- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 6 minut i 49 sekund.
Co po chwilę podrzucana jest ekscytacja publiki wysokością zarobków osób zajmujących niższe, wyższe albo i najwyższe stanowiska, a to w strukturze samorządowej, a to rządowej, w spółkach miejskich czy ogólnie, w których są zaangażowane pieniądze budżetu Państwa, Gminy itd. I nie tylko. Idea słuszna – gdyż jawność ma służyć gospodarności, położeniu tamy dla nepotyzmu i kombinacji alpejskich lecz przy okazji są budzone demony zawiści. I to akurat też warto powiedzieć. Przekaz dla ludzi powiedzmy wprost – niskich lotów kompetencyjnych i działających emocjami podsuwanymi jeszcze od czasów Rewolucji Francuskiej od tamtych czasów jest używany jak narzędzie.
Jawny fałsz pięknie z daleka wyglądających haseł równości i braterstwa – bywa – nie jest nawet zauważany, choć nawet życie codzienne im przeczy i to z natury, a nie dla idei fix. Całkiem składna przecież idea oczekiwania jawności i gospodarności, odpowiednio użyta kieruje emocje i siły, zainteresowanie nie do tego co trzeba. I to właśnie uważam za całkiem realny problem, który powinien być czytelny i niezwykle rozważnie traktowany przez każdego wyborcę.
Po pierwsze owo bechtanie publiki zarabiającej kwoty, które są podwielokrotnościami tych podawanych do wiadomości jako zarobki osób, na które aktualnie należy poszczuć opinię i złość szaraczków, podsyca stary komuszy mit o równości i … zawiść. Dzieli, a już to samo pozwala manipulować tłumem. Umacnia też cały czas trwające pojęcie, że praca umysłu, której nie widać, nie jest czymś, co warto cenić. Nie mam oczywiście zamiaru tymi słowami bronić grabieżców. Stawiam tylko jako ważne pytanie – czy zawsze mamy pojęcie i bierzemy pod uwagę jaki jest związek pomiędzy efektami pracy i płacą? Do czego prowadzi jego unieważnienie? Na to z rozsądku należałoby położyć nacisk, a nie na same kwoty. Zauważmy, że w podobnych operacjach szczucia opinii – jakby zapomina się o zarobkach czy raczej należałoby powiedzieć apanażach – tych, którzy mają być bezpieczni przed gniewem ludu. W myśleniu typu soc-komuno-bezmyślności - praca jest wtedy gdy rękawy są zakasane a ręce usmarowane po łokcie. Wytworu myśli nie widać tak od razu, a i wykorzystanie efektu pracy mózgu - tego „produktu” - najczęściej jest zależne od innych ludzi, którzy na dodatek często nie mają pojęcia i zrozumienia co oznacza dla biznesu i wspólnoty ów rezultat pracy jednostkowego umysłu. Mają go w ręce i traktują jak małpa lustereczko. Z rozbiciem i samookaleczeniem włącznie. Jak nie widać wytworu – to za co płacić? Nie jest to wcale nowy problem skoro na przykład – i to już od dawna, wręcz od wieków – na wynalazkach interesy robią różni ludzie – rzadko kiedy i raczej przez przypadek ich autorzy. Czy u nas jest taka działalność zawodowa – jak „opracowanie biznesowe zastosowania nowości”? Raczej mówimy w podobnych przypadkach o chałupnictwie i to na ogół w wykonaniu prywatnych przedsiębiorców i to tylko wtedy, gdy w tym zakresie wystarcza im wyobraźni i oczywiście – wiedzy. Darujmy sobie tzw. programy – te podobnego problemu nie widzą – sfera opracowania biznesowego ma się sama załatwić, a jak nie, to widać rozwiązanie jest złe. Nie obłędna to konkluzja? Dla złodziei myśli – eldorado. Nie można się dziwić poziomowi ilości patentów, a także temu, że wołania o wdrożenia trwają od czasów wczesnego PRL-u/ Pewne, że przesadzam? Oby.
Po drugie – w żywotnym interesie każdego jest, by każdy organizm gospodarczy i społeczny był sprawnie zarządzany, a efekty pracy ludzi nie szły na darmo. Truizm i żadne odkrycie.
