- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty i 39 sekund.
Na takie rzeczy trafia się przypadkiem i albo się ich nie zauważa lub lekceważy biorąc za rodzaj głupoty systemu – z czym szary człowiek nie jest w stanie nawet walczyć. Zresztą po co – są rzeczy ważniejsze. Spróbuję jednak pokazać coś – co moim zdaniem jest obecnie wymyślonym sposobem na zwiększenie tak zwanego świętego spokoju. Mówimy o obecnie już powszechnie się panoszącym – choć szkodliwym nawet dla interesów systemie obrony przed klientem.
Tak ! To nie pomyłka.
W dzisiejszych czasach – gdy każdy klient to łakomy materiał do obróbki i zysku? Niemożliwe. Wszak korowody telefonów z „specjalnymi przygotowanymi dla Państwa ofertami” się urywają. Nie pytam skąd jakieś firmy mają w ręku mój numer telefonu a nawet nazwisko i imię – choć by się należało a zadanie pytania w tym zakresie najczęściej kończy rozmowę – podobnie jak pytanie o adres lub telefon szefostwa. Ostatnio – też popisał się Pan z Orange – który po pytaniu o adres najbliższego salonu – gdyż to tam chcę załatwić sprawę ewentualnego przedłużenia umowy – po prostu strzelił słuchawką. Nie w przenośni a dosłownie. Wydaje się mało możliwe – ale jednak. Z Jego punktu widzenia muszę przyznać to z zasadzie działanie racjonalne – dla obrazu Firmy – a więc i jej zysków – nie za bardzo.
Zresztą tu liczy się klient złapany dziś, teraz i przez owego wywiadowcę – a Firma? Da sobie radę. Zauważcie Państwo jak odbieracie kontakty z Turonem, PGNiG , każdą telefonią komórkową itd. przez tzw. infolinię – pełniące często funkcję „pisz pan na Berdyczów”
Tym razem rzecz pokażę na przykładzie Kopalni w Wieliczce – bo w moim odczuciu mówimy o interesie też i obu miast. I Wieliczki i Krakowa nie tylko Kopalni.
Na logikę – mogę zrozumieć jakieś – zwłaszcza w sezonie – limitowanie liczby osób odwiedzających Muzeum i trasę. Forma sprzedaży – tak jak w przypadku biletów kolejowych – może i musi to uwzględniać. To, że bilet można kupić na miejscu – to oczywiste. Choć nie takie znów pewne. Również forma przedsprzedaży – zwłaszcza w przypadku Kopalni w Wieliczce – jest konieczna. W końcu ludzie przyjeżdżają by zobaczyć to cudo, nie zza rogu i mogą sobie poczekać. W Wieliczce – byle nie do jutra. Bilety w kasie sprzedaje się bowiem tylko na dzień bieżący. Przedsprzedaż owszem jest – internetowa – pod warunkiem, że system się nie blokuje i zakupu można dokonać tylko na trzy dni wcześniej.
W naszej konkretnej sytuacji Kopalnia dzielnie się obroniła przed wizytą turystów polskich i zagranicznych w jednym. Zagraniczni – to małżeństwo ze Stanów z trójką dzieci, a krajowi – to 5-cio osobowa ich rodzina z Warszawy. Ludzie przylecieli ze Stanów – z powodów rodzinnych, nie byli w stanie przewidzieć – co Im się uda zobaczyć – w ciągu tych paru dni, chcieli przynajmniej dzieciom pokazać – źródło Polski. Kraków. No i Wieliczkę.
Okazuje się, że przedsprzedaż – jest, ale tylko w jednym punkcie przy ul Wiślnej internetowa ta na 3 dni wcześniej - nie zadziałała. W kasie nie da się kupić biletów na dni następne – tylko na dziś. PKP – ten problem jakoś jednak i to w skali Polski – rozwiązało. Pozostało przyjechać i stracić parę godzin na czekanie w kolejce. Dla tych konkretnych osób – mało rozsądne i po prostu – niemożliwe. Odbiliśmy się od ściany. Ja konkretnie na dwa dni przed przyjazdem Gości w trakcie osobistej wizyty w kasie Kopalni. Ja przynajmniej mogłem przyjechać osobiście – oni byli bez szans.
