Tak, kiedyś to były wybory. Równe, powszechne, sprawiedliwe, z uczciwą kampanią i rzetelnymi mediami. Łza się w oku kręci. Np. dekadę temu, po Smoleńsku. Jedna strona wyjąca z bólu, grzebiąca bliskich i przyjaciół, druga - choć też straciła parę osób - wręcz wesoła, zadowolona z siebie jak zawsze. Już z pełnią władzy, już z kluczami do sejfów. Lech Kaczyński już nie przeszkadza, wynik głosowania nie jest żadną niewiadomą.

Albo ta parlamentarna kampania, w czasie której Jarosław Kaczyński jak najbardziej słusznie zwrócił uwagę, że RAŚ może być ukrytą opcją niemiecką. Sens jego wypowiedzi był oczywisty, ale media bardzo długo wbijały do głów wyborców, że atak na Ślązaków, podważanie ich polskości. Wbijały, choć wiedziały, jaka była intencja i sens tej wypowiedzi.
Takich „trzydniówek wzmożenia moralnego” było więcej, właściwie stanowiły stały element krajobrazu politycznego. Były możliwe, bo mieliśmy przecież do czynienia z faktycznym monopolem medialnym. Poszczególne wydania telewizyjnych programów informacyjnych, zdarzało się, koordynowały ze sobą układ informacji, tak by nikt nie pomyślał nawet, że może być inaczej niż głoszą największe media.
Były też wybory takie jak te samorządowe z roku 2010-go, gdy w granicach województwa mazowieckiego ludność masowo wrzucała głosy nieważne, a w innych regionach już nie.
No i wreszcie pamiętna elekcja z 2014-go roku, gdy Polskie Stronnictwo Ludowe zawojowało świat, choć ani sondaże, ani badania exit poll na to nie wskazywały.
A były i historie jeszcze ciekawsze. A to karty odnalezione w bagażniku, a to worki z głosami porzucone w jakiejś piwnicy…
Tak, historia III RP to w sumie opowieść o równych, sprawiedliwych i uczciwych wyborach, w których toczyła się rzetelna debata, wyborcy mieli pełnię informacji, a każdy miał równe szanse.
Teraz - gdy wielkie telewizje prezentują różne poglądy i światopoglądy, gdy media społecznościowe uczyniły cenzurę niemożliwą, gdy każda ważna wypowiedź lotem błyskawicy obiega Polskę, gdy debata publiczna jest chyba najbardziej otwarta i pluralistyczna w całej Europie, gdy urny są przeszklone - to już nie wybory.
To śmierć demokracji. To - nie ukrywajmy - dyktatura. Bo czy kraj, w którym każdy wyborca dostanie do domu kartę do głosowania, i będzie mógł wyrazić swoją wolę w sposób wolny i tajny, może mienić się demokratycznym?

Tekst ukazał się na portalu wPolityce 11 kwietnia 2020r