- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty.
Trzeba sobie powiedzieć wprost, że ostatnimi czasy w naszym kraju źle się dzieje, głównie skutkiem pognębienia Suwerena, czyli pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego (mam nadzieję, że Naród Polski wreszcie wyzbył się szkodliwych mrzonek o tym, iż ma w „tym kraju” coś do powiedzenia), ale przecież nie tylko dlatego. Głęboki sprzeciw budzi również fakt, że nie uchwalono jeszcze ustawy znoszącej obowiązek alimentacyjny między rodzicami, a dziećmi oraz umarzającej ze skutkiem natychmiastowym wszelkie zaległości z tego tytułu, a zarazem czyniącej futra z norek polskim strojem narodowym.
Dalej: kiedy wreszcie Henryka Krzywonos zostanie szefową Krajowego Zarządu Sieci Tramwajowych, a srebrnousty Ryszard Petru dyrektorem Stadniny w Janowie, gdzie będzie prowadził eksperymentalną hodowlę Rubikoni? Dlaczego z kolumny na placu Zamkowym nie zdjęto jeszcze Zygmunta trzymającego w ręce krzyż i szablę, i nie postawiono tam Adama trzymającego egzemplarz gazety, której „nie jest wszystko jedno”, skoro przecież ten pierwszy może urazić uczucia muzułmanów (jak wiadomo, niezwykle uczuciowych), a ten drugi wywołałby niewątpliwe zachwyt wszystkich, niezależnie od wyznawanej religii. A już zupełnie niezrozumiałe jest dla mnie, dlaczego na Rynku Głównym w Krakowie na cokole nadal szarogęsi się jakiś Mickiewicz, mimo że już dawno powinien tam stać Zagajewski, któremu należy się to już choćby w ramach rekompensaty za „skradziony kraj”.
Lecz zaklinam – nie traćmy nadziei, albowiem oprócz tych „plusów” niewątpliwie „ujemnych”, są jeszcze na szczęście „plusy dodatnie”. Zalicza się do nich choćby powstanie i bujny rozwój jarosławologii, czyli interdyscyplinarnej nauki o Jarosławie Kaczyńskim, do której wkład wnoszą specjaliści z zakresu różnych dziedzin wiedzy (medioznawstwo, dziennikarstwo, nauki przyrodnicze) oraz Ewa Kopacz, którzy raz po raz wypowiadają się na temat Prezesa PiS i to niezależnie od tego, czy mają coś do powiedzenia, czy nie. Kto wie, może nawet pani profesor Magdalena Środa zainteresuje się nową nauką i będzie się ubiegać o grant z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki ze swoim projektem pt. „Kartografie wykluczenia” (chyba potrafi zaznaczyć na mapie Warszawy ulicę Czerską). Zresztą już mniejsza o panią profesor, bo również na Salonie 24 ukazały się przed Świętami dwa teksty, z których jeden tytułował Prezesa PiS „wodzem rewolucji”, a drugi zaczynał się od tego, że Donald Tusk był „rozdarty”, kieby ta sosna, w którą walnął piorun. Przeczytawszy początek drugiego tekstu tak się popłakałem (już mniejsza z tym, że ze śmiechu) nad dolą byłego premiera, a obecnego „prezydenta Europy”, że już nie byłem w stanie kontynuować lektury – zdołałem jedynie doczytać tyle, że Tusk mógł być świetnym premierem, ale mu Kaczyński nie pozwolił.
Dzisiejszy dzień przyniósł kolejną porcję wypowiedzi „specjalistów” od Jarosława Kaczyńskiego. Dla mnie szczególnie interesujący był artykuł, który przeczytałem na stronie internetowej gazety, której „nie jest wszystko jedno” i gdyby nie data (prima aprilis dopiero jutro) potraktowałbym go jako żart. (Inna sprawa, że kiepski, ale czegóż się spodziewać po tych ludziach?) Oto początek: „W dość zabawnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, w której swoich przeciwników politycznych określił mianem "elementu animalnego" [nie „przeciwników politycznych”, tylko margines społeczny z lat II wojny światowej – przyp. mój], tkwi jądro jego filozofii i podejścia do świata. Otóż Prezes Polski nie lubi Przyrody i nie rozumie, że Człowiek jest jej częścią. Należy więc do Kościoła przedfranciszkowego - a i Jan Paweł II sporo mówił o znaczeniu ekologii - który zamiast "czynić sobie Ziemię zieloną", woli ją gwałcić i czynić sobie poddaną. Na to zresztą wskazują decyzje kontrolowanego przezeń rządu.” Jest dla mnie niesamowite, że można pisać takie rzeczy publicznie, pod nazwiskiem i jeszcze dodać do tego swoje zdjęcie, jak to uczynił autor cytowanych słów. Zabrakło chyba tylko stwierdzenia, że Jarosław Kaczyński wprawdzie przygarnął dwa bezpańskie koty, ale to właśnie świadczy, o tym, że nie lubi przyrody, bo karmi zwierzaki niezdrową żywnością (za dużo mięsa, za mało warzyw i owoców) i głaszcze je pod włos.
Swoimi przemyśleniami na temat Jarosława Kaczyńskiego podzieliła się dzisiaj również Ewa Kopacz: "Myślę, że pan prezes Kaczyński jest człowiekiem o niewielkim wzroście, ale wielkim ego. Mówi rzeczy mało związane z mową Kościoła i katolika" powiedziała wybitna pani teolog z PO, a ja sobie pomyślałem że lepsze "wielkie ego", niż niewielki rozum. Zresztą już po chwili okazało się że miałem rację, bo oto jak była premier wypowiedziała się na temat niezgodnego z prawem wyboru pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez sejm poprzedniej kadencji: "Gdyby pan usłyszał, że sąsiad tłucze swoje dziecko, to sam by pan zaczął tłuc swoje?”- zapytała dziennikarza. No cóż, dla każdego, kto się tym interesuje jest oczywiste, że Platforma dokonała skoku na Trybunał Konstytucyjny, ale porównywanie własnych działań do maltretowania nieletnich ("tłucze dziecko") to jednak mimo wszystko dość spektakularny i rzadko spotykany przykład "samozaorania". Wisienką na torcie jest tutaj groteskowe tłumaczenie, że PO "przeprosiła" za swoje zachowanie. Jak tego słucham, to przypomina mi się scena z filmu Barei „Brunet wieczorową porą”, w której jakiś facet wypycha Michała Romana (głównego bohatera) z autobusu miejskiego ze słowem „przepraszam” na ustach i na odchodne – a właściwie na „odjezdne” – rzuca oburzonemu takim zachowaniem Romanowi: „Powiedziałem ‘przepraszam’? Powiedziałem ‘przepraszam’?!”
Te i inne wypowiedzi na temat Jarosława Kaczyńskiego niewiele mówią o Prezesie Prawa i Sprawiedliwości (a właściwie nie mówią niczego), natomiast mówią, i to całkiem sporo, o wypowiadających się: o ich fobiach, kompleksach i urojeniach, które zgodnie ze znanym mechanizmem psychologicznym przenoszą na nielubianego przez siebie polityka. Może więc dobrze by było, gdyby wszyscy „specjaliści” od Jarosława Kaczyńskiego przyswoili sobie rzymską sentencję: „mutato nomine de te fabula narratur”, która w ich przypadku powinna brzmieć: „non de Kaczyński, sed de vobis ipsis narratis” – mówicie nie o Kaczyńskim, ale o sobie samych.
Tekst ukazał się na Salon24 31 marca 2016r