- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 6 minut.
Czytelnik zapewne zapyta – kto to taki? Nie jest to wszak nazwisko z pierwszych stron. Właśnie – faktycznie osoba można powiedzieć – jakich wiele. A jednak. Pamiętam Go sprzed wielu lat – konkretnie prawie 30 - tu, jako nauczyciela moich dwóch synów. Uczył ich chemii w szkole podstawowej nr 31 w Krakowie – na Zwierzyńcu. Każdy z chłopaków ma dziś swą drogę, swój zawód. Dorośli ludzie. Ten tekst jest również głosem w dyskusji o reformie Oświaty i Nauki.
Kiedy jak kiedy, ale w dzisiejszych czasach systemowego panowania gorsetu tak zwanej siatki programowej, widzącej indywidualność nauczyciela jako rodzaj wady utrudniającej unifikację musi się podjąć refleksję nad skutkami automatyzmu podejścia do sprawy. Nauczyciel ma być mistrzem a nie może być kimś kto wykrzywia obraz świata – ma zachęcać do ciekawości, budzić pasje. Dziś, w spuściźnie lat demolowania etosu nauczyciela i to każdego szczebla, mamy co mamy, a reformy czysto organizacyjne nie okazują się zbyt skuteczne. Do tego kasta – jak wszędzie. By choćby w jakiejś części pokazać ten problem czuję się zobowiązany do napisania tekstu, który przedkładam Państwu.
I robię to nie tyle i tylko dla okazjonalnego wspomnienia osoby a raczej dla szerszej refleksji, choć przyznaję, iż wspomnienie, które opiszę nakazuje się pochylić i nad wspomnieniem Osoby – i nad opowieścią z nią związaną.
Właśnie – faktycznie osoba można powiedzieć – jakich wiele. A jednak.
Ktoś powie – no i co z tego ma wynikać? Nauczyciel jak nauczyciel i to na poziomie początkowym – w swym polu - zerowym. Żadne tam wyżyny nauki, przekazu wiedzy – po prostu rutyna. Jako rodzic nie miałem z Panem Dzierżymirskim żadnych pozaszkolnych kontaktów, a jednak została pamięć i ważne - opinie moich synów. Jestem więc tylko świadkiem śladu jaki ten nauczyciel pozostawił sposobem podejścia do nauczania. I o tym właśnie śladzie warto powiedzieć i go rozważyć w kontekście dzisiejszych wielkich debat i poszukiwań zmian w szkolnictwie i organizacji nauki oraz reanimacji elity. Mówimy nie tyle o nagrywaniu wiadomości na zwoje mózgowe dzieci traktujących każdy przedmiot jako smętny obowiązek, a o nauczaniu i okazji do zaszczepiania w nich ciekawości tego o czym się mówi ucząc. Chemia – i świat dzieci – wydaje się dzieli przepaść. Kończąc szkolę podstawową obaj moi synowie mieli rozbudzoną ciekawość świata nauk przyrodniczych. A to najważniejszy efekt. Dla nich też Pan Dzierżymirski to był ktoś. Czyż można otrzymać większe odznaczenie? Pamięć o Nim mają do dziś. Dorosłe chłopy z rodzinami a nauczyciel pozostał postacią zapamiętaną, pamiętaną
To z relacji dzieci „a Pan powiedział” „a Pan pokazywał” dowiedziałem się, że w całym ówczesnym zespole nauczycieli w tej szkole z „Panią od Biologii” włącznie, Pan Dzierżymirski był jednym z tych nauczycieli, którzy pokazywali, że warto sięgać dalej. Ta szkoła dała im wielki ładunek na dalszą naukę i nawet studiowanie. Szkoła Podstawowa – ta właśnie i to kilkoma nauczycielami dała podstawy – zgodnie zresztą z nazwą.
Dziś to widzę jako ważny wynik pracy tej szkoły. Jestem dziś pewien, że te zainteresowania – u jednego z nich, w szkole średniej, skierowały Go z grubsza w kierunku, którym dziś się zajmuje i do zawodu, w którym sobie radzi. Ładunek wiedzy to sprawy późniejsze ale – podstawa – ciekawość – tam miała korzenie. U drugiego z kolei, szkoła średnia, choć formalnie wielce dumna i renomowana – bo ma wielu olimpijczyków, stawiająca na wyścig szczurów, dziś cały czas na szczytach punkcików ocen, przez następne lata zabiła w nim ową zaszczepioną w podstawówce ciekawość, wręcz bym powiedział rodzaj budzącej się pasji. Tak dalece, że ten syn na maturze wybrał przedmiot ścisły, nie tyle dlatego, że był w nim dobry, ale i – jak sam potem powiedział - na przekór – na zasadzie - ja Im pokażę.
W dalsze drodze zdecydował się na zupełnie inny kierunek studiów i teraz już pracy.
