Od wielu lat jesteśmy świadkami powtarzającego się spektaklu, w którym politycznie umocowani przestępcy, przyłapani na gorącym uczynku, wypierają się swoich czynów i są wspierani przez broniące ich środowiska jękami, wręcz wspólnotowym wyciem o domniemaniu niewinności. Te jęki są zwykle pierwszym aktem tych działań, które Sławomir Neumann szczerze i bezpośrednio sformułował, wzmacniając swoje wyznanie zwyczajowymi dla polityków Koalicji Obywatelskiej wulgarnymi przerywnikami. Później następuje zwykle długotrwałe potwierdzanie domniemania niewinności, aż sprawa doprowadzona jest do zatarcia, zapomnienia, a najczęściej ulega przedawnieniu starannie uknutemu przez adwokatów i „niezawisłych” sędziów.


Nie chodzi tu o sprawy, w których istotnie dowody na popełnienie przestępstwa są niejasne i wymagają wyjaśnienia, ale o takie, w których wina jest ewidentna, zwłaszcza gdy materiały operacyjne są całkiem jednoznaczne i widziała je „cała Polska”. Przestępstwo Sawickiej jest tutaj klasycznym przykładem, a w obfitej sekwencji takich zdarzeń mieści się zarówno dr Garlicki, uczestnicy niezliczonych afer, biesiad w restauracjach, promotorzy lipy Amber Gold, zlodzieje SKOKu Wołomin, mafie reprywatyzacyjne w Warszawie i innych miastach, skorumpowani politycy w rodzaju Gawłowskiego, Burego, Kwiatkowskiego, aż po uczestniczących w przestępstwach prawników i sędziów, którzy najzwyczajniej w świecie uznają, że wolno im kraść i wspierać przestępców. Większość tych spraw powinno się szybko rozstrzygać tak, jak dzieje się to w wielu krajach. W Polsce sprawy wloką się przez długie lata, by złoczyńcy, bronieni jak niepodległość, korzystali z wolności i planowali kolejne przestępstwa i kariery partyjne. Ta bezkarność obejmuje prawie wyłącznie przestępców gromadzących się wokół dzisiejszej totalnej opozycji.
Z całkiem odwrotną sytuacją mamy do czynienia w przypadkach oskarżeń kierowanych w stronę polityków Prawa i Sprawiedliwości. Oskarżenia te zawsze dotyczą zarzutów w sprawach błahych, niejasnych, wywołanych prowokacjami, skupiają się głównie na podejrzeniach, hałaśliwie, w ciągły sposób nagłaśnianych, a ataki i krzyki oskarżających zawsze opierają się na domniemaniu winy. Są sprawy ciągnące się latami i pozostają niedomknięte, by obrócić się w taką farsę, jak sprawa wieżowców, które Porozumienie Centrum, a zwłaszcza J. Kaczyński chcieli wybudować przy ul. Srebrnej w Warszawie. W tej sprawie pozostało hasło „Srebrna” brzmiące jednostajnie negatywnymi skojarzeniami, a pośród zmanipulowanych ludzi mało kto rozeznaje, że istotą „afery” była bezprawna odmowa dla legalnej budowy, której inwestor nie był skłonny dać łapówki przyzwyczajonym do takich praktyk decydentom.
Prowokacje i oskarżenia najczęściej kierowane są wobec ludzi mających zasługi dla Polski, ale takie zasługi, które jednocześnie naruszają interesy zdemoralizowanej, mafijnej grupy polityków usadowionych od wielu lat w ośrodkach władzy państwowej, a zwłaszcza samorządowej. Drastycznym przykładem był wyrok sądu skazujący na karę więzienia Mariusza Kamińskiego, jako akt zemsty za stworzenie od zera nowej instytucji CBA, która w krótkim czasie zdążyła wykazać nadzwyczajną sprawność w walce z korupcją. Oskarżający Kamińskiego i ściśle współpracujący z nimi sędziowie nie zdążyli uprawomocnić wyroku, a wściekłość ujawniona przy krytyce prezydenckiego aktu łaski zamykającego sprawę, pokazuje kim są ci gracze wspierający przestępców i jak szerokie mają poparcie, a zwłaszcza, jak głęboko weszła ta zgnilizna w zdemoralizowaną trzecią władzę.
