- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.
Po przeczytaniu tekstu „Moskiewska Cerkiew traci Ukrainę” autorstwa Marka Budzisza zamieszczonego na stronie Salon 24, a zacytowanego przez Krakowska.biz , korci mnie by dodać do niego swoje trzy grosze. Nie chcę oczywiście podważać czegokolwiek z tego co w owym tekście zostało napisane, lecz chyba warto tekst ten uzupełnić kilkoma myślami. Kościół Prawosławny jest autokefaliczny – własnogłowy można powiedzieć – czyli, że tak powiem organizacyjnie, każdy biskup jest choćby teoretycznie niezależny – też i w zakresie interpretacji doktryny co można oceniać jako jedno ze źródeł pewnych kłopotów Prawosławia.
Rozłam Kościołów Rzymskiego – jak go Prawosławni nazywają i Prawosławnego (czyli głoszącego w sposób prawy) choć nie nastąpił szybko – trwał przez stulecia – dokonał się jednak o kwestię filoque – czyli skrótowo – podejście do natury Ducha Świętego jako trzeciej Osoby Boskiej, a także o sprawy rytu i pozycję Papieża. Ten jako centralne miejsce wykładni nie ma mieć racji bytu a to w związku właśnie z autokefalią. Tylko więc uznaniowo i symbolicznie (choć w istocie bardzo realnie, choć nie z wyboru – jak Papieża z działania Ducha Świętego na zgromadzone Konklawe) stanowisko pierwszego wśród równych przyznano Biskupowi Konstantynopola. Tym samym obecna decyzja tegoż Biskupa Metropolity, jest tak zasadniczo silna i ważna dla tego Kościoła. Pomimo wszystko ma charakter symboliczny i ma zasadniczą wymowę. Reakcja Patriarchy Moskiewskiego jest w dwójnasób zrozumiała. Miał On nad Cerkwią Kijowską – mimo równości Biskupów – władzę symboliczną i ta została podważona.
Jest i drugi moim zdaniem równie ważny aspekt. Brak Papieża i to, że każdy z biskupów miał swoje pole władzy i decyzji – niezależne od jakiegoś ośrodka centralnego i mógł sobie układać swoje nie tylko decyzje doktrynalne (np. uznanie świętości i kultu) lecz też odnoszące się do relacji z władzami świeckimi. W tym leżał poważny problem – większej skuteczności – wręcz łatwości zaingerowania ingerencji władzy świeckiej w samą istotę działania organizacji wspólnoty prawosławnej. Stąd pochodziła dwoistość roli Cara i jego wymiar wręcz religijny. Infiltracja wręcz podporządkowanie Kościoła Prawosławnego władzy świeckiej i łatwość przenikania do niego służb Ochrany i jej organizacyjnej kontynuacji – była i jest czymś nie tylko naturalnym ale i stanowi poważne źródło słabości stanowienia oporu moralnego wobec wszelkich samodzierżawców. Dziś przeniosło się to na Putina – wręcz, jak wiadomo, bywa, czczonego we współczesnych ikonach. Rozumiejąc rolę ikony w samym rycie prawosławia i jego doktrynie – nie możemy się dziwić, iż właśnie Patriarcha Moskiewski i z tego powodu jest w kłopocie, zwłaszcza wobec swej obecnej roli i pozycji wobec władzy świeckiej.
Podobnych problemów nie ma Kościół Katolicki – zajmując lub inaczej – póki zajmował wobec systemów świeckich pozycję ponadczasową, recenzując działania władzy świeckiej od strony wykładni moralnych jakie daje wiara w istnienie Boga. Piszę – póki zajmował – a to dlatego, że dziś wszechogarniająca poprawność polityczna hamuje już podejmowanie takich ocen moralnych jako, że wszelka aktywność Kościoła w tym względzie jest ogłaszana działaniem politycznym, wtrącaniem się do polityki. Rezygnacja z głoszenia jakie zachowania, jakie decyzje w końcu i jakie prawa są po prostu niemoralne – oznacza odejście od głoszenia prawdy. Zauważmy – jeszcze w latach 50 tych działania tzw, Kościoła Polskiego jako usiłowanie emanacji aktualnej polityki na sferę duchowości w społeczeństwie i hierarchii były odbierane jednoznacznie jako obce, narzucone, co zresztą odpowiadało prawdzie. Dziś to miejsce zajął relatywizm ocen, wycofanie z obiegu pojęć np. piekło, grzech śmiertelny, na rzecz względności i niejednoznaczności nawet tak wydawałoby się prostej i fundamentalnej triady jak Bóg Honor i Ojczyzna. Postaci Kardynała Stefana Wyszyńskiego czy Karola Wojtyły – św Jana Pawła II – są dziś wpychane tylko w ich symboliczne role, z zapominaniem Ich przesłania i nauczania. Nie byli politykami i żadna bezpieka nie mogła niczego się uchwycić w tym zakresie a i Kardynał Wyszyński był aresztowany, Jego współpracownicy katowani, Kardynał K. Wojtyła wprowadził Krzyż do Nowej Huty i odzyskał budynek Seminarium pod Wawelem. Oni mówili swe oceny – tak jak i Kardynał Sapieha wyraził je wobec F.Franka jako Gubernatora. On oceniali wyczyny polityków i to w takich warunkach w jakich przyszło Im działać – a nie można powiedzieć że działali jako politycy choć skutki powodowali polityczne.
