- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut i 35 sekund.
Ostracyzm – słowo wkładane w niepamięć, dziś unieważniane, uznawane za wręcz niecywilizowane, staroświeckie, cuchnące dulszczyzną – jest widziane jako wada najświętszej tolerancji, której ostracyzm czyli – dziś, znaczeniowo, bojkot towarzyski - jest przeciwieństwem. Wystarczy zauważyć, że dziś tak naprawdę deklaracja tak zwanej tolerancji odnosi się do tolerancji teoretycznej bo, tak naprawdę, takiej, w której jest powszechnie uznawana za normalną selektywna – nietolerancja. Na przykład dla poglądów prawicowych, religii, wolności wyrażania krytycznych opinii niezgodnych z propagandą i myśleniem głównego nurtu - szczególnie ideowego i biznesowego o poglądach naukowych i kierunkach myśli nie mówiąc.
Odnoszę wrażenie, że warto by było się zastanowić nad istotą zjawiska ostracyzmu w jego źródłowych, dawnych i dzisiejszych formach, łącznie z zadaniem pytania czy aby dziś nie mamy przypadkiem do czynienia z jakąś już nową, zmutowaną, formą dulszczyzny jako obrazą rozumu, serca i rozsądku. Być może, przywrócenie miejsca na społeczną demonstrację niezgody na zachowania niegodne – jest dziś już przypadkiem niezbędne? Ostracyzm wydaje się być ważną bronią zdrowej obrony społecznej skazaniem na banicję – trudno to inaczej nazwać jak tylko bandytów moralnych, którzy swymi zachowaniami wymuszają swe korzyści i miejsce. To może być realną bronią dziś sparaliżowaną przez poprawność czy też raczej układność polityczną. Wszak praktycznie ostracyzm ma dwie całkiem praktyczne funkcje Pierwsza – ostrzegawcza - nie rób interesów z tym gościem bo nie gra czysto, a druga – dyscyplinująca - wobec zapędów do niegodnych zachowań .
Stawiam ten problem – jako, że już jest zbyt wiele sytuacji życiowych, które od najdawniejszych czasów były przynajmniej hamowane ostracyzmem społecznym, środowiskowym w tym i zawodowym, a dziś - są już uważane za normalne. Mało tego, można wskazać wiele przykładów na to, jak ostracyzm – oficjalnie nieistniejący – bywa jak najbardziej stosowany tyle, że do złych celów. Jest inaczej nazwany- czarnym P – R-em, a precyzyjniej po prostu nagonką. Oczywiście tego, co uprawiają dziś lewackie kręgi wobec prof. B. Chazana, prof. J. Rońdy – w ogóle ludzi bliskich Panu Antoniemu Macierewiczowi, Prezesa Jrarosława Kaczyńskiego czy Pani prof. Krystyny Pawłowicz - tak się nie nazywa, choć skutki są konkretne. Wszyscy tu przykładowo wymienieni są ludźmi, którzy w wyniku nagonki i manipulacji medialnych tracą możliwość pracy bo, np. Ich przełożeni podejmują działania administracyjne wobec Nich, ponoć, po otrzymaniu „licznych SMS-ów i e- maili” (to autentyczne zeznania Rektora uznane potem najwyraźniej za argument przez Sąd Apelacyjny! – tak – ten sławetny w Krakowie). Nie mówimy więc wcale o grach towarzyskich, a o istocie zdrowia życia społecznego. Opinia społeczna jest przecież powszechnie przekonana, że np. prof. J. Rońda został zawieszony tylko na pół roku. Nic Mu się takiego nie stało. Tyle, że faktycznie był zawieszony, ale w rzeczywistości został odsunięty od pracy, odcinkami półrocznymi, na trzy lata z dalszymi do dziś ciągnącymi się konsekwencjami. W takich sprawach zdecydowanie brakuje oporu społecznego i właśnie powiedzenia, że autorzy tych nagonek powinni być bezwzględnie objęci ostracyzmem środowiska. Skutki oboczne? Czy można szanować Rektora lub Dziekana – który najpoważniej mówi takie rzeczy przed Sądem? A tu sobie spokojnie działają. Dla środowiska – nic się nie stało – a dzisiejsze już pewne choć cząstkowe badania z udziałem naukowców z ośrodków światowych mówią – prof. J. Rońda właściwie użyl i służył swą wiedzą. Nie wspomnę już szczegółowo o przypadkach zamiany dyscyplinarnego zwolnienia osoby z formalnym tytułem i poważnymi obciążeniami grantowo – administracyjnymi na zatrudnienie – na tej samej Uczelni tyle, że na innym Wydziale. Lewactwo oparte o polityczną poprawność, brakiem odruchu ostracyzmu zapewniło sobie bezkarność na dwóch filarach. Raz poprzez „ostracyzm? – nie wypada” trzeba być kulturalnym w zachowaniu, mogę myśleć żeś gnida i szuja, ale rękę Ci podam – bo wypada. Dwa – poprzez podtrzymywanie kastowości i miałkość kręgosłupa elity wyżej ceniącej ciepłe życie od powiedzenia prawdy i rozpoznawania klasyfikacji moralnych.
