Moje życie zawodowe to dane. Kocham dane! Spoglądam na wykres i wiem co jest grane. Podobnie z tabelą, jeśli można ją posortować po dowolnej kolumnie (a zazwyczaj można - czuwają nad tym specjaliści tacy jak ja i lepsi ode mnie). Przy stosunkowo niewielkiej liczbie rekordów mogę nawet na pierwszy rzut oka określić czy dane są wiarygodne czy też niepełne lub ktoś przy nich manipulował. Przykładowo pięć lat temu wystarczyło że zajrzałem do portalu https://mamprawowiedziec.pl aby na 100% stwierdzić, że ktoś grzebał przy odpowiedziach Andrzeja Dudy (dwie odpowiedzi zupełnie nie pasowały do wszystkich pozostałych i akurat do nich doczepił się Komorowski w trakcie debaty - amatorszczyzna i fuszerka,

ludzie Komorowskiego nawet tak prostego sabotażu nie potrafili przeprowadzić jak należy). Bo dane muszą do siebie wzajemnie pasować - więzy integralności, relacje pomiędzy tabelami, funkcje, procedury i triggery (fragmenty kodu wyzwalane zdarzeniami np.: dodaniem, usunięciem lub modyfikacją rekordu) właśnie temu służą. A jak się tylko pod kątem zaplanowanego ataku w debacie zmieni w dwóch kolumnach 0 na 1 (aby użytkownikowi przeglądającego wyniki przy pytaniu zamiast zaznaczonej odpowiedzi "przeciw" wyświetliło się "za"), to wychodzi tak, jak wtedy.
Moje hobby to polityka. W wolnych chwilach obserwuję ją od lat. Ale dziś mało będzie o polityce. Dziś będzie o koronawirusie w świetle danych - bez tego, co robi z tymi danymi polityka. Choć pewna interakcja będzie, bo decyzje polityków przekładają się na nasze życie, co widać w danych: liczbie zachorowań, zgonów, wyzdrowień, aktywnych przypadków. Można na ten temat znaleźć setki artykułów, więc dlaczego piszę? Bo ktoś powiedział, że są trzy stopnie kłamstw: kłamstwo, wierutne kłamstwo i statystyka. Bawiąc się statystyką można "udowodnić" każdą, nawet najbardziej kłamliwą tezę. Niech ten artykuł pozwoli spojrzeć na dane w sposób rozumny tym wszystkim, co jeszcze są w stanie te dane zrozumieć.
1. Jaki parametr przy ocenie sytuacji należy porównać w pierwszej kolejności?
Z pewnością nie jest to liczba zachorowań w danym momencie, bo w różnych krajach pandemia zaczęła się w różnym czasie. Także nie jest to liczba zachorowań ogółem, bo wystarczyłoby ograniczyć liczbę testów, aby w statystykach stać się liderem zwalczania koronawirusa. Liczba testów też nie jest żadnym wskaźnikiem, bo te najczęściej wykonuje na dwa sposoby: rekurencyjnie, czyli bada otoczenie osób u których wcześniejsza seria testów wykryła zakażenie (więc kraj najmniej zakażony będzie najmniej testował) lub sektorowo czyli badając całe grupy np.: osoby przyjmowane do szpitala lub pracowników danej firmy (wówczas liczba testów nie wynika z przebiegu epidemii, ale może mieć na niego pozytywny wpływ). Pewnym wskaźnikiem jest procent testów pozytywnych, ale on może się zmieniać wraz ze zmianą strategii testowania.
