- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty i 41 sekund.
Pan Profesor ośmielił się wypowiedzieć niepoprawnie politycznie. Naraził się, wypowiadając swą i jak się wydaje jednak dość powszechną i w zasadzie umiarkowaną i co najważniejsze – opartą na prawdzie, a krytyczną opinię w sprawie kłamliwego stawiania Polaków w roli sprawców męczeństwa i zagłady Żydów. Milczeć nie wolno jako, że wypowiedzi otrzymały już pieczęć oficjalnych czynników Państwa Izrael – żartów już niema. Tłumaczenia potrzebami akcji wyborczej, są po prostu pokrętne i nie na poziomie.
Oczywiste zupełnie podstawy do zdań Pana Profesora daje to, co może już trzeba przypomnieć – że zagłada i to na bezprzykładną skalę i barbarzyńskimi metodami, dotknęła na równo i Żydów i Polaków, a na dodatek większość z tych Żydów było po prostu Polakami – tyle. że wyznania Mojżeszowego a Podziemne Państwo Polskie – jedyne takie na terytoriach okupowanych wręcz karało śmiercią za donosicielstwo i współudział. Odwrotnie niż choćby we Francji czy nawet w gettach, gdzie były oficjalne struktury kolaboracji. Coś kompletnie odwrotnego. Sprawcami rzezi - o czym „Europejczycy” nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, i to w warunkach nieporównywalnych i niewyobrażalnych dla ludzi z zachodu, byli Niemcy. Nie jacyś naziści. Na dodatek ci mają mieć się dobrze i pod ochroną Państwa – w Polsce, czego dowodem ma być ich tłumny na Marszu Niepodległości. Piramida kłamstw, kalumnii, potwarzy i po prostu nienawiści do Polaków. Już nie wolno pozostawić bez reakcji. W tej sytuacji noty protestacyjne – mogą tylko śmieszyć. Tak więc opinia Pana Profesora, prawdziwa, wyważona, oparta na faktach a wyrazista – jest przestępstwem? Najwyraźniej tak, skoro spotyka Go za to ostra reakcja władz Uniwersytetu konkretnie Toruńskiego. Reakcja następuje nie w dyskusji, nie w porównywaniu faktów, dokumentów i argumentów, a w oparciu o siłę władzy administracyjnej, W standardach cywilizowanych Nauki oznacza to wprost brak materii faktów i argumentacji po stronie oburzonych wypowiedzią Pana Profesora J. Bartyzela. Samo to, poza wszystkim, po prostu kompromituje każdego z tytułem naukowym. Nic by więcej nie było potrzebne by wykazać o czym mówimy.
O skali problemu – nie dla Profesora, a dla całego środowiska naukowego – dobitnie świadczy i żenuje, iż osoby przekonaniami i wiedzą solidaryzujące się z Profesorem są w stanie to poparcie wyrażać - ale - po cichu. Ponoć tylko jedna osoba była w stanie wystąpić jawnie i bez kluczenia w poprawnościowych ćwiczeniach giętkości – rzekomo racjonalnej.
Co jeszcze gorsze – i na tym chciałbym skupić uwagę, przypadek Pana Profesora J. Bartyzela nie jest czymś wyjątkowym – jest jedynie objawem jeśli nie śmiertelnej, to na pewno ciężkiej choroby toczącej polską już nawet nie tylko Naukę ale i po prostu – elitę. Jest nią przekształcenie poważnej części elity w Stronnictwo Drżących. Grupę – formalnie elity a pozbawionej umiejętności używania takich pojęć jak rzetelność i niezależność opinii, stosującej jako koniecznego do przetrwania – lekceważenia; faktów, logiki i samodzielnego myślenia. W końcu prowadzi to do zaniku zrozumienia roli jaką elita ma spełniać społecznie. Część elity wierna zasadom i swej misji została dziś zepchnięta na margines i skazana de facto na wegetację i sukcesywny zanik. Społeczeństwo zostało pozbawione pewności w rozróżnieniu elity od jej przebierańców – elity – a ta na dodatek i nieszczęście nadal gra pierwsze skrzypce. Skąd ma się brać szacunek społeczny i zaufanie społeczeństwa do tej – dziś kasty? W tej sytuacji na najwyższy szacunek i wsparcie zasługują ludzie świadczący swą prawdę – wbrew politycznej poprawności jeszcze dziś gotowi na konsekwencje mówienia swej niezależnej opinii.
