- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 46 sekund.
Mijają dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości. Półmetek pierwszej kadencji. Jeżeli czegoś Polakom brakuje, to – paradoksalnie – triumfu prawa i sprawiedliwości. Czyli rozliczenia afer z czasów rządów Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego. Bo ile wyroków już zapadło, ile wniosków o tymczasowy areszt skierowano do sądów?
Sukcesy „dobrej zmiany” można wyliczać długo. Odzyskanie podmiotowości w polityce zagranicznej (choć na kierunku wschodnim niestety bez zmian), twardy sprzeciw wobec przymusowej relokacji islamskich imigrantów. Dobre wyniki gospodarcze, które uznać muszą nawet światowe agencje ratingowe – bo z faktami i twardymi wskaźnikami ekonomicznymi się nie dyskutuje. Sukces programu Rodzina 500 +. Wszystko to sprawia, że po dwóch latach rządów Prawo i Sprawiedliwość wciąż zyskuje w sondażach.
Ale gwoli całościowego oglądu sytuacji trzeba widzieć także porażki. I tutaj wyłaniają się dwie. Po pierwsze – wciąż ostatecznie nie wyjaśniono wszystkich okoliczności i prawdziwych przyczyn katastrofy smoleńskiej. Bo w to, że uderzenie w niewielkie drzewo skrzydła rządowego tupolewa z prezydentem RP na pokładzie spowodowało taką destrukcję samolotu, wierzą już chyba tylko najbardziej fanatyczni wyznawcy sekty pancernej brzozy. W tym zakresie porażkę można jednak zrozumieć – po tym, jak rząd Tuska pozostawił najważniejsze dowody w rękach Rosjan, polskie śledztwo musi polegać na żmudnym odtwarzaniu okoliczności i weryfikacji hipotez.
Porażka druga, której tak łatwo już wytłumaczyć się nie da – to brak skutecznego i twardego rozliczenia afer z czasów rządu Platformy Obywatelskiej. Można wręcz odnieść wrażenie, że niektóre śledztwa wyhamowały, straciły impet, rozlazły się gdzieś na boki. Dobitnym przykładem jest tzw. afera podkarpacka. W czerwcu ubiegłego roku wydawało się, że nastąpił przełom – do aresztu trafiła była szefowa Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Musiał upłynąć cały rok, aby doszło do kolejnego zatrzymania – tym razem byłego dyrektora biura poselskiego Jana B. – do 2015 r. posła PSL i zarazem byłego przewodniczącego klubu parlamentarnego tej partii. Chodzi o przyjęcie 700 tys. zł łapówki.
Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że na razie w sieci wpadają jeśli nie płotki, to ryby średnie. Sam Jan B. – mimo iż w listopadzie w 2015 r. postawiono mu zarzuty popełnienia sześciu przestępstw o charakterze korupcyjnym, wciąż korzystać może z wolności i uroków życia. Dwa lata temu sąd odrzucił wniosek o tymczasowe aresztowanie Jana B. Samo nasuwa się pytanie, czy ta decyzja miała coś wspólnego z faktem, że B. był 14 lat członkiem Krajowej Rady Sądownictwa.
Ale co tam Jan B. – jego afera dotyczy zaledwie jednego województwa przerobionego, jak się zdaje, na prywatne księstwo udzielne. Kilka dni temu tygodnik „Sieci Prawdy” opisał szokujące fakty dotyczące negocjowania przez Waldemara Pawlaka kontraktu gazowego z Rosją. To już „rympał” na najwyższym poziomie, gdzie gra się strategicznymi interesami państwa. W porównaniu z takimi „geszeftami” cała reszta to blotka, chociaż jak podsumowuje Piotr Cywiński na portalu wPolityce.pl w tekście zatytułowanym Gangsterka Pawlaka:
Według licznych doniesień mediów, np. „Dziennika”, firmy należące do znajomych Pawlaka, także te z jego udziałami, wygrywały przetargi na różnorakie usługi i latami robiły lukratywne interesy. […] Krótko mówiąc, wicepremier, minister gospodarki wynalazł i zbudował na własny użytek finansowe perpetuum mobile: Pawlak rządził, rozdawał i dzielił, Pawlak zawierał umowy i je finalizował, wreszcie – Pawlak płacił Pawlakowi, w stolicy i na głuchej prowincji.
Idźmy dalej – komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji w Warszawie kierowana przez Patryka Jakiego tak naprawdę nie ma uprawnień śledczych. Powołana została do – tak brzmi jej pełna nazwa – usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich, wydanych z naruszeniem prawa. A prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz bezkarnie śmieje się w kułak i lekceważy komisję, nie stawiając się na jej wezwania. Tymczasem dla Waltzowej powinien być akt oskarżenia i wyrok – jeśli nie za świadomy współudział w mafijnej prywatyzacji (co udowodnić trudniej), to co najmniej za brak nadzoru urzędniczego, wskutek czego mafijna prywatyzacja mogła kwitnąć przez wiele lat (co oczywiste).
Można powiedzieć, że dwa lata to za mało, aby „wiedzę operacyjną” dotyczącą Jana B., Waldemara Pawlaka czy prezydent Warszawy przełożyć na twarde dowody procesowe. Niemniej wychodzących z takiego założenia warto spytać: To ile czasu będzie „w sam raz”? Cztery lata? Sześć lat? Trzeba mieć świadomość, że opóźnienia w śledztwie zawsze działają na korzyść przestępców, a na niekorzyść organów ścigania.
W całej sprawie najbardziej poruszający jest fakt, że skutkiem sytuacji jest narastanie w społeczeństwie przekonania, że wspięcie się na odpowiednio wysoki poziom w politycznej drabinie zapewnia nietykalność i bezkarność – nawet po politycznej zmianie.
Kary nie będzie dla przeciętnych drani, / I lud ofiary złoży nadaremnie. / Morderców będą grzebać z honorami – śpiewał Jacek Kaczmarski.
Czyżby dzisiaj należało zmodyfikować słowa tej piosenki: Kary nie będzie dla największych drani… Trzeba pamiętać, że u źródeł sukcesu Prawa i Sprawiedliwości legło nie tylko pragnienie politycznej zmiany, nie tylko potrzeba uzdrowienia gospodarki, ale także społeczne łaknienie i oczekiwanie sprawiedliwości. A to wymaga wymierzenia polityczno-gospodarczym gangsterom słusznej kary – bynajmniej nie w imię zemsty i odwetu, ale właśnie w imię sprawiedliwości. Zatem – mimo że od dwóch lat rządzi Prawo i Sprawiedliwość, Polacy wciąż oczekują zwycięstwa prawa i sprawiedliwości. Tak, aby była kara i dla przeciętnych, i dla największych drani.
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie w dniu 2 grudnia 2017r