Gdzie się myśli nie zgodzą, tam przyjaźń dziurawa.
Jan Kochanowski

Kilka lat temu dr Sławomir Cebula badał społeczność tatarską zamieszkującą w granicach Rzeczypospolitej pod kątem posiadanej przez nią tożsamości. Z całą sympatią dla naukowca z Uniwersytetu Papieskiego JP II w Krakowie, ale bardzo żałuję, że nie byłem obecny w momentach, gdy zadawał on mieszkańcom  Kruszynian i Bohonik następujące pytanie: „Czy czują się Polakami?”. Musiał dostawać  tzw.  dużych oczu, bo jak jeden odpowiadali: „my Polakami się nie czujemy – my Polakami jesteśmy!”.

Niektórzy spośród indagowanych dorzucali jeszcze: „jesteśmy Polakami tatarskiego pochodzenia” oraz „my też jesteśmy Polakami […] i nie mamy żadnej ojczyzny poza Polską”. Czy te deklaracje znajdują potwierdzenie w dziejach? Oczywiście! Właściwie poza XVII wiecznym „buntem Lipków”, nie są znane przypadki zdrady wypływającej z szeregów polskich Tatarów. Mało tego! Gdy larum grano stawali bez ociągania się całą masą w obronie granic swej przybranej Ojczyzny. Bez najmniejszego ryzyka można stwierdzić, iż z nawiązką zapracowali na paszport „Rzeczpospolitej Przyjaciół”. Czy zapracowały na niego pozostałe mniejszości?

Korci mnie aby szerzej omówić to zagadnienie, lecz z przyczyn zasadniczych pozwolę sobie jedynie na kilka zdań o społeczności żydowskiej; i to nie całej, tylko tej jej części, która głośno deklaruje swoje przywiązanie do kraju nad Wisłą i ma wielki wpływ na postrzeganie spraw żydowskich. Zaznaczę, że czynię to nie bez przyczyny, gdyż to właśnie jej reprezentanci żywo uczestniczą w życiu społecznym współczesnej Polski i to najpewniej pod ich wpływem prezydent A. Duda stał się akuszerem określenia „Rzeczpospolita Przyjaciół”.

Zastanawiałem się co w warunkach pokoju świadczyć może o faktycznym stosunku danej wspólnoty mniejszościowej  do kraju w którym żyje i narodu-gospodarza. Być może nie jest to najszczęśliwszy wybór, lecz uznałem, że jest nim spojrzenie i sposób traktowania historii państwa, w którym mieszka. Doskonałe pole do oceny tegoż stanowią wydawnictwa, artykuły i oficjalne oświadczenia. Jednak jeszcze bardziej interesującymi są treści dystrybuowane poza kraj zamieszkania. Dają one bowiem wgląd w umysły i serca autorów, którzy w takich sytuacjach nie są ograniczeni swoistą poprawnością, a sam przekaz zawiera to co czują serca i myślą głowy. Do takich źródeł należy portal „Wirtualny Sztetl”, będący multimedialnym projektem Muzeum Historii Żydów Polskich – Polin. Trzeba dodać, iż w celu dotarcia do najszerszego grona odbiorców zawartość portalu przygotowywana jest – poza polskim – również w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim, białoruskim i (nowo)hebrajskim. Nie znalazłem danych pozwalających dokładnie określić ilość czytelników „Wirtualnego Sztetla”, lecz jest to dobrych kilka milionów odsłon rocznie (np. w okresie 2009-2017 było to 35 milionów wejść). Baza odbiorców nie jest zatem mała. Z czym zatem zapoznają się goście portalu? Tematyka obejmuje bardzo wiele zagadnień. Od lokalizacji gmin żydowskich w Polsce, przez kwestie genealogiczne, wirtualne wystawy, video-relacje, aż po leksykon historii Żydów na ziemiach polskich. I ten ostatni aspekt jest najciekawszy. Dlaczego?