Tak więc zanim się podejmie ową bezinteresowną, bywa, zawiść – i to jako realny powód do oburzenia i żądań natychmiastowej redukcji zarobków jednej czy drugiej osoby lub grupy – warto się jednak dobrze zastanowić. Nie nad kwotami, a nad proporcją pomiędzy zarobkami a majątkiem i problemami, którymi dana osoba zarządza i nad tym, jakie są efekty tego zarządzania. I najważniejsze słowo odpowiedzialność. Wysokie zarobki, powodowanie strat i brak odpowiedzialności – te dopiero są rzeczami nie do zaakceptowania – choć bywa mogą nie być ujmowanymi wprost kodeksem karnym. Podobnie – a tak przecież bywa – tworzenie stanowisk – synekur (pomijam nawet powody takich decyzji) nie mogą być akceptowane. Tu każda złotówka wydana na pensje jest czystą stratą.
I na odwrót – wymuszenie drastycznych obniżek zarobków takich osób jak Ministrowie rzucane przez oponentów jak ochłap dla tłumu - mnie martwi. Ci tak piętnowani ludzie mają w rękach i decyzjach majątek wart dobrego i skutecznego zaopiekowania. Martwiłoby mnie bardziej nie to, że dużo zarabiają a to, że zarabiają drastycznie mniej niż ludzie o podobnych kompetencjach zawiadujący o wiele mniejszym majątkiem w jakieś prywatnej firmie. Przykład ex Kanclerza Niemiec – powinien przerażać każdego Niemca i powinien Mu dużo mówić o istocie projektu biznesowego o nazwie Nord Stream 2. Jednak Niemcy jako wyborcy zdają się rzeczy tej nie dziwić. W pewnym sensie mogę nawet zrozumieć, nie akceptuję a skutki braku wyobraźni i lekceważenia wiedzy oraz doświadczeń zapewne odczują. Lecz to nie mój problem.
Ładnie się mówi – lecz jak, na jakiej podstawie każdy człowiek, indywidualny wyborca jest w stanie ocenić znacznie faktów informacji i powiązanie skutków z wcześniejszymi decyzjami. Skąd przysłowiowy Kowalski ma wiedzieć czy efekty pracy umysłu decydenta są zadawalające, świetnie czy są po prostu złodziejstwem.
I tak dochodzimy w tej sprawie do dość wydawałoby się ważnej konkluzji.
To tak jak w Nauce – taką ocenę mają dostarczać, ale faktycznie krystalicznie czyści w swej niezależności, opiniodawcy recenzenci – opiniami przedkładanymi decydentowi – tu - wyborcom. Mówimy o dosłownie jednostkach, ale za to pewnych co do postawy, a jakikolwiek cień w postaci braków silnych uzasadnień takich opinii – powinien eliminować opiniodawcę. Nie jest to żadna nowość. Nie mówimy o publicystyce czy polityce a o fachowych opiniach i osądach. W II RP – nie było KBN – za to byli zaufani ludzie decydenta. Ci nie dotykali kasy, a jedynie rozważali argumenty i wytyczali sugestie wariantów. Byli dobrze opłacani i otrzymywali możliwości własnej pracy nad dokonaniem zleconych Im ocen. I wtedy nie była to też przecież nowość. Już Królowie – mądrzy i dbający o swoje gospodarstwo – czyli kraj, nie robili nic innego. Oprócz wielokroć sprawdzanych doradców – opiniodawców - mieli też Stańczyka. Ten miał ważne zadanie – powiedzenia jak w bajce – król jest nagi. Królu – bujają Cię aż niemiło.
W takim razie jaka jest rada na dziś?
Ludu drogi – nie ekscytuj się samymi kwotami czyiś zarobków a zajmuj skutkami - to raz. I dwa wciąż pytaj – jak tam stan elity. Ta dzisiejsza – wiedzmy jest z premedytacją skwaszona – czyli pytajmy się i reagujmy na objawy jej degrengolady. A te widać gołym i nieuzbrojonym okiem oraz rześkim umysłem.