Wiele spraw nigdy nie jest do końca wyjaśnionych, ale pozostają w sferze publicznej jako hasła budzące negatywne skojarzenia. Kto dzisiaj wie, jakie to poważne grzechy ma na swoim sumieniu Bartłomiej Misiewicz poza objawami lekkiego, młodzieńczego zawrotu głowy od sukcesów w przyspieszonej karierze? Jakieś śledztwa i procesy trwają, nikt nie wie kiedy sprawy będą do końca wyjaśnione, ale byle kto, od wielu już lat wyciera sobie gębę nazwiskiem, które ma budzić negatywne skojarzenia. Romualda Szeremietiewa trzymano w takiej sytuacji 15 lat, a gdy wszystkie zarzuty okazały się być fałszywe, nastała cisza w tej sprawie, a fałszywi oskarżyciele, zwłaszcza B. Komorowski, nie ponieśli żadnych konsekwencji. Niedawno mieliśmy coś, co jest nagłaśniane jako „afera Kuchcińskiego”. Żadne prawo nie zostało złamane, nawet obyczaj nie był naruszony, zlekceważono nawet samolotowe „obyczaje” Borusewicza, Tuska, które wyznaczały dotychczasową praktykę, a rzucono na pożarcie M. Kuchcińskiego, bo znakomicie i rzetelnie prowadził działania Sejmu RP. 
Nic mnie nie zaskoczy ze strony przeciwników skupionych w totalnej opozycji i nie wierzę, by tak zdegenerowani ludzie byli zdolni do refleksji. To są rzeczywiście ludzie „gorszego sortu”, oni się nie zmienią, ich trzeba szybko i sprawnie wymienić na ludzi sumienia. Żałuję, że 13 października 2019 w znacznej mierze zmarnowano wielką, niepowtarzalną szansę na takie oczyszczenie. Irytuje mnie natomiast, skrajnie defensywna postawa polityków „dobrej zmiany”. W istocie to oni, dysponując najskuteczniejszym narzędziem, jakim jest prawda, nie korzystają z tego, a pozwalają na zrównanie zupełnie nieporównywalnych sytuacji. Czy choćby te niezliczone już przykłady najpoważniejszych zarzutów prokuratorskich, toczących się w nieskończoność spraw sądowych i karygodne działania prawnych obrońców broniących przestępców „jak niepodległości”, można zestawić na równym poziomie z domniemanymi winami polityków używanych jako kozły ofiarne? Czy nie wystarczy choćby przyjrzeć się dobrze nagraniom z rozmów prominentnych przedstawicieli „gorszego sortu”, wysłuchać ich nagminnie powtarzającego się języka pełnego wulgaryzmów, zauważyć jakie rysują plany dla siebie i perspektywy dla Polski? Przecież nie ma czegoś porównywalnego z drugiej strony! Przeciwnicy nawet nie mają czego nagrywać, a gdy już nagrają, to jest to najwyraźniej całkiem niewinne.
To, o czym piszę, najłatwiej jest zobrazować na przykładzie najnowszej tzw. „afery Banasia”, w której nic jeszcze nie jest jasne, a toczy się standardowa kampania oszczerstw wykorzystująca tę niejasność i przyjmująca nadto powszechnie domniemanie winy. Minęło już trochę czasu od jej początku, wszystko przebiega według znanego schematu, mogę więc bez wahania wyznać, że nie nastąpiło dotąd nic, co kazałoby mi podważyć domniemanie niewinności. Najnowsze oświadczenie Mariana Banasia przyjmuję z satysfakcją, jako znaczące potwierdzenie fałszywości oskarżeń i wzmocnienie mojej wiary (tak wiary!) w niewinność oskarżanego z następujących powodów:        

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 31 października 2019r