- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut i 33 sekundy.
Podstawowy problem
Zapytawszy Urząd Miasta o aktualny stan realizacji „Strategii rozwoju turystyki w Krakowie” na krakowskim odcinku Wisły, otrzymaliśmy w odpowiedzi skrupulatne wyliczenie rodzajów oraz ilości bluszczy i kwiatków posadzonych na bulwarach. Nie powinno zatem dziwić nikogo, że strategia ta, w niemal niezmienionej formie przepisywana jest na nowo co siedem lat. Tymczasem z przyczyn finansowych odrzucony został miejski projekt mariny na Zabłociu. Owa krytyczna, bo konieczna dla jakiejkolwiek żeglugi, infrastruktura miała zostać wybudowana za około 50 mln złotych, rzecz jasna na kredyt.
Tak wysoka cena, która ostatecznie uczyniła plan niewykonalnym, wynikała z ambicji urzędników miejskich, by na Zabłociu przez wlanie ton betonu do rzeki powstał drugi „szkieletor” lub odpowiednik Hotelu Forum. Miała być to przystań dla znacznej ilości dużych jednostek wodnych, z których żaglowe nie przedostałyby się pod Mostem Kotlarskim, a motorówki musiałaby wyłączać silniki obok Zamku Wawel, gdzie nie wolno wzburzać falami majestatycznej tafli. Projekt ten zwyczajnie nie miał, i nie ma w dalszym ciągu, najmniejszego sensu.
Projekt ów jednak tak bardzo pochłonął uwagę rajców, że umknęły im fakty drobniejsze, acz równie istotne. Przede wszystkim do zwodowania jednostki wodnej,
na okutej betonowymi murkami Wiśle, potrzebny jest slip, dwie betonowe płyty tworzące pochylnię, po której bezpiecznie można sprowadzić łódź do wody. Obecnie Kraków posiada dwa, pierwszy na wysokości Salwatora, zarezerwowany dla WOPR-u, drugi… w Tyńcu.
Po zwodowaniu łodzi w Tyńcu można już swobodnie dopłynąć do stopnia wodnego Dąbie i dalej, do śluzy „Przewóz”.
Nie kończą się tu jednak trudności. Już chwilę po minięciu Tyńca czekać trzeba na uruchomienie gigantycznej śluzy Kościuszko, której praca dla małych jednostek, jak kajak czy mniejsza łódź, jest zdecydowanie nieopłacalna. Jej konstruktorzy nie wpadli na powszechnie praktykowane rozwiązanie wprowadzenia wewnątrz śluzy dodatkowych grodzi. Z tego powodu przeprawa trwa jedyne 45 minut. Nie jest to jednak aż tak zła sytuacja jak ta, która czeka za śluzą „Przewóz”, regulującą rzekę na tyle, by po jej dolnej stronie pozostało około pół metra wody. Dalsza żegluga jest niewykonalna. Strategia miasta Krakowa zakłada rejsy między innymi do Niepołomic i urzędnicy z uporem przepisują je do kolejnych, niezrealizowanych strategii, choć miasto nie robi nic, by problem śluz „Przewóz” i „Kościuszko” rozwiązać. Wszak brodzenie w kałuży to też żegluga.
Korzystania z łodzi motorowej nie ułatwia również ukrycie przez Miasto i RZGW rozmaitych, kluczowych informacji, na przykład gdzie można jednostkę wodną zatankować. Oznaczeń takich na krakowskim odcinku nie ma wcale. Co prawda znalazły się takie
w Biuletynie RZGW pod tytułem „Informator nawigacyjny śródlądowej drogi wodnej Górnej Wisły”, lecz już na pierwszej stronie owego dzieła znajduje się adnotacja, że jego kopiowanie i rozpowszechnianie jest zabronione pod groźbą kary. Informacje dla żeglugi na krakowskim odcinku Wisły zostały tym sposobem utajnione. Dlaczego? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że fakt ów doskonale wpisuje się w ogólny stan realizacji miejskiej strategii dotyczącej żeglugi. Nie tylko nie posuwają się na przód, ale jeszcze utrudniają to, co już jest.
Niegospodarność
Dla pojawienia się żeglugi na krakowskim odcinku Wisły potrzebne jest to samo co na każdym innym, czyli infrastruktura. Tak jak przy drogach i autostradach konieczne
są parkingi, tak przy rzece pale cumownicze, porty, mariny. Tak samo potrzebne są stacje benzynowe, łazienki. Wreszcie potrzebne są mapy i slipy do zwodowania łodzi. Urząd Miasta Krakowa i RZGW odpowiadają na tę potrzebę na kilka sposobów.
Dla potrzeb cywilnej żeglugi miasto udostępniło dwie działki nad brzegiem Wisły dla dwóch klubów. Klub Nadwiślan przy moście Dębnickim i Klub Kolejowy przy moście Zwierzynieckim. Pierwszy charakteryzują okrywające go w całości bilbordy reklamowe i zajmujący sporą część jego powierzchni parking. Na stronie internetowej chwalą się zawrotną ilością 35 aktywnych członków klubu. Drugi klub przerobiony został na Hotel Ewa, gdzie odbywają się wesela. Nie ma to z pewnością żadnego wpływu na to, że setki osób uczestniczących na krakowskiej Wiśle w wyścigach Smoczych Łodzi, od lat nie mają się nawet gdzie przebrać i również w tym roku, w takich właśnie warunkach przygotowywać się będą do mistrzostw świata, na które już zostali zaproszeni.