A jak elitę naprawić? Ręczę, że się da, choć wiadomo po przykładzie twierdzeń prof. A.Strzembosza – sama elita się nie naprawi. To byłby operacja na wzór tej Barona Munchausena - samo wyciągającego się z bagna. To akurat już jest niestety pewne. Można wskazywać wiele metod naprawy. Jedna powinna być za to w demokracji niewątpliwie pomocna. Skoro w demokracji decydentem – „Królem” jest lud, wyborcy – to fundamentalnym elementem naprawy staje się i jest własnym interesem wyborcy, właśnie rozsądny udział w ocenie faktów. Ich znajomość i niezgoda na podłości elity oraz .. stosowna aktywność – to środki wpływu na elitę i na podających się za elitę. A tu proszę – jak się dziś reaguje na próby naprawy fundamentów, a to np. Sądów czy Nauki? Larum – że niby psucie Kon-sty-tu-cji, prawa bandytów i donosicieli stają ponad prawa ofiar? Gdzie tu szacunek dla faktów – skoro na najwyższych półkach palestry znajdujemy – co znajdujemy, wyroki bywają kpiną z rozsądku i zmiany – dokonywane na systemie nie ruszonym od komuny idą w kierunku dokładnie tym samym, który istnieje w organizacji Sądownictwa państw zachodu – są rzekomo zamachem na demokrację, a kaczystowski reżim jest ponoć gorszy niż stan wojenny, siepacze komuny i stan wyjątkowy we Francji razem wzięte. I ludzie bywa - wierzą Pani Thun.
Tu ludu się nad tym zastanów – zamiast toczyć pianę, że ktoś zarabia faktycznie dbając i ratując - Twą kieszeń oraz Twoje warunki życia. To, że Pani Tuhn dostaje sporą kasę mnie nie obchodzi i nie ekscytuje. Za to interesuje mnie to, za co ową kasę bierze. I to z tego punktu widzenia jak dla mnie - dla Niej każda pensja czy dieta jest i byłaby za wysoka. W mojej ocenie nie wypełnia ani jednego zadania z tych jakie ma wypełniać jako posłanka do PE z mojej Ojczyzny.
Owszem – drogi Wyborco - koniecznie reaguj, ale wtedy gdy dowiesz się co taki ktoś robi, i jak owocuje Jego praca, a Twoja wiedza w tym zakresie będzie taka – jaką dawniej miał Król i to mając u boku Stańczyka. Taki jest też niezbędny a nie plujka systematyczna osadzająca się w roli opozycji. .
A ty co? Wybrałeś na przykład Pana prof. J.Majchrowskiego i nie widzisz co się dzieje w Krakowie po wyborach? Mało Ci ? – to poczekaj. I nie zwalaj decyzji lokalnych na PiS i kogokolwiek innego. Warszawiacy sobie w podobnym guście też zasłużyli na to co mają i mieć będą. Dziwnie – jakoś inne afery – ucichły. Nikt nie deliberuje nad tym na przykład, że kasa przy samej tamtejszej reprywatyzacji – to przecież dla każdej części całego winogrona beneficjentów przekrętu – oznacza wielokroć więcej niż to, czym się drogi wyborco ekscytujesz dowiadując się o zarobkach ministrów. Przy tamtych rekinach – to tylko plankton walczący o normalność. Chcesz się go pozbyć? To się potem nie dziw.
Dla wyjaśnienia chętnie usłyszałbym np. racjonalne wyjaśnienie osoby poszkodowanej i to dramatycznie – procesem tzw. reprywatyzacji, z jakich powodów i na jakiej podstawie głosowała na Pana R. Trzaskowskiego.
Trudno się nie dziwić. Lecz należy mieć ufność w jakiś instynkt samozachowawczy owego demos – władcy, a to jego użycie jest kluczem do racjonalnych zachowań.
W tym - zawsze będę wspominał i przytaczał jedno zdanie Dyr. Jerzego Wertza. Starego praktyka–urzędnika. O najwyższych kompetencjach i dobrze znającego prawo, które odnosiło się do Jego dziedziny, Odpowiedzialny od czasów komuny po lata ostatnie przed śmiercią w 2016 r za sprawy ochrony środowiska w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim. Mówił On dosłownie. W gąszczu przepisów mam jedną – najważniejszą Ustawę na względzie – to Ustawa o Zdrowym Rozsądku. Polityką się o ile wiem, mało przejmował. Był na swym stanowisku od czasów komuny po lata ostatnie – nie z rozdania, a dla kompetencji i właśnie używania owej UoZR.
Specjalnie użyłem tego przykładu – gdyż owa Ustawa powinna być znana każdemu myślącemu, a jest przepisem na wiele czynności naprawczych
Tych, których Państwu i sobie życzę

