- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut i 44 sekundy.
Rzeczpospolita publikuje sondaż, wg którego 67% Polaków chce przyjęcia uchodźców, TVN prezentuje badanie, wg którego 64% z nas uważa, że polski Kościół powinien pomagać uchodźcom, a 51% jest za otwarciem granic dla przybyszów z Syrii i Afryki. Wyborczana pierwszej stronie oznajmia, że naród nasz w sile 53% uznaje pomoc dla uchodźców za swój moralny obowiązek. Liczby prezentują się naprawdę imponująco, bijąc na głowę obecne sondaże Platformy.
Co się zatem dzieje, że minister obrony Tomasz Siemoniak dosyć twardo się stawia: Niemcy nie powinny nas uczyć solidarności; a pani premier, wprawdzie nie tak twardo, ale równie jednoznacznie zapewnia, i to samą kanclerz Angelę Merkel, że priorytetem rządu polskiego jest bezpieczeństwo obywateli, a Polska będzie pomagać, lecz na miarę możliwości?
Teoretycznie widzimy tu niedający się racjonalnie wytłumaczyć rozdźwięk. Jakby się na chłodno zastanowić, kwestia przyjmowania uchodźców powinna być dla Platformy tym, czym dla Izraelitów biblijna manna z nieba albo dla Danae mitologiczny złoty deszcz. Tożsamość elektoratu partii rządzącej była przez lata budowana w opozycji do katolickiego, ciemnogrodzkiego (w odróżnieniu do jasnego, annogrodzkiego), ksenofobicznego, rasistowskiego mentalnego zaścianka, który uosabia typowy wyborca PIS. Wyższość wyborcy PO, tego młodego, wykształconego, fajnego Polak z wielkiego ośrodka miejskiego wyrażała się jego europejskością, postępowością, otwarciem, brakiem fobii, uprzedzeń i najróżniejszych izmów. Teraz, kiedy cała zachodnia Europa chłoszcze Polskę za jej niechętną imigrantom postawę, kiedy Jacek Żakowski w ferworze moralnego uniesienia zdążył z chrześcijan zrobić prawie (albo i bez prawie) nazistów, kiedy Tomasz Lis o mało nie przykleił sobie do czoła zdjęcia małego syryjskiego chłopca... Platforma rejteruje? I dystansuje się od przekazu, który głośno i dumnie wygrywają jej nie tylko rodzimi medialni zausznicy, ale także elity intelektualne i polityczne całego Zachodu? Przekazu, który, dodajmy, stanowił rdzeń intelektualno-poglądowy tej partii. Skoro większość społeczeństwa chce przyjęcia imigrantów (wg trzech badań 67%, 51%, 53%), a PO ma możliwość odwołania się do tożsamościowych postulatów swojego najwierniejszego elektoratu, samobójstwem, głupotą, błędem wreszcie jest nieskorzystanie z takiej możliwości.
Teoretycznie. Bo praktycznie sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Opinię publiczną na Zachodzie urabia się propagandową młócką i zmanipulowanym przekazem. Ciało małego Aylana, którego morze wyrzuciło na brzeg, zostało najprawdopodobniej ułożone do zdjęcia dla lepszego efektu. Na Twitterze pojawiły się wczoraj fotografie, na których widać, jak człowiek w zielonym berecie (ten sam, który później niesie chłopca po piaszczystym wybrzeżu) wyciąga ciało chłopca, leżące pomiędzy kamieniami. Słynne zdjęcie, które wstrząsnęło Europą, zostało zrobione ewidentnie w innym miejscu, więc albo ratownicy już po zrobieniu zdjęcia rozkładali sobie hobbystycznie ciało w różnych miejscach linii brzegowej, albo, co jednak bardziej prawdopodobne, przenieśli je, bo w kamieniach się źle kadrowało.
Nie inaczej młotkowani jesteśmy my. Mainstreamowe media są jednoznaczne w swoim proimigranckim przekazie, skrzętnie pomijając niemalże wszystkie niewygodne informacje (na przykład taką, że mały Aylan zginął, bo tatuś chciał sobie wstawić zęby w Grecji). Osobny rozdział tej ideologicznej młócki stanowią sondaże.
Najbardziej kuriozalny jest sondaż IBRIS dla Rzeczpospolitej. Przeprowadzony on został tak, żeby... pod żadnym pozorem nie zbadać niczego istotnego. Ankieterzy pytali: czy przyjąłbyś uchodźcę do swojego domu. To pytanie jest pytaniem nie tylko głupim i bezzasadnym, lecz także fałszującym rzeczywistość. Nie ma u nas debaty nad przyjmowaniem uchodźców do swoich domów, toczy się debata o działaniach, jakie powinno podjąć państwo w tej kwestii. Drugie pytanie jest jeszcze bardziej bałamutne: czy Polska powinna przyjąć część uchodźców. Wyrażenie część uchodźców może odnosić się do wszystkiego. Część uchodźców to może być kilkudziesięciu syryjskich chrześcijan, to może być kilka tysięcy Somalijczyków, to może być wreszcie dziesiątki tysięcy imigrantów, przyjęcia których w przyszłości będzie oczekiwać od nas UE. IBRIS nie precyzuje, o co chodzi, więc tak sondaż, jak i wyniki, musimy wyrzucić do kosza.
