Cztery kolumny maszerują na Madryt, piąta kolumna czeka wewnątrz miasta, aby nas powitać. Emilion Mola

Możecie Państwo być zaskoczeni, ale trzeba przyznać, iż Wojciech Jaruzelski, późniejszy dyktator w PRL, był człowiekiem odważnym. Przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć z relacji dotyczących jego żywota. Nie każdy bowiem byłby zdolny do podejmowania walki na froncie zwiadu. W takich formacjach trzeba było być wybitnie ideowym zawadiaką, mścicielem lub nie zdającym sobie sprawy z niebezpieczeństwa kretynem. Jednym z nich był Jaruzelski. Sam obstawiam, że był chwatem. To jednak tylko jedna strona (jaśniejsza) osobowości znanego wszystkim komunistycznego kacyka.

Druga twarz tego człowieka, to nieposkromiona i niemal zwierzęca żądza wyróżnienia się z tłumu, karierowiczostwo i brak hamulców moralnych. Nie twierdzę tak bezpodstawnie, bo przyszły generał, jeszcze w stopniu porucznika, był gorliwym donosicielem i miał na sumieniu niejedno życie polskiego żołnierza. Generalnie można przyjąć, iż dusza generała wrzała; zwykle zbrodniczymi żądzami. Co uczynił ten człowiek, wtedy gdy prawie cała władza w kraju nad Wisłą znalazła się w jego rękach, wiemy wszyscy. Z punktu widzenia moralności, uczciwości, wiary, był to człowiek zły. A nawet bardzo zły. Nie przeszkodziło to niektórym mieszkańcom Polski dostrzec w nim walorów rycerskich i dmuchać w sflaczały balon rzekomego patriotyzmu generała Jaruzelskiego. Jedną z takich osób był i jest Adam Michnik.
Przyznam otwarcie, iż lamenty i zdziwienie wyrażane w związku z ujawnionymi nagraniami z willi Jaruzelskiego, w których role główne odgrywali generał i A. Michnik, budzą we mnie zniesmaczenie i wstyd. Zniesmaczenie z tej przyczyny, iż szkoda, że dopiero teraz czynniki decyzyjne ujawniły te nagrania, a wstyd z tego powodu, że wielu – pozornie – mądrych ludzi, okazało się zaskoczonymi miętą Michnika do Jaruzelskiego. Ponadto zbiera mi się na mdłości, gdy całe zastępy dyżurnych funkcjonariuszy medialnych robią wielkie oczy oglądają program A. Gargas i z pąsami na policzkach dramatyzują po obejrzeniu tego filmu. Sam nie jestem dziennikarzem śledczym. Nie pałętam się w sferach toczących walkę o władzę. Nie zarabiam wierszówek produkując się w mediach. Tym niemniej ręce mi „opadywują”. Do samej ziemi. Dlaczego? Bo od ludzi żyjących ze śledzenia życia politycznego w Polsce wymagam (jako obywatel i człowiek) jako takiej znajomości faktów. A z tym jest bardzo krucho.
Gdyby było inaczej, to nie tylko „wybitny” medialny celebryta, ale nawet przeciętny dziennikarz, wiedziałby, że W. Jaruzelski i Michnik wywodzą się z jednej rodziny. Powiązanej setkami niewidzialnych nici, relacji, uzależnień. Wszak zmarły generał rozpoczynał swą karierę pod okiem sowieckich i związanych z nim zdradzieckich dowódców. To im zawdzięczał swą karierę. Był im wdzięczny i posłuszny. Gdy wiatry historii powiały z innego kierunku, Jaruzelski ustawił żagle inaczej. Dotychczasowym dobrodziejom kazał ściągać spodnie i na kopach wyganiał ich ze struktur armijnych. Wielu z tych wyautowanych miało za to do niego żal. Zaryzykuję stwierdzenie, iż niektórzy z nich żałowali wtedy, że na przełomie lat 40. i 50. Jaruzelski nie został napiętnowany jako wróg ludu i nie mieli okazji wycelować nagana w jego potylicę. Tak już jednak jest, iż czas leczy rany, a pewnego rodzaju zobowiązania i pokrewieństwo ideowe tlą się do końca życia.
Jaruzelski i Michnik to de facto bracia syjamscy. Czasem się pokłócą. Czasem mają inne spojrzenie na wydatki. Czasem obrażą się w kwestii – kto ma wynieść śmieci. Jednak w zakresie spraw fundamentalnych niczym się nie różnią. Mają jedną linię i pogląd. Zgodnie z bolszewickim nakazem i tradycją. Natomiast tych, którzy nie podzielają ich sekciarskich opinii, traktują z nienawiścią, pogardą i wstrętem. Tak już po prostu mają.
Gdyby nie było Michnika i skupionego wokół niego środowiska, to – śmiem twierdzić – Polska wyglądałaby dziś inaczej. Lepiej! Nie tylko w sferze ekonomicznej, naukowej, społecznej. Przeżyłaby bowiem katharsis, dzięki któremu wszystko stanęłoby wreszcie na nogach, a nie na głowie. Zbrodnia znalazłaby odpowiedź w karze. Zdrada zostałaby napiętnowana. Rządów nie sprawowałyby persony o mentalności alfonsów. W relacjach z innymi państwami znikłaby uniżoność granicząca z kompleksami niewolnika. A miliony Polaków uniknęłyby zarażenia wirusem eksportowanym z centrów na Czerskiej i Wiertniczej. Byłoby normalniej. I dla nas, Polaków, zdrowiej.
Michnik, to dla mnie symbol choroby toczącej Rzeczpospolitą od niemal ośmiu dekad. Przez takich jak on, naród polski od dziesięcioleci nie może wyzwolić się z okowów przeciętności, bylejakości, tymczasowości… Niemal wszystkie inicjatywy zmierzające do zajęcia przez nas należnego nam miejsca w rodzinie narodów świata są przez Michnika i jego akolitów postponowane. Po co nam lotnisko, przecież lotnisko mamy w … Po co nam armia, przecież nad naszym bezpieczeństwem czuwają…. Po co nam reforma uniwersytetów, przecież wyższe uczelnie mamy w… Po co zmieniać system sądowniczy, przecież sądy są… Po co piętnować Jaruzelskiego, przecież generał to polski… Po co obchodzić radośnie Święta Bożego Narodzenia, skoro mamy… I tak dalej, i tym podobne… Przywieźli to tałatajstwo na tankach. Dorżnęli resztki polskiej elity. Wyłuskali z narodu to co najgorsze i tym popłuczynom dali w łapy stery władzy. Zblatowali się ze zdrajcami i niczym cyrkowe pieski łasili się do mocarzy tego świata. Bezczelnie czerpali z pracy Polaków niezasłużone profity. Zostało im to do dzisiaj. Ech…
Na tym kończę i zaznaczę tylko, że wszyscy, którym leży na sercu los Rzeczpospolitej i Polaków, winni od czasu do czasu pomodlić się w intencji wysłania michnikowszczyzny i związanej z nią V kolumny na śmietnik historii. Może przyniesie to skutek. Tego Państwu i sobie życzę.

Tekst ukazał się na Salon24.pl 12 grudnia 2021r