Bilans dla Kopalni? Dzielnie obroniono Kopalnię przed grupką, finansowo minus ok. 500 zł i dostarczenie na przyszłość informacji – że zwiedzenie nie jest tak znów dostępne. Trzeba się uprzeć. Przenieśli swe zainteresowanie – na przejście po Krakowie – z czym ja z kolei miałem problem z punktu widzenia „rozwiązań” zastosowanych przez Miasto pod dyktando monopolu przewodnickiego. Bo to taka jest konstrukcja systemu – i tego tematu nie rozwijam. Można jeszcze było rozważyć napchanie kabzy meleksiarzowi z automatem do opowieści różnej treści, suchej i faktograficznej. Gość za kółkiem w roli kierowcy z nieco zwiększonymi uprawnieniami do poruszania się po Mieście. Opowieść - flaki z olejem – przeciekającym przez sitko ulotnej pamięci. Chciałbym wiedzieć co zostaje w pamięci Turysty – po takim przejeździe – na trasie Stare Miasto – choćby - Szeroka. Gdzie w tym, to czego moi Goście szukali – opowieść o Krakowie – źródle Polski – pamięci historii i losu Narodu a także Mekki zaborowej – po zaborowej.
Wniosek jeden pewny. Miasto – (bo któż rozróżnia że Kraków to jedno a Wieliczka to drugie) – dzielnie się broni. I też dzielnie się obroniło nie tylko przed dochodem. Na szczęście pogoda dopisała – lody na Rynku wyszły drożej niż zwiedzenie Wawelu – ale przy stoliku to już mi było wolno coś powiedzieć. Ołtarz Mariacki – owszem w tych warunkach – konkurował z kramami w Sukiennicach.
Czas na przypomnienie tego – co wielokrotnie już poruszałem.
Proponuję po raz n-ty - by jednak już bardzo konkretnie przemyśleć sprawę fundamentalną dla Miasta; podejścia do Turysty, a jest okazja, bo jako żywo – zbliża się ewidentnie kres rządów samorządowych w obecnym wydaniu i nieuchronna konieczność zmiany w tym zakresie.
Dylemat ubiorę w formę pytania – w końcu wiadomo – czy Miasto chce przyciągnąć czy tylko tolerować turystę. Czy chce Go obsłużyć czy tylko doić. Czy na pewno wie, jaki jest bilans pobytu Gościa. Tu kłaniają się na przykład pola golfowe mające za zadanie chyba tylko jedno – zablokowanie rozwoju i funkcjonowania dwóch ogólnoświatowych Sanktuariów Wersja pierwsza – obsługa i szukanie odpowiedzi na potrzeby turysty wiąże się ściśle ze znacząco większym zyskiem i niestety trudem oraz koniecznością myślenia Za to drugie –– łupienie - wydaje się być łatwiejsze.
Zauważam jednak, że – i użyję tu tylko jako symbolicznego przykładu Bukowiny Tatrzańskiej, tacy np. Bukowianie przez lata myśleli, że dudki im się należą za sam widok z Głodówki – póki ludzie z Białki – nie postawili Ich przed faktem dokonanym – chęci zarabiania na obsłudze turysty.
Przed moimi Gośćmi zaświeciłem oczami, dobra mina do złej gry i opowieść z cyklu trochę anegdot – trochę odbrązowiania – trochę przekroju o Polsce i miejscu, trochę czegoś z ŚDM i Sanktuariów, mam nadzieję nieco podratowały sytuację. Ta była zapewne jedną z wielu, ale system sytuacji nietypowych – po prostu - nie obsługuje.
Jak nie to nie.
I już!