- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty i 38 sekund.
Jak widać, jednym z najważniejszym problemów dla „mediów niezależnych” i sporej części blogosfery jest to, co niejaki Paweł Kukiz powiedzieć miał na korytarzu telewizji Republika, przy czym warto zwrócić uwagę że nie była to wypowiedź publiczna, ale prywatna (nie mówiąc już o tym, że celowa obraza „ty pisowska k…o” byłaby czymś jakościowo różnym od komentarza w stylu „k…wy pisowskie”, do czego ów się przyznaje).
Obejrzałem cały ten wywiad – był po prostu nudny. No bo wygląda to tak: Pani Gójska-Hejke mająca poczucie MISJI zrobienia głupa z Kukiza rozmawia z Kukizem mającym poczucie MISJI zbawiania świata, a ostatecznie wychodzi żenada. Absolutnie nie interesuje mnie w tym momencie, czy Kukizowi po tymże wywiadzie się wyrwało, czy też jest permanentnym chamem, świrem, głupem, burakiem, menelem et cetera. Pragnę natomiast zwrócić uwagę na brutalne fakty natury politycznej (czy też polityczno-technicznej) i na matematykę wyborczą.
Po pierwsze.
Obok progu wyborczego w polskim systemie przeliczania głosów na mandaty funkcjonuje metoda d’Hondta, promująca ugrupowania z wynikami najlepszymi, drakońsko zaniżająca ilość mandatów ugrupowaniom mniejszym (proszę sobie znaleźć w sieci i na spokojnie zapoznać się z jej niuansami).
Jeśli wierzyć ostatnim sondażom (ich wyniki zostały podane m.in. na Niezależnej): PiS ma 40,4%, PO 19%, zaś postkomuno-palikociarnia zwana Zjednoczoną Lewicą 9,5%. Trzy ugrupowania sytuują się w okolicach progu wyborczego. Ciut powyżej progu wyborczego: partia Petru zwana Nowoczesną (czyli Platforma bis) oraz postkomuna z ZSL zwana PSL-em. Ciut poniżej progu – Kukiz.
Wolałbym, ażeby Kukizowi notowania wzrosły. Wzrost o dwa-trzy punkty procentowe oznaczałby w praktyce odebranie kilku–kilkunastu mandatów postkomunie z ZSL oraz partii Petru. A może nawet postkomuno-palikociarni ze Zjednoczonej Lewicy. Fakty są takie, że Kukiz odebrał sporo wyborców Komorowskiemu, a w konsekwencji lewactwu i Platformie. Z punktu widzenia sporej części elektoratu, Kukiz przełamał psychologiczną barierę, mówiąc wprost – otworzył oczy przynajmniej części lemingradu (choć niektórzy twierdzą, że był sterowany, wygląda raczej na to, że chciano nim zagrać, ze skutkiem – jak się okazało – odwrotnym).
Dlatego też jak najbardziej zrozumiałe, że meinstream, starający się dopompować nie tylko PO, ale także partię Petru i obydwie mutacje postkomuny, chce Kukiza pogrzebać i od dłuższego czasu robi z niego ksenofoba, nacjonalistę, faszystę, i tak dalej. Czy nie zastanawiające że ostatnia rewelacja „mediów niezależnych” została przez „media wiodące" tak chętnie podchwycona?
Po drugie:
Można śmiać się z pubertalnej „antysystemowości” Kukiza, warto jednak powiedzieć sobie wprost, że w Polsce istnieje spora grupa ludzi, którzy mają szczerze dość platformiano-postkomuszych sitw, a jednak zwolennikami PiS-u nie będą (wiem, że często choćby na życzenie lokalnych pisowskich struktur i działaczy, którzy swoja radosną twórczością i funkcjonowaniem w miejscowych układach zdołali do siebie zrazić niejedną społeczność lokalną).
Wolałbym, ażeby ci zrażeni do PiS-u zagłosowali właśnie na partię Kukiza. Także ze względu to, co napisałem wcześniej.
Po trzecie:
PiS-owi z obecnymi 40,4 procentami może być trudno ów wynik polepszyć. Czy partia na pewno utrzyma obecny wynik sondażowy i czy w konsekwencji po wyborach będzie w stanie rządzić samodzielnie?
Ruch Kukiza to na dziś dzień pewna niewiadoma. Nie wiem jednak, czy w tej niewiadomej PiS nie znajdzie ewentualnych sojuszników do koalicji (bo gdzie indziej ma ich szukać?). Ja tego nie wiem. Czy PiS z „niezależnymi mediami” wiedzą to absolutnie na pewno?
Dlatego też pytam: Po jaką cholerę kopać się teraz z Kukizem? Jaki ma to sens?