Millward Brown w sondażu dla Faktów TVN zapytał Polaków, czy Kościół powinien pomagać uchodźcom, na co 64% odpowiedziało twierdząco. Jest to pytanie zdecydowanie bardziej cwane i subtelne, niż wygibasy IBRIS, nie zmienia to jednak faktu, że to jedno z tego rodzaju pytań, które zawsze da odpowiedź pozytywną. No bo kto odpowie, że Kościół nie powinien pomagać potrzebującym? Zamiast uchodźców można wstawić dowolny inny podmiot w potrzebie, wyniki będą jeszcze bardziej wymowne. Poza tym pod pojęciem pomocy kryje się bardzo szeroki wachlarz znaczeń i postaw, podczas gdy apel Franciszka był bardzo konkretny. Pytanie powinno więc brzmieć mniej więcej następująco: czy chciałbyś, aby twoja parafia przyjęła rodzinę uchodźców. W sondażu dla Wyborczej idzie już jednak Millward Brown całkowicie na rympał, pytając: czy powinniśmy przyjmować imigrantów i uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki mając na względzie przede wszystkim obowiązek moralny? (53% na tak) Po pierwsze jest to ewidentne pytanie z tezą, bo zawarty w nim obowiązek moralny natychmiast czyni niemoralną tę osobę, która odpowie negatywnie. Po drugie, jest to pytanie bez sensu - co ma zaznaczyć osoba, która twierdzi, że imigrantów powinniśmy przyjmować, ale ze względów gospodarczych albo ktoś, kto uważa, że nie powinniśmy przyjmować imigrantów, bo naszym obowiązkiem moralnym jest zapewnienie bezpieczeństwa przyszłym pokoleniom, którym to bezpieczeństwem masowa imigracja może zachwiać?
Media głównego nurtu potrzebują liczb, żeby wybić je na czołówki i młotkować społeczeństwo. Niezwykle jednak zagadkową jawi się kwestia, dlaczego Platforma z tego nie korzysta i nie postuluje otwartości na uchodźców, co byłoby także w nad wyraz żywotnym interesie Donalda Tuska? Jedyną odpowiedzią, jaką możemy tu założyć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, jest odpowiedź taka, że, wbrew pozorom, oni tam jeszcze do końca nie zwariowali i zrobili własne badania, z których jednoznacznie wyszło, że Polacy są imigracji bardzo niechętni, a zadowalanie Wyborczej i różnych TVN-ów dobiłoby ich i tak wątłe poparcie.
Millwad Brown w sondażu dla Wyborczej zadał drugie, konkretne i porządne pytanie: ilu uchodźców powinna przyjąć Polska. W końcu pytanie adekwatne, oddające istotę debaty, która toczy się obecnie w naszym kraju, bez manipulacji i nadętego moralizowania. Widać można.
Odpowiedzi na to pytanie są druzgocące: 22% - w ogóle nie przyjmować; 32% - jak najmniej, kilkaset osób; 18% - do kilku tysięcy; 9% - do kilkunastu tysięcy.
Na "kilka tysięcy", to jest na tyle, ile już zadeklarowała premier, zgadza się więc tylko 46%, podczas gdy na "kilkanaście tysięcy" (tyle, ile na początek proponuje nam UE) zgadza się tylko... 18%. Przy czym 54% nie chce imigrantów w ogóle, ewentualnie jak najmniej (kilkuset, co w skali państwa nie jest żadną wartością).
Nie inaczej wyniki prezentują się w sondażu tej samej pracowni dla "Faktów TVN" - tylko 8% Polaków zgadza się, żeby uchodźców było ponad 20 tys. A będzie ich ponad 20 tys. nawet jeżeli zaakceptujemy proponowaną obecnie kwotę 11 tys., bo zgodnie z prawem UE imigranci mogą do kraju pobytu ściągnąć swoje rodziny.
Mimo medialnego pałkowania z każdej strony, mimo uniesień i szantażów moralnych Żakowskich, Lisów, Śród, Kurskich et consortes, Polacy przejawiają jednoznacznie antyimigranckie nastawienie, co próbuje się ukryć, względnie złagodzić, karkołomnymi konstrukcjami pytań sondażowych, które wybija się później na czołówki. Platforma wie, że musi stanąć okoniem nawet Donaldowi Tuskowi, który walczy o drugą kadencję. Nie udało się mediom meinstreamowym przerobić na modłę otwartych europejczyków nawet swoich tak starannie wyrabianych lemingów. Dlaczego, pomimo zaklęć płynących z ich ulubionych gazet, okazują się oni w znacznej części podobni do prawicowych ksenofobów? Trudno jednoznacznie stwierdzić, mnie się jednak wydaje, że istotnym w ich przypadku może być argument z osobistego doświadczenia. Lemingi to są ludzie raczej nieźle sytuowani, którzy jeżdżą po Europie. Jeżdżą i widzą, co się tam dzieje. Jak widzą, to dochodzą do wniosku, że multikulti im się wcale nie podoba. I żadne wycie Tomasza Lisa, choćby i wył on o północy do Księżyca, nie jest w stanie tego zmienić.
Tekst ukazał się na Salon24 w dniu 8 września 2015r