Najbardziej wiarygodnym wskaźnikiem jest liczba zgonów na milion obywateli. Dlaczego? O ile łatwo można manipulować liczbą wykrytych przypadków, to masowych zgonów w warunkach europejskich nie uda się ukryć. Jak to wygląda w Europie? Na dzień dzisiejszy (12.06.2020) kraje europejskie można podzielić na trzy grupy:
0 do 99 zgonów na milion - do tej grupy zaliczają się wszystkie kraje Europy wschodniej (najlepiej poradziła sobie Słowacja 5, najgorzej Mołdawia 95, a w środku stawki jest Polska 32 zgony na milion) oraz cztery kraje Europy zachodniej (Grecja 18, Islandia 29, Norwegia 45, Finlandia 59, i Austria 75 zgonów na milion)
100 do 399 zgonów na milion - państwa Europy zachodniej (Dania 103, Niemcy 106, Portugalia 148, Szwajcaria 224, Irlandia 345, Holandia 353 zgony na milion),
powyżej 400 zgonów na milion - 6 państw Europy zachodniej (Francja 450, Szwecja 481, Włochy 565, Hiszpania 580, Wielka Brytania 611, Belgia 832 zgony na milion obywateli).
Wnioski są oczywiste. Strategia biedniejszych państw polegająca na szybkim reagowaniu i radykalnych krokach (wschód Europy plus Grecja) okazała się zdecydowanie korzystniejsza od strategii bogatych państw starej unii, które te dopiero przy tysiącach przypadków chorobowych wdrażały te kroki, które Polska i cala reszta państw nowej unii wdrażały przy setce wykrytych przypadków. Włochom wydawało się, że szybko stłumiły pierwszą falę, dlatego miały Bergamo (ogromny wpływ na rozprzestrzenianie wirusa miało zachowanie kibiców, duży także zachorowania wśród służby zdrowia). Postępowanie rządu Hiszpanii zakrawa na określenie mianem ludobójstwa - zezwolenie na wielotysięczne manifestacje feministyczne z okazji 8 marca przy tysiącach przypadków chorobowych doprowadziło do tragedii. Do podobnej w skali tragedii doprowadziło stosowanie strategii "odporności stadnej" i tylko od gęstości zaludnienia zależało czy tragedia ta była mniejsza (Szwecja - warto podkreślić, że sąsiadujące z nią Norwegia i Finlandia znalazły się w grupie państw o najniższej śmiertelności) czy większa (Wielka Brytania). Najlepsze wyniki osiągnęła Słowacja, która zareagowała najszybciej (wprawdzie tylko o jeden dzień przed Polską, ale przy niższej liczbie zakażeń). Opowiadania o tym, że kraje postkomunistyczne poradziły sobie lepiej, bo za komuny miały lepszą służbę zdrowia z obowiązkowymi szczepieniami powinny wywoływać salwę śmiechu. Ale co poza sponsorowaniem "naukowców" propagujących takie tezy mogą zrobić w swojej obronie rządy krajów, których śmiertelność jest kilkadziesiąt razy większa niż w przypadku Polski? Jedyne rozsądne wyjaśnienie znalazło się dwukrotnie na łamach "Financial Times": rządy państw biedniejszych zareagowały prawidłowo dlatego, że miały świadomość słabości swoich systemów opieki zdrowotnej, które przy masowych zachorowaniach zawaliłyby się szybciej niż system włoski. Fakt, że ubożsi rzadziej przekraczają granice dał tym krajom więcej czasu na reakcję (późniejszy początek epidemii) i wykorzystały one ten czas w sposób wzorowy.

Źródło: https://www.worldometers.info/coronavirus/#countries
2. Jak wygląda przebieg epidemii w Polsce?
Od 4.03.2020 do 17.03.2020 mieliśmy typowy dla wszystkich krajów bardzo nieregularny, bardzo wysoki procentowo wzrost przypadków.
Od 18.03.2020 do 19.04.2020 mieliśmy wzrost w postępie geometrycznym przy stopniowo zmniejszającym się ilorazem ciągu (wraz z kolejnymi restrykcjami) od 1,26 do 1,059 (czyli dziennym przyrostem spadającym od 26% do 6%)
Od 20.04.2020 mamy stabilizację - stałą liczbę wykrywanych przypadków w zakresie 200-400 dziennie, która chwilowo (w przypadku wykrycia dużych ognisk) wzrasta na kilka dni do przedziału 400-600 przypadków. Procentowy przyrost zakażeń w tym okresie spadł od 6% do około 1% (przy skokach do 2,5% w momencie wykrycia ogniska).
