- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 53 sekundy.
Polska w dotychczasowym kształcie nie była ani demokratyczna, ani nie przestrzegano w niej konstytucji, ani nie gwarantowano równości i powszechnego korzystania z przysługujących obywatelom praw. Całkiem prosta i czytelna jest koncepcja zmian proponowanych przez nowy obóz władzy w Polsce. I dlatego, że jest tak czytelna, wzbudza wściekły opór tych, którym nie może się ona podobać, bo po prostu oznacza koniec ich świata. Pierwsze, co bardzo łatwo rzuca się w oczy, to fakt, że dotychczasowa Polska pod wieloma względami nie była demokratycznym państwem prawa.
To, na co sędziowie Trybunału Konstytucyjnego powoływali się przy każdym uzasadnieniu jakiegokolwiek swego orzeczenia było fikcją. Demokracja i państwo prawa nie upośledzają przecież materialnie, socjalnie, kulturowo czy prawnie wielkich grup społecznych i nie uzależniają dostępu do sprawiedliwości (prawa) od statusu majątkowego bądź funkcjonowania w pewnym układzie wzajemnych zależności i usług bądź w układzie towarzyskim. Demokracja i państwo prawa nie sankcjonują też przecież kasty uprzywilejowanych, którzy swą wyjątkową pozycję zawdzięczają nie pracy, umiejętnościom czy nawet dziedziczeniu, lecz układowi okrągłego stołu i późniejszym jego konsekwencjom.
Łatwo rzucającą się w oczy fikcją jest też przestrzeganie w Polsce przyjętej w 1997 r. konstytucji (podobnie było wcześniej z tzw. małą konstytucją), na co również na każdym kroku powołują się sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. A poza nimi obecna opozycja oraz rzesza tzw. autorytetów. Przede wszystkim Polska w dotychczasowym kształcie nie spełnia zapisu art. 2 konstytucji (o demokratycznym państwie prawa i urzeczywistnianiu zasad sprawiedliwości społecznej). Generalnie większość artykułów pierwszego rozdziału ustawy zasadniczej (o Rzeczypospolitej) nie jest w różnym stopniu spełniana. Podobnie jest z rozdziałem drugim, dotyczącym wolności, praw i obowiązków obywateli. Nie jest spełniona konstytucyjna zasada równości wszystkich obywateli i tego nawet nie trzeba uzasadniać. Nie są respektowane zapisane w konstytucji prawa obywateli, przede wszystkim prawo do szeroko rozumianego bezpieczeństwa. W ogromnej większości nie są przestrzegane konstytucyjnie zagwarantowane prawa socjalne, prawo do pracy, dobrej opieki zdrowotnej i bezpłatnej edukacji. Wreszcie, nie jest przestrzegana zasada zrównoważonego rozwoju wszystkich części Polski. Powoływanie się na konstytucję, przede wszystkim przez sędziów TK, często brzmi jak prowokacja czy natrząsanie się z Polaków, bo przecież w rzeczywistości są to w wielu dziedzinach puste zapisy.
Nie atutem, lecz balastem był dotychczasowy, postkolonialny model rozwoju Polski. Wiąże się to z prywatyzacją prowadzoną od początku lat 90, ze strukturą gospodarki, ze strukturą kapitału oraz prawami przyznanymi niepolskim podmiotom. Efektem tego wszystkiego jest wyprowadzanie co roku z Polski około 50 mld zł oraz finansowanie deficytu sumą ponad 40 mld zł rocznie. Efektem jest nienowoczesna gospodarka, w ogromnej mierze bazująca na taniej pracy, a nie na dużej wartości dodanej wytwarzanych produktów i usług. Efektem jest status Polski jako gospodarczego zaplecza, rynku zbytu i rezerwuaru taniej siły roboczej dla rozwiniętych gospodarek innych państw, przede wszystkim Niemiec. Efektem jest to, że (wedle różnych szacunków) dwie trzecie bądź trzy czwarte Polaków zarabia poniżej średniej krajowej i żyje na bardzo niskim poziomie oraz korzysta z bardzo ograniczonych możliwości rozwoju czy nawet konsumpcji. Innym efektem jest typowa dla państw postkolonialnych hierarchia społeczna: z wąską grupa uprzywilejowanych i ogromną większością społeczeństwa nie mogącą korzystać z wielu cywilizacyjnych osiągnięć oraz z wielu praw, w tym tych zapisanych w konstytucji.
Skoro Polska w dotychczasowym kształcie nie była ani demokratyczna, ani nie przestrzegano w niej konstytucji, ani nie gwarantowano równości i powszechnego korzystania z przysługujących obywatelom praw, wydawałoby się racjonalne, że nie ma czego bronić. Że trzeba zmienić konstytucję, upowszechnić bogactwo i zdemokratyzować państwo, czyli umożliwić powszechne korzystanie z praw i wypracowanego PKB. Ale to oznacza przywrócenie elementarnej równości, czyli likwidację nieuzasadnionych przewag dotychczasowej „klasy panów” czy też właścicieli Polski. Jest oczywiste, że przywracanie elementarnej równości wywołuje wściekłe ataki dotychczas uprzywilejowanych, sprawia, iż organizują oni szeroki front protestu, bo tylko w takim „tłumie” można ukryć prawdziwe intencje oraz tych, o których w istocie chodzi. Historia dowodzi, że zawsze da się tak zmanipulować część obywateli, by bronili interesów uprzywilejowanej kasty i sądzili, iż występują we własnym imieniu i własnych sprawach. I tak dzieje się również tym razem, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Oczywiście można spytać, jakie mamy gwarancje, że nowa władza chce w pożądany sposób zmienić Polskę, i że wytrwa w tych zamiarach. Takie gwarancje nigdy nie są stuprocentowe. Władza w działaniu ulega poza tym różnym pokusom i w różnym stopniu się degeneruje. Ale to nie znaczy, że nie trzeba jej dać jakiegoś kredytu zaufania, żeby przynajmniej pojawiły się pierwsze efekty, co przecież wymaga czasu. Jednak nawet niedoskonałe czy wręcz kulawe reformy i próby zmiany dotychczasowego kształtu Rzeczypospolitej są lepsze niż nicnierobienie albo trwanie obecnego stanu. I tak 26 lat funkcjonowania hybrydy, jaką była III RP, to o wiele za długo. Polacy mieli wyjątkową cierpliwość, że tolerowali III RP w jej dotychczasowym kształcie. I mieli wyjątkową cierpliwość, że tolerowali klasę pasożytniczą. Ta klasa teraz wyje i złorzeczy (skądinąd robiąc to zupełnie bez klasy), bo ma bardzo wiele do stracenia. Ta pasożytnicza klasa jest już świadoma, że po 26 latach otworzyło się historyczne okno, przez które widać kres jej panowania. I to tylko wzmaga skalę oraz amplitudę wrzasku i złorzeczeń. Ale pewnych procesów historycznych nie da się już chyba odwrócić. Nawet przy pomocy zagranicznych przyjaciół i protektorów. To chyba jest już koniec. Piszę chyba, bo jednak opór będzie duży, podobnie jak wsparcie z zewnątrz.
Tekst ukazał się na portalu wPolityce 1 stycznia 2016r