W tej dyskusji musi się właśnie dziś pojawić rozwaga nad oczekiwaniem świeckości Państwa – co jest traktowane jako coś tak oczywistego, że wszystko co można zakwalifikować jako naruszanie tej świeckości nadaje się prawie do penalizacji. Jak absurdalny to pogląd, przy obecnym rozumieniu świeckości – wystarczy tylko zauważyć, że zarówno pogląd, że Pan Bóg istnieje jak i ten, że Boga nie ma - oba są przedmiotami wiary. Nie wiedzy a wiary. Zarówno tego, że Pan Bóg jest (choć można wskazywać na dowody pośrednie) jak i tego, że Go nie ma, nie da się dowieść doświadczalnie. A doświadczalnie niegdyś nie dało się dowieść istnienia atomu – nie mówiąc o jego budowie – co wcale nie oznaczało przecież, że atomu nie ma i na wieki wieków - nie będzie. Zauważenie tego pozwala wprost ocenić dzisiejszą realizację postulatu świeckości Państwa jako wprost uznanie tej drugiej wiary z kapłanami w postaci np. Magdaleny Środy czy Jana Hartmana za wprowadzanie jej jako religii państwowej. Mówimy więc o wprowadzaniu państwa wyznaniowego – i o dyskryminacji wyznawców wiary w istnienie Boga.
Poprawność polityczna w obecnym wydaniu – dopuszcza wyrażanie ocen moralnych z pozycji kanonów drugiej z wymienionych wiar, której „Dekalogiem” są tomy Kodeksów i Uchwały gremiów politycznych, a czyni niedopuszczalnym wyrażanie ocen z punktu widzenia pierwszej z nich.
Wracając do myśli wokół wspomnianego tekstu – musi się więc zauważyć, iż kłopotem Prawosławia w wydaniu Rosyjskim było związanie doktryny z polityką państwa jako organizacji świeckiej. Z kolei dotychczasową zaletą podejścia realizowanego w Polsce było rozdzielenie tych sfer z dosłownym dopuszczeniem, iż oba poglądy i to bez względu na swą postać mają prawo być wyrażane i mają być brane pod uwagę. Dotychczasowego – bo dziś już nawet w Kościele nie ma pewności – czy należy bardziej w tych ocenach słuchać nauczania czy poprawności politycznej, które wyraża się uznaniem, iż takie rzeczy jak fakty, prawda obiektywna, podejście do problemów życia i śmierci – podlegają głosowaniu. Tymczasem nie da się głosować ani prawa ciążenia ani prawa do życia, ani nawet praw ekonomii. Próbowano – i co z tego wyszło?
I nadal się próbuje. Sumując, smutek i głębokie zaniepokojenie Cerkwi Rosyjskiej nie może dziwić nie tylko z punktu widzenia uszczuplenia jej władzy kościelnej ale i dla naruszenia podejścia do ustalonej przez nią już od wieków - relacji pomiędzy sacrum a profanum. Może więc tu chodzić nie tylko o sprawy podziału wpływów. To może być coś znacznie większego.
Ludzie coraz powszechniej zauważają, iż w życiu publicznym potrzebna jest prawdziwa świeckość, a nie doktrynalne wymuszanie związków władzy świeckiej ze sferą duchowości i uznawanie za obowiązującą wiarę w nieistnienie Pana Boga. I w tym też widzę motyw decyzji odnoszącej się do Cerkwi Kijowskiej.
Sądzę, iż powyższe uzupełnienie może być przydatne przy lekturze wspomnianego na wstępie artykułu