Porównując wykresy liczby zachorowań, zgonów, wyzdrowień i przypadków aktywnych widać, że do 20.04.2020 sytuacja wyglądała niepokojąco, od 21.04.2020 do 5.06.2020 ładnie się ustabilizowała, a od 5.06.2020 nowe ogniska zachorowań wyraźnie popsuły nam statystyki.
Szczyt epidemii mieliśmy pomiędzy 28.03.2020 a 11.04.2020. Na ten okres przypada największy procent testów z wynikiem pozytywnym (powyżej 4%). W dniach 6.06.2020 - 08.06.202 mieliśmy "mini szczyt" (powyżej 3% wyników pozytywnych).
Żródło: https://epidemia-koronawirus.pl/
3. Jaki był cel działań rządu?
Ten wykres wysyłaliśmy sobie na początku "narodowej kwarantanny" wraz z hasłem "Zostań w domu":

Celem działań było takie wypłaszczenie krzywej zachorowań, aby system zdrowia wytrzymał. Wolne łóżka i respiratory w szpitalach zakaźnych (90% respiratorów nie było potrzebnych na żadnym etapie pandemii) wskazują na to, że cel udało się osiągnąć. Rodzi się pytanie: czy rząd nie przedobrzył? Jeśli nawet, to lepiej było przedobrzyć niż mieć scenariusz włoski, hiszpański lub angielski.
I tu pojawiają się najciekawsze dane. Polski Instytut Ekonomiczny przeanalizował liczbę zgonów. W czasie epidemii było ich mniej niż w poprzednich latach. Nie mam danych z innych państw wschodu Europy, ale odnotowany spadek śmiertelności wydaje się fenomenem. "Na podstawie analizy różnych wariantów można stwierdzić, że w Polsce w trakcie epidemii liczba zgonów była niższa o ok. 1-2 tys. - 100-200 tygodniowo. Tymczasem w niektórych krajach Europy Zachodniej mogła być wyższa nawet o 75 proc." W niektórych miastach Polski (np.: w Krakowie) śmiertelność spadła o ponad 10% w momencie gdy w Hiszpanii lodowisko przerobiono na kostnicę, bo krematoria nie wyrabiały. Łączna liczba wykrytych zachorowań w Polsce (28 557) jest porównywalna z łączną liczbą zgonów w Hiszpanii (27 136) i mniejszą od liczby zgonów we Francji (29 374), Włoszech (34 223) i Wielkiej Brytanii (41 481).
Jednak jest też druga strona medalu. Od kilku dni liczba nowych zachorowań w Polsce jest porównywalna z tą liczbą na zachodzie Europy. Dane z 12.06.2020 prezentują się następująco: Polska 376, Niemcy 456, Hiszpania 502, Francja 726, Wielka Brytania 1 541. W dniach 6, 7 i 8 czerwca, gdy mieliśmy "mini szczyt" zachorowań w statystykach znaleźliśmy się na drugim miejscu za Wielką Brytanią (Rosji, Ukrainy i Białorusi w analizie nie uwzględniam, bo ze względu na inny model społeczeństwa tam epidemia zaczęła się jeszcze później). W Polsce liczba zgonów ustabilizowała się na poziomie kilku-kilkunastu dziennie. To dobrze i źle, bo jest to wynik zbliżony do dużo bogatszych Niemiec (łączna śmiertelność w tym kraju była jedną z najniższych w Europie zachodniej "tylko" czterokrotnie wyższa niż w Polsce) i dużo lepszy niż we Francji (28 zgonów na dobę), Szwecji (40), Włoch (56) i Wielkiej Brytanii (202 zgony na dobę). Źle, bo jeśli tendencja się utrzyma, to przed końcem sierpnia łączna ilość zgonów na Covid-19 w Polsce podwoi się. I na tym przykładzie najdobitniej widać, ze żonglując danymi statystycznymi można udowodnić wszystko. Ponieważ Polska należy do grupy krajów w których łączna liczba zachorowań, a tym bardziej zgonów jest najniższa, więc procentowo nowych zachorowań i zgonów mamy bardzo dużo. Gdybyśmy przeszli hekatombę jak Hiszpania lub UK, to nasz dzisiejszy wynik byłby szczytem marzeń.
