Można się sprzeczać, co do zasięgu i skali pomocy państwa dla przedsiębiorców przybitych pandemią. Nastał jednak czas, kiedy można wyciąć sztywne wydatki, które dobijają państwo. Na razie premier Morawiecki zaoferował bombę zegarową z opóźnionym zapłonem. Przedsiębiorcy mogą nie płacić składek ZUS, ale potem, nawet jeśli pandemia nie minie, trzeba będzie w krótkim czasie podwoić, potroić miesięczny dochód, żeby zadowolić państwowego ubezpieczyciela.

W tej sytuacji aż się prosi, żeby ciąć sztywne wydatki. A jest co ciąć. Wiele państwowych, unijnych i międzynarodowych instytucji nie zdało egzaminu w obliczy koronawirusa.

Na przykład wszystkie polskie instytucje epidemiologiczne. Jeżeli wierzyć internetowi, to są cała ta sieć rozbita na województwa i opłacana z samorządowych i państwowych pieniędzy, nawet nie drgnęła z ostrzeżeniami, kiedy koronawirus zaatakował Chiny, a potem Włochy. Nic. Żadnego ostrzeżenia, żadnej informacji. Po co nam takie służby?

Pod skalpel powinni także pójść dyrektorzy placówek Poczty Polskiej. Poczta miała rzekomo pozostać blisko klienta mimo ciężkich czasów, to znaczy otwierać podwoje na przemian w godzinach dopołudniowych i popołudniowych. W większości placówek skończyło się na otwarciu przed godziną 15:00, co zupełnie odebrało dostęp do usług państwowej poczty tym obywatelom, którzy wciąż jeszcze pracują. Dyrektorów, którzy na to pozwolili, powinno się od razu usunąć. Najwyraźniej nie dorośli do sytuacji kryzysowych. W normalnych warunkach, zwłaszcza pod płaszczykiem państwowych zezwoleń i koncesji obliczonych na wycięcie konkurencji, prowadzenie biznesu można powierzyć sprzątaczce - z całym szacunkiem dla pań wykonujących istotną w każdej korporacji pracę. Dyrektorzy, którzy nie sprawdzili się podczas kryzysu są do usunięcia.

Dalej Światowa Organizacja Handlu (WTO), której strony internetowe dopiero w bieżącym tygodniu odnotowały inwazję koronawirusa. Zdaje się, że Polska dokłada się do tej organizacji. Chyba nadszedł czas, żeby odciąć finanse.

I jeszcze unijne urzędy do spraw kontroli granic, które o ograniczeniu ruchu na przejściach granicznych dowiedziały się z mediów po tym, gdy państwa wybrały izolację. Po licho Polsce taki urząd?!

I tak dalej, i tak dalej. Jednym z ciekawszych apeli ostatnich dni było rozpaczliwe wołanie Janusza Józefowicza o przebookowanie biletów zakupionych w jego teatrze na jesień. Tego samego Józefowicza, który rok, dwa lata temu chwalił się w mediach rozległą posiadłością z pałacykiem w centrum za trzy miliony złotych. Mając na uwadze taki majątek, chyba można założyć, że aktor przetrwa kryzys lepiej, niż przedsiębiorcy i pracownicy z ratami kredytu na karku.

Premier Morawiecki może się mylić, co do skuteczności podjętych działań. Tylko że zmartwienia nie zwalniają go z oszczędności w budżecie. Teraz nastał czas, żeby drastycznie ciąć koszty.


Opublikowano na Salon24.pl 19 marca 2020r,