- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 57 sekund.
Frazę „pierdol się Kornel, chodzi ci tylko o karierę syna” posłał Paweł Kukiz marszałkowi seniorowi po wczorajszej burzliwym wybieraniu nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Nie ma w tym nic specjalnie zaskakującego, bo w politycznym „niesiołowaniu” nie jest Kukiz debiutantem, wręcz przeciwnie, ma na tym polu już nieliche zasługi, ot na przykład rzucanie „pisowskimi kurwami” na odchodnym w Telewizji Republika.
Że Kukiz to osobnik emocjonalnie tak stabilny, jak Kwas forsujący w piątkowy wieczór obrotowe drzwi, wiadomo co najmniej od ogłoszenia wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich, kiedy to wygrażał TVN-owi, że mu prawie rodzinę wykończyli, co następnie (po kilkunastu minutach) nic a nic nie przeszkadzało mu w udzielaniu tej stacji miłego wywiadu. Emocje muzyka rozhuśtał bieg wydarzeń w Sejmie, w wyniku którego posypał się plan obstrukcji głosownia nad wyborem sędziego TK. Opozycja wymyśliła, że PIS może nie mieć kworum, więc zarządziła wyjęcie kart do głosowania, żeby tak zrobić, że niby ich nie ma. Sprawa się rypła, bo kilku posłów Kukiza się z tych ustaleń wyłamało i zagłosowali, a jakby mało było ambarasu, jedna z posłanek zagłosowała za Kornela Morawieckiego, który ją o to prosił, w związku z czym bardzo możliwe, że oboje złamali prawo.
W rezultacie tego zamieszania Kornel Morawiecki zrezygnował z zaszczytu dalszego reprezentowania klubu parlamentarnego Kukiz’15, a sam Kukiz nie może zaakceptować tego, że marszałek senior uważa tę sprawę za moralnie czystą, bo on, Kukiz, jej, tej sprawy, za taką nie uważa i nie dość, że wyrzucił posłankę Zwiercan, która popełniła występek podwójnego głosowania, to jeszcze deklarował gotowość zgłoszenia sprawy do prokuratury, gdyby nikt tego nie zrobił.
Zgodzę się, że prawnych wątpliwości nie ma – głosowanie „na dwie ręce” jest przestępstwem, zresztą w przeszłości sądy już się tym procederem zajmowały. Dla ważności głosowania nie ma to znaczenia, bo głos Kornela Morawieckiego nie zmienił jego wyniku, co zgrabnie tłumaczył prof. Chmaj, a prof. Chmaj, jak wiadomo, jest mądrym profesorem i autorytet ma niemal konstytucyjny. W ocenie, powiedzmy, „moralnej”, już jednak taki kategoryczny nie jestem, bo nijak nie potrafię wychwycić różnicy pomiędzy wciśnięciem przycisku na czyjąś prośbę zgodnie z jego wolą, a ewidentną obstrukcją, która polega na rżnięciu głupa i niejako poświadczaniu nieprawdy, kiedy to wyciąga się karty, żeby zaprzeczyć swojej obecności na sali sejmowej, kiedy się na tej sali siedzi i jeszcze się cieszy, wstaje, w ręce klaszcze i krzyczy „demokracja”, zanim się ogarnie, że się wygłupiło.
Że się posłowie Platformy i Nowoczesnej swoją przedwczesną radością wygłupili, to pół biedy. Dla mnie niezmiennie najbardziej intrygującą w tej operacji postacią pozostaje Paweł Kukiz. Dotąd w starci PIS-u z TK zajmował pozycje „okołopisowskie”, w apogeum konfliktu deklarując: „Nie wyobrażam sobie większego zła niż TK w składzie uformowanym przez PO i kolegów pana Burego”, bo „Trybunał broni postbolszewickiej konstytucji”. Nawet kiedy wprost PIS-u nie wspierał, nie przeszkadzał mu, składając nawet jakoś tam dyskutowane i akceptowane propozycje.
Na jakiż to genialny pomysł wpaść musiał Kukiz wczoraj, że zdecydował się porozumieć z PO, Nowoczesną i PSL-em w sprawie sprytnego wprawdzie, ale dosyć bezczelnego triku w stylu „pełno nas, a jakoby nikogo nie było”? Nie wiem, ale na jakiś wpaść musiał, inaczej nie da się przypisać jego postępowaniu politycznej racjonalności.
Kukiz wkurzył wczoraj dokładnie wszystkich. Sympatyków PIS-u, bo skumał się z „Targowicą”. Sympatyków opozycji, bo to jego posłowie skrewili i „zdradzili”. Stracił jedną z najbardziej wartościowych postaci swojego klubu – Marszałka Seniora. Tych kilku posłów, którzy głosowali razem z PIS-em, pewnie też w najbliższym czasie straci. Ale nic to wszystko, bo moim zdaniem Kukiz stracił coś znacznie bardziej cennego – autentyczność.
Umówmy się, Kukiz nie zasłynął ani ze zmysłu politycznego, ani z medialnego wdzięku. Jego poparcie zawisło na osobistym zaufaniu, którym obdarzył go elektorat, widząc w nim, cokolwiek to znaczy, autentycznego antysystemowca. Najlepiej uwidocznił się ten fenomen po debacie prezydenckiej, którą, z punktu widzenia marketingu politycznego, położył zestresowany i zagubiony rockman dokumentnie. Po czym notowania jego… wystrzeliły, by niebawem wykręcić 20% w pierwszej turze.
Jedyny kapitał, jakim Kukiz dysponuje, to ta autentyczność właśnie. Dlatego zyskiwał on dotąd tak wyraźnie na sporze o TK, w którym, jak wyżej pisałem, wcale nie zajmował ortodoksyjnie antyrządowego stanowiska, wręcz przeciwnie – krytykował konstytucję i TK czasem ostrzej, niż PIS.
A co się stało wczoraj? Otóż wczoraj Kukiz właściwie temu, co go do tej pory windowało, zaprzeczył. Bo do tej pory brzydził się „partyjnym knuciem”, a wczoraj sam knuł, ale mało, że knuł. Z kim knuł? Z PO i Nowoczesną, z którymi do tej pory, brzydko pisząc, jechał jak zły, folgując sobie nawet przy osobistych wycieczkach, kiedy to analizował rodzinkę Petru czy wyśmiewał posłankę Pihowicz. Do tej pory wściekle Kukiz atakował wszelkie przejawy partyjnego wodzostwa i dyscypliny, a wczoraj wściekle się Kukiz wściekł, jak mu kilku posłów zagłosowało inaczej, niż ustalił ze Schetyną, Petru i nade wszystko sam ze sobą.
Żeby było jasne – nie robię Kukizowi jakichś ideologiczno-partyjnych wyrzutów, że zdradza Polskę i współpracuje z Targowicą. Jest klubem opozycyjnym i trudno oczekiwać, żeby nagle stał się koalicyjnym, wspierając PIS, bo byłoby to bez sensu. Ja tylko twierdzę, że Kukiz wczoraj popełnił bardzo kosztowny politycznie błąd, bo jednoznacznie i bardzo boleśnie osadził się w systemie III RP, na krytyce którego zbudował całą swoją wiarygodność. Zyskał tym przedziwnym manewrem dokładnie nic. A cały na biało do naszej polityki drugi raz już nie wkroczy.
Tekst ukazał się na Salon24 15 kwietnia 2016r