu  też z tymi, którzy pomysłom nie są zbyt przychylni. Samo to już dużo mówi o stanie Władzy. Tryb zwołania tej konkretnie konferencji ? może nawet nie dziwić. Teraz można powiedzieć ? był on nawet konieczny by gasić ogień i burzę w zarodku. To można, a wręcz należy uznać.  Ale wiemy to dopiero teraz ? po oświadczeniu, które zapewne było wydane na owej konferencji. Mówię ? zapewne bo na niej fizycznie nie byłem.
W zakresie techniki sprawowania władzy i powiedzmy jej chęci trzymania się w siodle ? starajmy się ten tryb godzinowy przepływu informacji przynajmniej zrozumieć.
Zrozumieć można ?ale i z tego trybu należy wyciągnąć wnioski.
Zastanówmy się.
Pan v-ce Marszalek Kozak jest poważnym politykiem lokalnym. Bez względu na Jego osobiste przymioty, których nie znam i zakładam, że są wysokie, samo stanowisko Go tak sytuuje i tak musi być traktowany. Pomysł prywatyzacji tak znaczącego organizmu jak wielki szpital o znaczeniu dla całego regionu, nie może być (a jakby był ? to dopiero bym się bał) domeną koncepcji wymyślanych i przygotowywanych jednoosobowo przy kawie i ściąganych z sufitu. To nie może być tak, że Pan Kozak wieczorem coś wymyślił, a rano puścił do mediów kaczkę informacyjną. Dyskusja nad tym ruchem ? musiała trwać i się rozwijać. Nie znajdowała poparcia w Zarządzie, nie została ubrana w decyzję. Co zostało powiedziane i zapewne odpowiada prawdzie.
I tu widzę fatalny błąd technik sprawowania władzy. Wygląda mi na to, że postanowiono puścić balon próbny. Jak też opinia zareaguje na pomysł, czy przyjmie to w spokoju? Może nawet nie zauważy? Oznacza to, że sam pomysł prywatyzacji służby zdrowia się kotłuje, jest mielony, dojrzewa, choć jak widać obawa przed sondażowymi otwartymi konsultacjami nie pozwala ich uruchomić.
Śladem tego myślenia są też posunięcia NFZ. Nie jestem w stanie założyć by takie organizmy jak Marszałek, Miasto i NFZ w sprawie ustawowo obejmowanej przez nie  w różnych zakresach acz fragmentarycznie  nawet nie bezpośrednio  działały bez przepływu informacji. Niezależnie ? ale ze wzajemną wiedzą. Gdyby było inaczej, znów jako obywatel powinienem się głęboko zastanowić nad brakiem koordynacji niezbędnej dla mojego bezpieczeństwa. W tym kontekście warunki kontraktowania, sam proces zapewniania opieki zdrowotnej, przerzucanie w terenie zagadnień ochrony zdrowia na podmioty prywatne ? jest faktyczną i niewątpliwie konieczną w pewnych zakresach prywatyzacją tych usług. Byleby usługi nie stawały się mniej istotne od papierologii, która już wyraźnie mówi lekarzowi ? jak możesz nie zajmuj się kontraktem z NFZ.
Jak z tego wynika jak kłamliwe było zaprzeczanie chęci prywatyzacji służby zdrowia, ale prowadzonej w niektórych zakresach i na konkretnych warunkach. Są jednak zakresy w których prywatyzacja stwarza niebezpieczeństwo. Obecny system tego kompletnie nie widzi i to nie jest wina v-ce Marszalka, a niezmiennej doktrynalnie ogólnej koncepcji organizacji służby zdrowia. Tu kosmetyka może być już tylko liftingiem.
Za zakulisowe rozmowy, przymiarki do sprawy i nieudolność organizacyjną wypływającą z centralnego sterowania  systemem dziś tłumaczy się akurat v-ce Marszałek. Na niego padło. Nie mam zamiaru Go bronić, bo sam wstawił się do strzału i spija konsekwencje wyborczego zaprzeczania, że zamiary prywatyzacyjne są bujdą. Tyle, że Szpital to nie fabryka ani zakład remontowy. PO w szale podejścia czysto liberalnego do wszystkiego co jeszcze żyje wydaje się tego nie widzieć. Dla mnie jako wyborcy to sygnał alarmowy ? pojawia się góra lodowa o którą się rozprujemy?  I w tym zakresie samo myślenie o prywatyzacji ? w tak prostej i bezpośredniej formie i to w odniesieniu do Szpitala, a ono jak widać pod skórą jednak cały czas płynie ? jest czymś co wymaga ingerencji wyborcy w jego własnym interesie.
Po paru godzinach od zaistnienia informacji jako poważnej ? zostaje ona ogłoszona jako ? niepoważna. To nie wie prawica co czyni lewica (bez konotacji politycznych)?
To nad czym i jak, panuje Marszałek Sowa należałoby się zapytać.
Te rozważania wcale więc nie unieważniają mojego poprzedniego tekstu zwłaszcza w zakresie jawnej niestabilności pomysłów władzy. Już niczego nie można być pewnym. Wręcz chaos informacyjny i opisana sekwencja prezentacji i dementowania informacji z poważnego źródła ten niepokój wzmacnia. Burzy wiarygodność.
W końcowym fragmencie mojego wcześniejszego tekstu wspomniałem o lasach, o skoku na nie. Jaką mamy nadal gwarancję stabilności intencji ? skoro już podjęta decyzja o skoku na kasę Lasów musi je wydołować ? czyli musi doprowadzić do korzystnej - ale dla przejmujących dobro (jak wiele dziedzin przemysłu) prywatyzacji. Głosi się za to, że nigdy  przenigdy o prywatyzacji Lasów Państwowych mowy być nie może. A zastosowany dziś zasłyszany argument ? Lasy są Państwowe i kasa z nich należy się Państwu jak psu buty ? mnie przeraził skalą niezrozumienia interesu narodowego przez urzędasa państwowego. Nie będę wracał do rozwijania tej sprawy, prawnego obowiązku Państwa dbałości i o zasoby naturalne ? przyrodnicze i energetyczne i o obowiązkach wobec tych odnawialnych Te dopiero się zaczęły dźwigać i już zobaczono, że można coś Narodowi podebrać (wbrew zasadom prawa, które się samemu głosi) a Naród się nawet nie zorientuje. Podebrać Narodowi, wcale nie instytucji ?Lasy Państwowe?, która jest jedynie administratorem, gospodarzem tych dóbr, by było to powiedziane wprost.
Z tej opowieści o parkosyzmach informacyjnych wynika na pewno jedno ? niczego nie można być z tą władzą pewnym, a  przegrany onegdaj  proces Kaczyńskiego w trybie wyborczym, trudno uznać za odpowiadający obiektywnej prawdzie zwłaszcza w liberalnej perspektywie sukcesu. Z prawdą na ustach - jak się okazuje ? u nas można tylko przegrać. Może następcy nauczą się  wygrywania na racje, drogą rzetelnej informacji. Nic na skróty a wszystko ze społeczeństwem. Zapewniam ? tak będzie szybciej byle to robić dobrze bez kluczenia.
Jak zaś społeczeństwo samo zrezygnuje z bycia społeczeństwem obywatelskim ? to wolność stanie się przedsionkiem do wodzenia za nos. Jak widać próby trwają.  
Jak to mówił Jan Paweł II  wolność nie jest dana a zadana.
W takich rzeczach jak gospodarka ? to też jest prawdą do zastosowania.