70 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego mogła być wielkim wydarzeniem, ważnym nie tylko dla Polaków, ale też zauważonym przez Europejczyków i znaczące media na świecie. Nie była i to niewybaczalny błąd, przede wszystkim obecnych władz.Na te uroczystości prezydent Komorowski i premier Tusk powinni zaprosić Baracka Obamę, Davida Camerona, Francoisa Hollande’a i Angelę Merkel.

I powinni zrobić z tych uroczystości symbol polskiej wolności oraz niepodległości. To znacznie lepsza data na święto polskiej wolności niż 4 czerwca, mocno naciągane i nie mające symbolicznej oraz etycznej siły - choćby ze względu na moralną dwuznaczność kontraktu z komunistami i negatywne tego skutki przez następne 25 lat. 70. rocznica Powstania Warszawskiego znacznie bardziej przemawia do wyobraźni jako święto niepodległości, gdy się uwzględni takie wydarzenia jak obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy i agresja Rosji na ten kraj.

O zmarnowanej okazji uczynienia z 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego wielkiego wydarzenia mówiłem 1 sierpnia w Telewizji Republika. Mówiłem, że obecne władze są to winne choćby żyjącym powstańcom. Dla wielu z nich (z powodu nieubłaganych praw biologii, choć życzę im, by żyli jeszcze wiele, wiele lat) to zapewne ostatnia okrągła rocznica. I ostatnia okazja, by świat poznał ich heroiczną, wspaniałą historię, choć zbudowaną na wydarzeniu o wymiarze wielkiej narodowej tragedii. Pokazanie tej ich historii z przywołaniem ich na świadków miałoby oczywisty, wielki ciężar gatunkowy i dla wielu ludzi Zachodu mogłoby być prawdziwym odkryciem (obok np. filmu Jana Komasy „Miasto 44”, który oby trafił do wielu młodych widzów na Zachodzie).

Po tym, co w 2004 r., w 60. rocznicę Powstania, zorganizował ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński (wspierany przez premiera Marka Belkę), obchody 70. rocznicy powinny równać tylko w górę. Oczywiście Lech Kaczyński miał 10 lat temu bez porównania mniejsze możliwości, niż gdyby był prezydentem RP. I można być pewnym, że gdyby 1 sierpnia 2014 r. to Lech Kaczyński był prezydentem Polski, te uroczystości miałyby wielki rozmach i międzynarodowe znaczenie. W 2004 r. obecny był w Warszawie m.in. kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. Teraz powinno się zaprosić Angelę Merkel i liderów głównych aliantów Polski w II wojnie światowej. A wykluczenie prezydenta Rosji Władimira Putina miałoby wielki sens symboliczny oraz odpowiednią rangę polityczną.

Uroczystość odpowiedniej rangi pokazałaby uniwersalne znaczenie Powstania Warszawskiego - jako przykładu wielkiej woli walki o wolność, godność i niepodległość w najtrudniejszym nawet otoczeniu zewnętrznym. Tak jak udało się zuniwersalizować powstanie w Getcie Warszawskim jako symbol walki o wolność, godność i człowieczeństwo Żydów, tak Powstanie Warszawskie mogłoby się stać symbolem walki o wolność, godność, człowieczeństwo, suwerenność i niepodległość narodu, obywateli i państwa polskiego. Gdyby to następnie wzmocnić wielką kampanią promocji Polski na świecie (m.in. z udziałem jakiejś filmowej superprodukcji), korzyści wydają się oczywiste, a efekty mogłyby wreszcie być długotrwałe.

Prezydent Komorowski i premier Tusk nie wykorzystali „historycznego okna”, jakie się otworzyło 1 sierpnia 2014 r. - i w związki z doświadczeniami Polski, i z sytuacją w Europie oraz na świecie. Nie wykorzystali ogromnej szansy wypromowania Polski i Polaków, nie jako ofiar i męczenników, lecz jako narodu niezłomnego, przywiązanego do fundamentalnych wartości i gotowego w ich obronie płacić najwyższą cenę. Jako państwo zakorzenione w tych fundamentalnych wartościach i zdeterminowane, by ich bronić. Zmarnowano ogromną szansę zbudowania pozytywnego mitu poza Polską, bo taki mit łatwiej się uniwersalizuje i trafia do milionów, gdy stoi za nim realne tragiczne doświadczenie. I nie jest to żaden cynizm, tylko nadanie odpowiedniej rangi czemuś, co się zdarzyło, więc nie można tego cofnąć. Dlatego trzeba tę tragedię odpowiednio docenić i zbudować na niej pozytywny wzór dla świata, a Polaków upewnić, że to ostatnie takie tragiczne doświadczenie.

Zmarnowanie przez obecną władzę ogromnej historycznej okazji nie zaskakuje, bo ta władza ma jakiś wielki lęk przed promowaniem polskości, przed obroną fundamentalnych dla Polaków wartości. Ta władza uważa, że najlepszą formą promowania Polski i polskości jest rozpuszczenie jej w nieokreślonej miazdze europejskości, co samo w sobie jest absurdem. Nie można przecież umacniać polskości wyrzekając się jej jako czegoś podejrzanego i niebezpiecznego. I może właśnie ten lęk przed polskością w największym stopniu wyjaśnia, dlaczego 70. rocznica Powstania Warszawskiego nie stała się wielkim wydarzeniem.

Tekst ukazał się na portalu wPolityce 2 sierpnia 2014r