To szalenie ułatwia blokadę reakcji środowiskowej.
Rozróżnijmy - ostracyzm jest demonstracją braku akceptacji dla czynów i postawy – nagonka to technika wykańczania ludzi. Dziś zaczynają być one nierozróżnialne, a to należy uznać za zarazę, chorobę społeczeństwa, zobojętnienie i rozbicie poczucia solidarności z przyzwoitością. Pomyślmy nawet o takiej rzeczy jak plagiat. Gdzie można szukać źródeł realnej dzisiaj tolerancji (nie mówię o samych słowach świętego oburzenia) dla plagiatu – zwłaszcza pomysłu, myśli a nie tylko działań – kopiuj – wklej. Ile nas to kosztuje choćby w tak niby promowanej innowacyjności? Idealny hamulec i rozpraszacz energii i środków.
Ostracyzm wybiórczy w formie nagonki ma się całkiem dobrze, będąc tylko pałką do bicia na odlew – na zlecenie, dla wykończenia kogoś lub czegoś. Nie społecznie, a selektywnie - chciało by się powiedzieć. Tym samym warto przywrócić społeczeństwu w jego zdrowych odruchach prawo do powiedzenia – na takie coś się nie zgadzamy. Chodzi o przywrócenie znaczenia ostracyzmu jako formy reakcji społecznej, obrony przed nawałą kłamstw, chamstwa i szkodliwego lobbingu interesach.
Ktoś powie – to same ogólniki.
Powyżej przywołałem parę szczególnie powszechnie znanych przykładów, choć w każdym kręgu społecznym i zawodowym, każdy kto jest choć w minimalnym stopniu obserwatorem swego otoczenia – może wskazać na przypadki, w których chciałoby się wielu nie podawać więcej ręki, nie robić z nimi interesów, nie mieć z nimi więcej do czynienia. Dzisiejsi „skuteczni” biznesmeni, deweloperzy – choć często są świetnymi kandydatami do takiego traktowania, są przyjmowani na salonach. Zwykli ludzie sobie tylko mówią – jaki salon tacy jego goście. I tak upada poważanie dla rządzących. Z aktualiów – czyściciele kamienic – doznają czegokolwiek? Wręcz odwrotnie – dopiero jak zaczęło ich lizać prawo – mniej chętnie otoczenie biznesowe z nimi się kontaktuje. Nie dla innych powodów – a tylko z obawy o własne tyły. W nauce – ktokolwiek doznał odwrócenia się otoczenia za łajdactwa naukowe i finansowe też czynione z użyciem dziś obowiązującego (i nie widać by realnie zmienianego) systemu zawiadowania nauką?
Dla mnie jednak słaba reakcja i to tylko małej części środowiska ludzi nauki na patologie ukryte przecież przed opinią publiczną – to groźne przyzwolenie na plenienie się – powtórzę – łajdactw. O ile sprawy Wymiaru Sprawiedliwości są widziane i doświadczane publicznie to sprawy używanej tu jako przykład wśród innych dziedzin - nauki dzieją się – z natury – w zakryciu, tym samym obojętność środowiska, jest blamażem i sprzeniewierzeniem się jego całego fundamentalnej roli społecznej jaką posiada. W tych sprawach tylko relatywnie mała grupka, i nie na każdym polu jakoś ratuje honor środowiska. Ale czy to cokolwiek zmienia, daje realna tamę?
Jednak zauważmy – realny ostracyzm wymaga jasnych postaw, kręgosłupa – ocen. Dziś zdecydowana postawa przysługuje oszołomom, kręgosłup – to brak zdolności do negocjacji – a oceny są zawsze względne.
To może zacząć właśnie od tego – by jasne nazwanie draństwa draństwem nie było z góry oceniane czymś niewłaściwym a tylko wymagającym dowodu. By nie było czymś nad czym nie warto się zastanowić. Może w końcu zacząć cenić kręgosłup i mieć w końcu swe jasno wypracowane a nie narzucane oceny. Dopiero wtedy każdego będzie stać na podjęcie kosztu – nie podawania ręki rękom upapranym w społecznym i państwowym błocie.
W wyborach też podajemy rękę.
Wybór – bo wypada – jest działaniem na własną szkodę a akt wyborczy powinien się w końcu stać aktem zdrowego i przemyślanego ostracyzmu społecznego wobec osób obarczonych niegodnymi czynami
Jest najwyraźniej potrzebny Kodeks Bohdziewicza w wersji właściwej dla XXI w.
Tak naprawdę on istnieje od dobrze ponad 2 tysięcy lat
Dekalog się nazywa a to o czym piszę jest jednym z powodów jego kwestionowania w każdym z 10 – ciu punktów.