4. Jak sytuację epidemiologiczną przedstawia się w mediach?
Ten wykres pokazano w stacji TVN.

Mniej spostrzegawczym wyjaśnię, że skala dla Polski (podziałka z lewej strony) ma o jedno zero mniej niż skala dla wszystkich pozostałych państw przedstawionych na wykresie (podziałka z prawej strony). Dziesięć tysięcy przypadków aktywnych czy sto tysięcy przypadków aktywnych - co to za różnica? Jeśli chce się wmówić idiocie (którym trzeba być, by wierzyć w to, co prezentuje TVN) że sytuacja w Polsce jest gorsza niż w Niemczech, Francji, a nawet w Hiszpanii i we Włoszech, to rzeczywiście żadna różnica. Gdyby wykresy przedstawiono w tej samej skali to linia dla Polski byłaby prawie płaska, niewiele odstająca od zera i osiągająca swoje maksimum w tym punkcie w którym kończy się ledwie widoczna, bo narysowana w kolorze czarnym na ciemnoszarym tle (a Polska na czerwono - cóż za "zbieg okoliczności") linia dla Niemiec, czyli poniżej połowy odległości między zerem a pierwszą linią na podziałce. Ale przecież nie o taki efekt "niezależnej" i "Obiektywnej" stacji chodzi.

5. Jak epidemia w Polsce może wyglądać w przyszłości?
Warto podkreślić, że żaden z modeli komputerowych przebiegu epidemii w Polsce nie spełnił się w całości. Nawet prognozy najbardziej zbliżone do rzeczywistego przebiegu trzeba było wielokrotnie modyfikować. Każde wprowadzenie ograniczenia zmniejszało liczbę zachorowań, a każde zniesienie ograniczeń przedłużało czas wychodzenia z epidemii. Jeśli jakaś firma twierdzi, że jej model sprawdził się w 90% to znaczy, że jej przewidywania na najbliższe dwa tygodnie odbiegały o 10% od rzeczywistości, ale po dwóch tygodniach trzeba było model aktualizować, bo "rozjazd" z rzeczywistością dla kolejnych tygodni był "w cały świat". Dlatego jeśli ktoś mnie pyta jak będzie wyglądał przebieg epidemii w przyszłości, to odpowiedź brzmi: "nie wiem". Koronawirus zachowuje się inaczej niż większość wirusów z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnim stuleciu (dość długi okres wylęgania, duża ilość przypadków bezobjawowych, ale także dziwnych powikłań, średnia ilość przypadków śmiertelnych). Ta pandemia jest pierwszą na taką skalę w zglobalizowanym i aż tak mobilnym świecie (poprzednia miała miejsce dokładnie 100 lat temu - to był zupełnie inny świat). Dlatego cały czas się tego wirusa uczymy - wszyscy bez wyjątku, od naukowców i lekarzy poprzez rządy aż po zwykłych obywateli. Nikt w Europie nie był przygotowany na taką sytuację (co nie zmienia faktu, że biedne kraje UE lepiej sobie poradziły z nią od bogatych - patrz punkt 1) i jeśli ktoś gra tym tematem, to zwyczajnie kłamie i manipuluje. Spośród wszystkich krajów świata jedynymi przygotowanymi na SARS-COV-2 było kilka niewielkich państw azjatyckich, które wcześniej zmierzyły się z SARS i MERS.
