- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta.
Tym razem nie będzie z cyklu – „a nie mówiłem” ale pokrewnego. Proste, krótkie przypomnienie ku wyciągnięciu wniosków. Kto pamięta to wie, a innym przypomnę. Parę lat temu – po czasie powodziowym Wójt Gminy Gdów wystąpił i to za poparciem społecznym, do stosownych Władz – a sprawa zawisła od Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie - o wydanie decyzji zezwalającej na obniżenie poziomu lustra w Zbiorniku Dobczyckim.
Miało to, zdaniem wnioskodawców, uchronić ową Gminę przed skutkami powodzi poprzez zwiększenie możliwości retencyjnych zbiornika. Batalia prasowa, rozdzieranie szat. Znów ten pazerny Kraków – bo to miasto bierze wodę ze zbiornika ze szkodą i zagrożeniem tej Gminy. Że tyle w tym prawdy co kot napłakał. Akcja, oceniam ściśle pod publikę, w tą sprawę zaangażowaną zresztą w równym stopniu co i z podobnego powodu społeczność Dobczyc w opowieść o lawinie dobrych skutków udostępnienia zbiornika Dobczyckiego dla pełnej rekreacji i użytkowania turystycznego.
I wtedy znalazła się zakała. Jerzy Grela się nazywał.
Powiedział swoje twarde, stanowcze i bezkompromisowe nie. Nie, bo nie i już, a dla swej wiedzy, wysokiej fachowości i wieloletniego doświadczenia w sprawach gospodarki wodnej. Pod Jego argumentacją i zdecydowaniem – ta politycznie trzeba wyraźnie powiedzieć – oczekiwana pozytywna decyzja nie została wydana.
Upłynęło parę lat.
Mamy nasze dzisiejsze upały, suszę i jak słychać – najniższy w dziejach pomiarów poziom Wisły w Warszawie.
Wyobraźmy sobie, że startowo Zbiornik miałyby obniżony poziom lustra, Co byłoby z biologią zbiornika i szansami na utrzymanie jakości wody?
Warto szanować kompetencję, wiedzę i dodajmy rodzaj odwagi cywilnej.
Należy dziś, w te upały, sprawę przypomnieć, co czynię apelując o uogólnienie. W wielu sprawach, bo dziś wiedza i kompetencja wbrew deklaracjom – wcale nie jest w cenie.
Tego już nie rozwijam.