W identycznym jak w przypadku prof. J. Bartyzela schemacie reakcji administracyjnej, i co do zasady sytuuje się też na przykład prof. J. Rońdy. Ten z kolei, za niepoprawne myśli na temat Katastrofy Smoleńskiej (uzasadnione naukowo) oraz na podstawie tendencyjnej interpretacji Jego słów, już od lat jest dosłownie mielony trybami nie jednej, a dwóch jakością sobie podobnych i współpracujących kast - Naukowej i Sędziowskiej.
Oszczędźmy sobie szczegółowych rozważań o samych tych przypadkach – bo te mają już swoje detaliczne opisy. Warto za to jednak zatrzymać się nad dwoma wątkami, które te przykłady przywołują pod rozwagę. Pierwszy – to atrofia zrozumienia dla wartości niezależności myśli, a w niej odwiecznej już roli Uniwersytetu i elity– drugi nadal jak widać działający, mechanizm możliwości uruchamiania działań administracyjnych w oderwaniu od realiów i nawet faktów, gdy oszołomienie polityczną poprawnością tego wymaga.
Zacznijmy od pierwszego.
Niezależność myśli i badań – co jest dość oczywiste – stanowi o postępie w Nauce, a za tym między innymi i w gospodarce. Pojmowali to od wieków – rozumni władcy, a który nie brał tego pod uwagę – sam podcinał gałąź, na której siedział. Dziś wielkie zdziwienie – mamy wołanie o Polskiego Nobla, wielkie programy innowacyjne i o wdrożenia, w końcu reformy. Jak sięgnę pamięcią te cyklicznie są wciąż na nowo, a akcyjnie, wzbudzane. Niezależność nie oznaczała i nie oznacza zupełnej dowolności i braku odpowiedzialności. To oddzielny temat. Jakby nie było – pierwszym celem leżącym u podstaw powołania Uniwersytetu – była potrzeba lepszej organizacji nauczania na najwyższym poziomie. Dlatego - w różnej formie to za absolwenta, kadry i informację płacili i król i możni – bo to oni potrzebowali usług ludzi światłych. Kacyk komuny nie potrzebował mądrego – a raczej posłusznego, kogoś koniecznie utytułowanego formalnie, który wyrażając opinię zawsze zapytał – a jak ma być? Wystarczyła administracyjna ingerencja w awanse i nadawanie tytułów. To akurat co zostało uformowane administracyjnym wpływem na finansowanie – co ważne – awansowanie, zaburzyło naturalny proces formowania i kontynuacji elity dając jakąś jej hybrydę. Niezależność myśli i opinii? Stała się bezsensem, a władcy Uczelni zostali po prostu urzędnikami. Urzędnik na pierwszym planie ma pozyskiwanie łaskawości rozdawcy dóbr wszelakich.
Dziś w sprawie prof. J. Rońdy Rektor wyprowadza niszczące ciosy administracyjne na podstawie – uwaga! To poważne zeznanie przed Sądem poważnego naukowca – bo otrzymywał on ze środowiska liczne SMS –y z wyrazami oburzenia. I to ma być poważna podstawa do faktycznego i totalnego zniszczenia pracownika naukowego z doświadczeniem i dorobkiem międzynarodowym.
Nie mam pojęcia jakich trików imał się Rektor Uniwersytetu Toruńskiego ale nie sądzę by były one innej klasy.
Jak Państwo widzą – oba pokazane przykłady – powinny zastanowić i ludzi oczekujących na jakieś wsparcie intelektualne ze strony elity i dać poważny asumpt do ocen czego dotyczy reforma i jakie podstawy ma oczekiwanie na polskiego Nobla. Nie powinien też dziwić odpływ młodych ludzi znakomicie wykształconych i ukierunkowanych przez swych mistrzów – członków zdrowej elity. Zawisa pytanie – jaka przy dalszej stagnacji i działaniu wszelkich kast czeka nas elita przyszłości.
Połączmy to z stawianym przed nami pilnym i najpoważniejszym od lat wyborem opcji światopoglądowej, która pociągnie za sobą sposób organizacji życia publicznego. Bo taki charakter mają najbliższe wybory parlamentarne w obu wersjach. Tu już nie ma miejsca na dywagacje nad wesjami.
Można powiedzieć – gdzie Rzym – gdzie Krym.
Tymczasem związek jest bezpośredni. Albo utrwalenie elity przyniesionej przez komunę albo podstawy do jej powrotu oparciu się o zasady, w których nie ma miejsca na nierzetelność, brak odwagi cywilnej i pytania ekspertów – a jak ma być? Krótko mówiąc likwidacja wcześniej opisanego Stronnictwa Drżących.
Przytoczone przykłady Panów Profesorów są chyba wystarczająco wymowne kto tu jest elitą i co z nią w obronie swego stanu dziś wyczynia elyta.
Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański
Kraków 17.03.19