A gdybym miał "gdybać" i bawić się w przewidywanie przeszłości? W tym momencie muszę przejść od twardych danych liczbowych do tego, co jest podawane w komunikatach werbalnych i niewerbalnych. I tu chciałem zaapelować do Ciebie drogi Czytelniku, abyś zastanowił się czy możesz czytać dalej ten artykuł. Jeśli spokojnie, choć może z pewnym zaskoczeniem przyjmowałeś przytaczane przeze mnie powyżej dane liczbowe, to możesz go czytać dalej. Natomiast jeśli kłóciłeś się z twardymi danymi liczbowymi, to analiza wiedzy o tym co Szumowski powiedział i czego nie chce powiedzieć w rękach takiego idioty może być równie niebezpieczna jak walizka z przyciskiem do odpalania rakiet z głowicami atomowymi w rękach małpy. Więc jeśli jesteś przygłupem, to się w tym momencie na mnie obraź i dla dobra swojego i innych dalej nie czytaj.
Skoro zdecydowałeś się czytać dalej, to pewnie zauważyłeś już, że polski rząd jest odważny w znoszeniu wprowadzonych wcześniej ograniczeń (zezwala na organizację wesel na 150 osób, a nawet imprez sportowych z udziałem kibiców), a jednocześnie minister Szumowski jest bardzo ostrożny w prognozowaniu dalszego rozwoju epidemii i ostrzega, że w przypadku gwałtownego rozwoju zachorowań ograniczenia mogą powrócić. Dlaczego? Dlatego że charakterystyka zakażeń w Polsce przez te trzy miesiące diametralnie zmieniła się. W pierwszych dniach co trzeci przypadek wyglądał następująco: "Do szpitala zgłosiła się kolejna osoba u której test potwierdził obecność koronawirusa. Stan zdrowia tej osoby jest dobry." po kilku dniach "Stan zdrowia tej osoby się pogorszył, została intubowana i umieszczona w śpiączce farmakologicznej" następnie "Stan zdrowia osoby nie zmienia się - jest ciężki, ale stabilny" aż wreszcie "Z przykrością informujemy, że osoba zmarła." Później to się poprawiło na tyle, że respirator potrzebny był co dziesiątej chorej osobie, a umierała co dwudziesta (czyli 5% śmiertelności - bardzo dużo, ale już nie 30%). Obecnie ponad 90% wykrywanych zakażeń ma przebieg bezobjawowy, a u pozostałych 10% przypomina grypę. Ofiary śmiertelne pojawiają się najczęściej wtedy, gdy wirus zostaje przywleczony na oddział szpitalny lub do domu pomocy społecznej.