Innym pomysłem miasta na infrastrukturę dla żeglugi krakowskiej było ustawienie na bulwarach przeszło stu pali cumowniczych. Pale owe swą siłę opierają o nabrzeże, które choćby na odcinku pod Zamkiem Wawel przechyla się już ku rzece, co najlepiej obrazuje słabość i nieskuteczność tego rozwiązania. Świadomi wynikającego z tej fuszerki zagrożenia, urzędnicy postawili co prawda na przeciwnym brzegu „pale powodziowe”, ale jest ich zdecydowanie za mało, by przyjąć choćby tę, przecież i tak mizerną, flotę która dziś stacjonuje na krakowskiej Wiśle.
Oczywiście można było tak jak w innych miastach Polski zastosować wbite w dno wysokie pale, dzięki którym wszystkie jednostki w razie powodzi podnoszą się razem
z poziomem wody, nie sprawiając zagrożenia. Kraków jednak musiał być oryginalny, krakowskie pale cumownicze przykrywa nawet niewielka powódź, czyniąc
je bezużytecznymi. Z tego powodu wśród olbrzymiej ilości barier administracyjnych, pojawia się jeszcze wymóg, by przed przycumowaniem czegokolwiek do krakowskiego pala cumowniczego, przedstawić miastu plan ewakuacji. Jedyna droga ewakuacji znajduje się na stopniu Dąbie, przez którą wszystkie jednostki musiałyby się przedostać w przeciągu około 73 godzin.
W razie gdyby którakolwiek barka zerwała się ze swojego mizernego pala cumowniczego lub nie zdążyła przedostać się przez śluzę Dąbie, zablokuje ona swoją masą odpływ wody na stopniu i przyczyni się przelaniu fali powodziowej przez wały. Ryzyko to tyczy się również zezłomowanych statków, rdzewiejących obecnie na Zabłociu. Zagrożenie powodzią miał co prawda zmniejszyć poprowadzony korytem Wilgi kanał ulgi, ale rajcy miejscy zdążyli już oddać zaplanowany dla niego teren deweloperom pod budowę osiedli.
Trzecią odpowiedzią miasta na potrzebę żeglugi było wybudowanie za publiczne pieniądze przystanków Tramwaju Wodnego, do których cumować mogą jedynie jednostki jednej, prywatnej firmy. Fakt ten komentuje się sam. Miasto stać było na stworzenie koniecznej infrastruktury, ale nie stać go na udostępnienie jej wszystkim mieszkańcom.
Ową serię porażek, jakie miasto zalicza od wielu lat, Wiceprezydent Krakowa, Pani Koterba tłumaczy zamiarem utworzenia z bulwarów nad Wisłą „Salonu Europy”, co jej zdaniem wyklucza ustawianie tam jakiejkolwiek infrastruktury. O tym, czym jest zdaniem Pani Wiceprezydent „salon”, świadczą najlepiej brunatne i żółte zacieki pod Mostem Grunwaldzkim i lśniące na pokruszonym betonie szkło ze szklanych butelek. Nie lepiej się prezentują z rzadka występujące ławeczki i umieszczane jeden na drugim pomniki.
Salon czy nie salon, stwierdzić trzeba jednoznacznie, że i ten aspekt zagospodarowania Wisły miasto zmarnowało doszczętnie. Na francuskiej Loarze w każdej mieścinie, dla potrzeb turystyki, odtworzono dużym wysiłkiem tradycyjną flotę rzeczną ustanawiając w ten sposób serię muzeów rzecznych. W Krakowie pracę taką oddolnie wykonały społeczne inicjatywy. Wybudowano już kilka galarów, rok rocznie odbywa się Królewski Flis z Oświęcimia do Gdańska. Potencjał ten jednak leży martwy, bo miasto Kraków nie potrafi nawet zaoferować tym jednostkom miejsca do przycumowania.
Wisienką na torcie tej serii porażek winien być prom w Tyńcu, który został kupiony za pieniądze Małopolskiego Budżetu Obywatelskiego. Nie funkcjonował ani jednego dnia. Dla jego uruchomienia wybrano absolutnie nie nadającą się do tego celu jednostkę wodną. Czy ktoś za to odpowiedział? Nie.
Zakończenie
Według planów ogólnopolskich skala transportu wodnego ma się zwiększyć do przejęcia co najmniej 15% całości transportu na terenie Polski. Odcinek Górnej Wisły czekają w związku z tym planem gigantyczne inwestycje, do których przygotowania już trwają. Czy Miasto Kraków ma plan jak w nich uczestniczyć, by wreszcie swą strategię, dotyczącą żeglugi na Wiśle, pchnąć do przodu dalej niż tylko o posadzenie bluszczy na bulwarach? Czas pokaże.
Zbigniew Dziadosz
Okręg 13 Kukiz’15 Kraków