Jak wiadomo społeczności żydowskie zamieszkują w Polsce od setek lat. Dłużej nawet niż wspomniani wyżej Tatarzy. Można byłoby zatem sądzić, iż współczesny członek wspólnoty żydowskiej winien czuć się związany z krajem swego urodzenia, oddychać jego problemami, czuć rytm spraw polskich i traktować dzieje Polski jako własne. Niestety, odnoszę wrażenie, że to mylny sąd. Pominę zadziwiającą wybiórczość biogramów sławnych Żydów/żydów, w którym obok prawdziwych tuzów intelektu, przedsiębiorczości czy sztuki znalazło się miejsce na osoby znane chyba tylko swoim rodzicom, ale postaciom zapisanym w dziejach polskich krwawymi zgłoskami nie poświęcono prawie wcale uwagi. Zwrócę za to uwagę na treści poświęcone historii kraju nad Wisłą. Oto jedna z takich notek autorstwa A. Grupińskiej:

Agresja radziecka na Polskę w 1939 roku – 23 sierpnia 1939 r. w Moskwie minister spraw zagranicznych Rzeszy Joachim Ribbentrop i komisarz spraw zagranicznych ZSRR, Wiaczesław Mołotow podpisali pakt o nieagresji, do którego dołączono tajny protokół, zapowiadający m.in. podział terytorialny Polski na linii rzek Narew-Wisła-San jako wynik działań wojennych. 17 września Armia Czerwona wkroczyła na terytorium wschodniej Polski, prowadzącej od 1 września wojnę z Niemcami. Oficjalną przyczyną była interwencja w obronie zamieszkującej Kresy Wschodnie ludności białoruskiej i ukraińskiej. Armia Czerwona napotkała bardzo słaby opór nielicznych oddziałów Korpusu Obrony Pogranicza. Rząd polski nie wypowiedział wojny ZSRR, choć potępił agresję. Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał rozkaz nie podejmowania walki ofensywnej z oddziałami sowieckimi. Tego samego dnia, 17 września, rząd polski i Naczelny Wódz opuścili terytorium Polski i znaleźli się w Rumunii. 22 września wojska radzieckie zajęły Lwów. 28 września podpisano drugi układ Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego granicę między strefą okupacji radzieckiej a niemieckiej przeniesiono na rzekę Bug.

I co? Chłód, beznamiętność, opis rodem z laboratorium naukowca badającego przedstawicieli obcej cywilizacji. Brak „gęstego”, łez i sensu. Taki hołd złożony lakonizmowi. W podobnym tonie sporządzono wpisy poświęcone innym tragicznym wydarzeniom z naszych dziejów. Gdy jednak zajrzeć do notek dotyczących ludności żydowskiej, to napotykamy całą gamę uczuć i feerię dociekań. Już nawet po pobieżnej lekturze haseł zamieszczonych w „Wirtualnym Sztetlu” można odnieść wrażenie, że ich autorzy li tylko z uciążliwego obowiązku skreślili po kilka zdań dotyczących losów całej wspólnoty polskiej. Tak jakby wszystkie tragiczne i radosne procesy oraz wydarzenia działy się obok społeczności żydowskiej, a ich znaczenie wyznaczało jedynie to, czy dotykały one Żydów. Nie mam zamiaru odbierać  autorom projektu sygnowanego przez „Polin” prawa do tworzenia go w oparciu o własną optykę, ale niezrozumiałym staje się z tej perspektywy szumne deklarowanie przynależności do „Rzeczpospolitej Przyjaciół”.

W przypadku treści zamieszczanych w sieci przez polskich Tatarów czy Ormian, widać wyraźnie ich związek z życiem Polaków i Polski. Zarówno zwycięstwa jak i klęski są przez nich współodczuwane i traktowane jak własne. Ale gdy chodzi o zawartość portalu „Wirtualny Sztetl”, nawet przy olbrzymiej dozie dobrej woli, nie da się tak jej ocenić. Niestety, lecz osobiście odczytuję to jako wzorcowy przykład dwulicowości i nieszczerości, a przy tym ogromny kawał… złej roboty.

Tak sobie myślę, że zarówno Szymon Aszkenazy jak i Wilhelm Feldman, czyli wielcy i zasłużeni dla Polski polihistorzy pochodzenia żydowskiego, nie znaleźliby w swych słownikach  słów, którymi chcieliby skarcić autorów wpisów do „Wirtualnego Sztetla”. Nie tylko za pychę i brak profesjonalizmu, ale przede wszystkim za… głupotę, bo z takiej mąki nie będzie chleba.

Link:

https://sztetl.org.pl/pl/slownik/agresja-radziecka-na-polske-w-1939-roku

Opublikowano: na Salon24.pl 21 września 2019,