Z czego wynika zmiana charakterystyki zachorowań? Wpływ na to miało wiele czynników. Przede wszystkim ludzie w trakcie "narodowej kwarantanny" zaczęli dbać o swoje zdrowie - przestali chodzić do pracy łykając środki przeciwgorączkowe i posyłać do szkół i przedszkoli dzieci "z glutem do pasa" - stąd także spadek śmiertelności. Po drugie początek koronawirusa zbiegł się w czasie ze szczytem zachorowań na grypę AH1N1. Wprowadzone przez rząd ograniczenia nie tylko przerwały transmisję koronawirusa, ale także przerwały epidemię grypy, więc ten drobnoustrój przestał osłabiać układy odpornościowe Polaków. Po trzecie zadziałał czynnik sezonowy - u Polaków zawsze późną wiosną i latem odporność organizmów zdecydowanie poprawia się. Po czwarte ludzie zaczęli bardziej dbać o higienę, dlatego ilość koronawirusa, jaki sobie lub innym aplikują w jednorazowej dawce jest zdecydowanie niższa niż na początku epidemii, a to ma ogromny wpływ na przebieg choroby - niewielką ilość wirusa układ immunologiczny osoby bez innych chorób pokonuje, a oplucie lub oparskanie innej osoby lub przeniesienie na śluzówkę tego, co na klamce pozostawił ktoś kichający w dłoń często kończyło się śmiercią "okichanego". Wreszcie po piąte zadziałał czynnik statystyczny - liczba zakażeń stwierdzanych w pierwszych tygodniach z przyczyn technicznych była mocno zaniżona. Testy przeprowadzano tylko w dwóch przypadkach: kiedy ktoś był tak ciężko chory, że wymagał pilnego leczenia szpitalnego (chodzi o zapalenie płuc - w tym przypadku testy wykonywano na cito, aby lekarz wiedział czy podawać antybiotyk osobie zakażonej bakteryjnie czy nie podawać osobie z koronawirusem), oraz osobom z lekkimi objawami, które jednocześnie przybyły z zagranicy lub miały kontakt z cudzoziemcami lub osobą chorą (wtedy na wynik testu czekało się około trzech dni, bo tak były przeciążone laboratoria). Pozostałe przypadki (bezobjawowe lub z lekkimi objawami ale bez kontaktu z osobami chorymi) odsyłano na kwarantannę. W miarę jak zwiększono możliwości testowania z 2 tysięcy do ponad 20 tysięcy na dobę, wówczas zaczęto stosować model rekurencyjny - testować osoby, które miały kontakt z osobami u których wykryto zakażenie. W momencie gdy liczba wykrytych przypadków z modelu rekurencyjnego spadła i pojawiły się wolne moce przerobowe laboratoriów, wówczas zaczęto stosować model sektorowy, czyli testować wszystkie osoby przyjmowane do szpitali (bez względu na objawy), wszystkich pracowników kopalń itp...

Skoro ja wiem o zmianie charakterystyki przebiegu zachorowań w Polsce i o jej przyczynach, to tym bardziej od dawna znają te fakty ministrowie (a zwłaszcza Minister Zdrowia Łukasz Szumowski i Premier Mateusz Morawiecki) oraz doradzający im epidemiolodzy. Prawdopodobnie ci epidemiolodzy doradzili, że skoro zamiast gwałtownego szczytu zachorowań mamy łagodny "płaskowyż" i 90% respiratorów jest wolnych, to najbezpieczniej w długoterminowej perspektywie jest teraz poodblokowywać wszystko na lato, aby ci najmniej narażeni na powikłania i najbardziej nieostrożni przeszli bezobjawowo koronawirusa właśnie teraz, kiedy układ odpornościowy jest najsilniejszy a koronawirus najsłabszy i nie zarażali innych jesienią i zimą. Stąd odblokowanie wesel i stadionów. Jednocześnie Minister Zdrowia boi się tego, aby ludziom nagle wskutek zaniku poczucia zagrożenia woda sodowa nie uderzyła do głowy (co częściowo widać na ulicach Łodzi - duże grupy młodzieży spacerują sobie i nie myślą o żadnym dystansie społecznym) i by transmisja koronawirusa nie wymknęła się spod kontroli. Stąd jego ostrożne wypowiedzi. Jeśli moje przypuszczenia potwierdzą się, to będziemy mieli "luzik" przez prawie całe lato i delikatny powrót do ograniczeń od drugiej połowy sierpnia, aby przyhamować transmisję wirusa przed jesienią i powrotem dzieci do szkół. Czy już rozumiesz Szanowny Czytelniku dlaczego napisałem kilka akapitów wcześniej, że ta wiedza w rękach idioty może być bardzo niebezpieczna? Bo idiota czytając moje słowa mógłby pomyśleć, że koronawirus jest już zupełnie niegroźny, zacząć postępować tak nieostrożnie i lekkomyślnie, że zaaplikowałby sobie dawkę drobnoustroju taką z którą jego układ odporościowy nie poradziłby sobie i zabiłby siebie lub kogoś ze swojego otoczenia. Wolę więc, aby się na mnie obraził niż mieć go na sumieniu.