Innymi słowy – mogę chyba powiedzieć, że Pan M. Dzierżymirski i kilku innych nauczycieli tej szkoły podstawowej –to był wówczas zespół dobrych siewów. Wielu z nas w swej drodze spotkało nauczycieli, którzy po prostu byli indywidualnościami. Z takich którzy dziś w Krakowie są pamiętani – mogę śmiało wymienić np. Pana .M. Eminowicza i S. Jastrzębskiego, a sięgając moich już niepamiętnych czasów S.Potoczka czy M. Stefanowa - oczywiście z tych powszechniej znanych. Każdy - mam nadzieję = spotkał jednak na swej wczesnej i późniejszej drodze nauczyciela – który mu pokazywał i mówił coś ponad. Martwi mnie bardzo poważnie, że dziś owo – ponad indywidualność - przekaz prywatny, a wynikający z doświadczenia, systemowo jest widziany jako coś niewłaściwego. Dawniej nie było minimum programowego a był wymóg klasy nauczyciela i czy szkoła wypuszcza ludzi światłych. Nie tylko z nagranym dyskiem mózgu. Dziś nauczyciel systemowo i dla politycznej poprawności ma bardzo ograniczone pole do wychowywania poprzez swą indywidualność. Nawet roszczeniowi i co tu dużo nie mówić – bezmyślni rodzice z Sądów by Go nie wypuszczali. Nie na darmo syn lorda jak trzeba – doznaje znacznego ucisku. Wszak ani ciasta ani plasteliny nie da się uformować bez stosownie dobranej formy nacisku. To nie żadna filozofia a fizyka.
Czy dziś, można sobie wyobrazić to, co robił Pan Eminowicz bez oskarżania Go o niecne podejście do odpowiedzialności za młodzież? On jej oprócz wiedzy wszczepiał też elementarną odpowiedzialność za zachowania, za decyzje. Dziś Pan Eminowicz nie wychodził by chyba z Sądu spod lawiny pretensji nic dziś z tego nie rozumiejącychrodziców. Prezenty w nadmiarze są codziennością która się należy a nagana, zakaz jest łamaniem praw człowieka.
W życiu akademickim problem, o którym piszę zaznacza się zanikiem postaci zwanych oryginałami. Nie powinno się tego mylić z ludźmi niezrównoważonymi – mówimy o osobach wystających ponad normę poprawności, niekonwencjonalnych w poglądach i niejednokrotnie zachowaniu. I zawsze o dużej wiedzy.
Każdy miał – bo musiał mieć jakiegoś swojego mistrza. Nie koniecznie jako całościowego wzorca, ale choćby źródła poza sztampowych informacji zawodowych. Kogoś kto przekazał mu informacje, wiedzę, której nie znajdzie się w kanonie. Nawet książka kucharska, a obecność w kuchni, gdy ciasto przygotowywała Babcia – to znaczna różnica. W tym istnieniu indywidualności mamy sól do jakości kształcenia. Dziś ta sól – szczypie w oczy i jawi się jako coś niepożądanego, z czego czynię zarzut obecnemu, europejsko poprawnemu systemowi. Wypomnę, że od wieków, od założenia uniwersytetów na relacji mistrz- uczeń i na jakości a nie ilości i punktach, opierało się tworzenie i odtwarzanie elity. No i mamy to co mamy – izolację ludzi nietuzinkowych. A szkoda.
Uznać można. a nawet niestety trzeba, że dzisiejszy stan – ogólnie elity – tworzy rodzaj nieufności co do mistrzostwa osób, które powinny być mistrzami. Całkiem zasadny kryzys autorytetów – jest znacznie szerszym tematem, który można rozwiązywać tylko w oparciu o indywidualne relacje a nie o anonimowość testów, ocen punktowych. One tylko ułatwiają życie administracji i chronią ją przed kłopotami. Należy więc jednak postawić pod rozwagę problem, czy jest to powód do uznania, że racjonalnym jest wprowadzanie systemu, w którym indywidualność nauczyciela – jest jego wadą. Wszak to do tego można sprowadzić formatowanie nauczania do gorsetu obowiązującej poprawności ram tzw, siatki programowej. Drastycznym przykładem działania tego systemu jest kończenie edukacji w zakresie historii na dość dawnych datach i faktach – co powoduje, że o wielu ważnych sprawach młodzież się po prostu nie dowiaduje, pojęcia patriotyzm czy poświęcenie, wolność i zniewolenie oraz ich skutki są wykoślawiane do ich zaprzeczeń. Jak takie rzeczy oceniać punktowo? Dziewczyny i chłopcy Powstania Warszawskiego nie doświadczali takich eksperymentów. W naukach technicznych wiedza szybko ewoluuje, ale ciekawość do zadawania pytań przyrodzie i umiejętność używania wcześniej otrzymanych wiadomości, kojarzenie praw natury – są stałą podstawą. Czego? Postępu. Cóż by były warte dzisiejsze wołania o innowacyjność odmieniane na różne sposoby – bez podstaw i ciekawości świata?
Sumując – na kanwie wspomnienia o człowieku, który potrafił być kimś interesującym i ważącym dla młodzieży – musi się powiedzieć jak ważne jest kształtowanie elity od najwcześniejszych etapów i to dokonywane w oparciu o hołubienie mistrzów. A nie Ich systemowe deprecjonowanie.
Chłopcy – dziś poważni Panowie – i ja także, mamy w pamięci postać tego niesztampowego nauczyciela i mogę śmiało powiedzieć – jak wielu tak i Jemu dużo zawdzięczamy.

