- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta i 22 sekundy.
Dowiadujemy się, że pilot MIG-29 nie katapultował się. Innymi słowy spadając na drzewa znajdował się w kabinie. Przeżył i to ponoć w nie tak znów złej formie. Oficjalnie mówi się o stawie skokowym. Teraz porównajmy to z katastrofą TU 154. Samolot większy – siłą rzeczy konstrukcyjnie bardziej wytrzymały. To zestawienie – nawet dla kompletnie i doktrynalnie zamkniętych na wszelkie inne informacje, a zwłaszcza te czysto techniczne i sięgające podstaw praw fizyki – powinno w końcu skłonić do samodzielnej oceny, a przede wszystkim najpierw przyjęcia do wiadomości jednej jedynej a najprostszej rzeczy.
Oto samolot ważący 80 T ma się obrócić wokół swej osi i rozbić po spotkaniu z jednym drzewem i sto osób na pokładzie ponosi śmierć. Samolot od niego kilkakrotnie – oceniam mniejszy – wali w las, a pilot wychodzi z tego z obrażeniami porównywalnymi do tych jakich można doznać jeżdżąc na deskach, lądując na spadochronie lub motolotni.
Pomijam już takie drobiazgi jak gubienie części Tupolewa po drodze, nawet przed brzozą, fragmenty samolotu na drzewach, drzwi wbite w grunt, rozczłonkowanie samolotu na kilkadziesiąt tysięcy kawałków itd. Już o prawach fizyki nie mówiąc, o zmianie siły nośnej po takim odcięciu skrzydła na odległości zresztą większej od osi samolotu od wysokości ucięcia owej brzozy. A samolot miał się obrócić wokół swojej osi. Komisja Macierewicza składająca się z ekspertów – w tym doradcy Prezydenta USA z prestiżowej uczelni – ośmieszana przez ludzi, o których kwalifikacjach i afiliacjach wiadomo dziś z nagrań ich obrad tyle, że potrafili „twórczo” ingerować – czyli politycznie moderować zamówione a niewygodne zdania ekspertyzy.
Nawet to dla doktrynerów wiary w pancerną brzozę pomińmy. Tym proponuję tylko to porównanie - Z MIG-a pilot wychodzi na szczęście cało, z Tupolewa nie wychodzi nikt.
A kpina Putina – powinna zastanowić każdego – nie tylko Polaka.