Jest także druga strona medalu. Jak wspomniałem wcześniej, jeśli nadal będzie umierało po kilkanaście osób dziennie, to liczba zgonów z powodu koronawirusa w Polsce do końca lata podwoi się. Jest też jeden aspekt sprawy, o którym wolałbym nie pisać, ale z blogersko-dziennikarskiej uczciwości muszę. Nie wiem czy to jest prawda, bo kolega z pracy, który mi o tym powiedział to wyjątkowa kanalia (publicznie o Szumowskim mówi per "szumowina", a jednocześnie trzepie grubą kasę za pracę przy robionym na zamówienie rządu projekcie informatycznym mającym ograniczać rozprzestrzenianie koronawirusa, którym firma chwali się i szczyci), ale z jego słów wynika, że w niektórych szpitalach (mówił na przykładzie szpitala jednoimiennego w Zgierzu) chorych na koronawirusa wcale się nie leczy. Jeśli stan pacjenta pogarsza się, to wprowadza się go w stan śpiączki farmakologicznej, umieszcza pod respiratorem, wysyła zapotrzebowanie na deficytowy lek, który przychodzi za późno i w zbyt małej ilości (ale lekarz ma "alibi", że coś zrobił) i czeka się aż pielęgniarka zmieniająca kroplówkę zauważy, ze pacjent zmarł. Oczywiście owa kanalia winą za ten stan rzeczy nie obarcza lekarzy, tylko rząd, bo to rząd jest wszystkiemu winien, rząd wszystko powinien sam zrobić a inni są tylko od tego, by brać od rządu pieniądze za nic. Mam nadzieję, że ten koleś mocno koloryzował sytuację, ale jeśli tak jest, to jest to skandal (jak to powiedziała moja Chrześnica "taki człowiek nie powinien być nie tylko lekarzem, ale nawet weterynarzem"... a wie co mówi, bo jako miłośniczka zwierząt pracuje w branży weterynaryjnej). Faktem jest, że z części szpitali osoby najbardziej chore transportuje się do kilku najlepszych ośrodków w Polsce, gdzie miejsc na OIOM-ach wręcz brakuje, ale tam trwa rzeczywista heroiczna walka o życie każdego pacjenta (parcia na szkło profesorowi Simonowi nie można odmówić, ale po liczbie metod leczenia testowanych w jego klinice nie można powiedzieć, że się nie stara).
Ja osobiście zaszczepię się przeciw grypie pod koniec lata i zrobię sobie test na przeciwciała koronawirusa. Bo prawda jest taka, że o koronawirusie w dalszym ciągu mało wiemy i wciąż się jego uczymy. Nie wiem nawet czy ciężka infekcja którą przechodziłem w marcu była grypą AH1N1 która wtedy szalała w łódzkich przedszkolach czy koronawirusem (ponoć u trzech wychowawczyń z przedszkola, do którego chodziły moje dzieci wykryto przeciwciała koronawirusa). Nie wiem także czy nagła śmierć Szwagra z powodu ataku serca miała coś wspólnego z koronawirusem czy nie (pewne jest tylko to, że na kilka godzin przed śmiercią otrzymał negatywny wynik testu genetycznego... i ogólnie był w dobrym stanie zdrowia - czasem śmierć jest zagadką).
Podsumowanie
To, że poczułem się zobowiązany, aby napisać niniejszy artykuł to wielki skandal oraz wstyd i hańba dla współczesnych Polaków - zwłaszcza tych "wykształconych". Przecież do jasnej pogody dane, na podstawie których napisałem pierwsze dwa punkty nie są ściśle tajne, można je wygooglać w minutę, ich analiza to nie jest jakaś tajna magia ani "rocket science" - każdy powinien to wiedzieć, każdy powinien to potrafić i każdy powinien to zrobić. No może jak ktoś był humanistą i miał dopuszczająca z matematyki, to może nie wiedzieć co to jest ciąg wykładniczy, geometryczny i arytmetyczny, ale po wykresach widać gdzie jest "górka", gdzie "dołek", gdzie "płaskowyż" i w którym momencie wykres wygina się w którą stronę. Wykres z punktu 3 krążył po Facebooku przez dwa tygodnie, wiec każdy powinien go pamiętać! Ale mimo wszystko ludzie (i to niby ci "wykształceni") wolą ufać zmanipulowanym wykresom takim jak ten z punktu 4. Ale skoro "przysłowia są mądrością narodu" to co można powiedzieć o pokoleniu, którego dwoma ulubionymi powiedzeniami są "wyjątek potwierdza regułę" i "tłumaczy się winny"? Tylko to, że jest pokoleniem idiotów bez znajomości podstaw logiki (wyjątek zawsze osłabia lub obala regułę) oraz wyjątkowo podatnych na manipulację (niewinny wyjaśnia swoje postępowanie - winny odmawia odpowiedzi lub zasłania się amnezją) któremu wystarczy podrzucić kilka pomówień i insynuacji, a przyjmie je za pewnik.
Wszyscy zastanawiają się jaki wpływ na obecną liczbę zachorowań miało znoszenie kolejnych ograniczeń przez Ministra Zdrowia a nikt nie zada pytania jaki wpływ na tę liczbę miała seria paszkwili Gazety Wyborczej uderzająca w jego autorytet.
Szlag mnie trafia, gdy młode, zdrowe, przebywające w komfortowych warunkach na telepracy i nienarażające swojego życia osoby z mojej firmy biadolą jakby wprowadzanie jakichkolwiek ograniczeń totalnie rujnowało ich życie a jednocześnie jakby ich ryzyko zakażenia i śmierci w trakcie tej telepracy było większe niż podczas pracy w szpitalu zakaźnym. Pomijając oczywistą kwestię, że w porównaniu z sytuacją pielęgniarki, kasjerki lub listonosza pracownikowi z branży IT zwyczajnie nie wypadałoby narzekać, to przecież takim biadoleniem można tylko wędzić siebie i innych w depresję. A jeszcze bardziej szlag mnie trafia, gdy te osoby wykazują nie tylko brak rozumu, ale nawet instynktu samozachowawczego jak ów koleś opisany przeze mnie w artykule "Arcysmutne refleksje cz. 4 Klęska rozumu i przyzwoitości", który zapowiedział wyjazd na wakacje do Hiszpanii, bo "Hiszpania lepiej radzi sobie z koronawirusem niż Polska". Najbardziej jednak w tej firmie rażą mnie idioci, co z entuzjazmem mówią o "antyszczepionkowcach" i miłośnikach niszczenia infrastruktury sieci 5G, bo te dwie grupy są akurat po przeciwnej stronie niż PiS. Wiedziałem, że nienawiść potrafi odebrać rozum, ale żeby aż do tego stopnia. Przypomnę, że są na świecie wirusy nieporównywalnie groźniejsze niż koronawirus, które praktycznie wyeliminowano wyłącznie za pomocą szczepionek (np. polio) w tym także szczepionek podawanych zwierzętom (np.: wścieklizna).
W wielu kwestiach nie zgadzam się z moim Teściem, o którym wspominałem w moim poprzednim artykule: "Czyja będzie Polska: Henryka Sienkiewicza i Jana Pietrzaka czy Giertycha i Urbana?" Ale w jednej kwestii jesteśmy absolutnie zgodni: szkolnictwo w Polsce (a zwłaszcza szkolnictwo wyższe) w czasie PRL-u stało na nieporównywalnie wyższym poziomie niż w III RP. I tym "optymistycznym" akcentem zakończę niniejszy artykuł.

Terkst ukazał się na Salon24.pl 14 czerwca 2020r