- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 6 minut i 52 sekundy.
Pragnę zwrócić Państwa uwagę na kilka z ostatnio poruszanych spraw krakowskich nie tyle tylko dla nich samych a dla stosowanej technice wpływu na opinię publiczną. Myślę tu awanturce z firmą zawiadująca parkomatami, o projekcie drastycznej podwyżki opłat za parkowanie, o zmianach w projekcie Trasy Pychowickiej i o rezygnacji z odwiecznego już (sięgającego czasów Austryjackich) pomysłu realizacji kanału ulgi. Panie – ktoś powie. Gdzie Rzym gdzie Krym, te sprawy nic przecież nie łączy. Ot, takie zwykłe sprawy gospodarskie, dążenie do sprawnego urządzenia miasta.
Może i konieczne zmiany w planach.
Pozostawmy w tle, na ile każda z tych spraw ma związek z rzeczywistym myśleniem o bezpieczeństwie i komforcie mieszkańca, a także z racjonalnością zarządzania sprawami Miasta. Otwarłoby to długą listę pytań i mniej lub bardziej zasadnych wątpliwości. Te nawet wydawałoby się mało zasadne też wymagałby wyjaśnień. Tu jednak zajmijmy się krainą techniki zarządzania i wręcz powiedziałbym czasem manipulacji. Połączenie ze sobą tych dwóch odsłon; rzeczowej analizy każdej z tych spraw i sposobu ich wprowadzania do opinii publicznej byłoby mało nieczytelne w takim tekście jak ten.
Spróbujmy zauważyć technikę działania w zarządzaniu polegająca na tym, że ludzie sami z ulgą akceptują to, przeciw czemu podnosili by larum gdyby finał każdej ze spraw przedłożyć jako propozycję wyjściową. Brak zgody prawie pewny tak jak i lawina propozycji jakiś rozwiązań pośrednich. Protest zmienia się w ulgę i poczucie – no! rozsądnie się cofnięto. Technika znana od wieków i opiera się na mądrościach zawartych w opowieści o poradzie Rabina by sterany warunkami życia Żyd kupił sobie jeszcze kozę do ciasnej izdebki, a potem ją sprzedał – z uczuciem wielkiej ulgi, lub opisana w opowieści o królu, który tylko pytał poborcy podatkowego czy ludzie jeszcze złorzeczą czy już się śmieją bo wtedy dopiero król zaczynał się bać i zastanawiać.
Zacznijmy od podwyżki opłat za parkowanie. Jak napisałem – nie rozpatrujmy już kto i na czym w tej sprawie zarabia i co w zamian otrzymuje mieszkaniec a także turysta jak na tym miasto wychodzi licząc to łącznie z parkingami typu parking pod Placem na Groblach. Patrzmy na długofalowy interes i miasta i mieszkańca. Długofalowy – bo mówimy o perspektywie 70 – ciu lat, a na tyle spisano ponoć umowę. W takim miejscu, które turyści tłumnie odwiedzają biorąc Wawel za jeden z symboli Miasta i Polski.
Oczywiście biznesowym celem w sprawie płatnego parkowania jest a/ uzyskanie jak najwyższej opłaty b/ objęcie strefami możliwie całego miasta c/ pomniejszenie stref do najmniejszego wymiaru terytorialnego (to winduje dochody zwiększeniem liczby „obcych” parkujących mieszkańców) i d/ przymuszenie wszystkich błąkających się po mieście samochodami do poszukiwania miejsca parkingowego - im droższego tym lepiej. Kazimierz – może być zaliczony do klasyki gatunku. Żaden z tych celów nie może być oczywiście formułowany dosłownie i bezpośrednio na samym początku. Nie było by to zdrowe dla wizerunku władających miastem – a wybory jednak bywają, tak jak i amnezja wyborcy nie jest wieczna. Również polityczna poprawność nie zawsze pozwala na takie deklaracje. Zauważmy więc jakie znaleziono rozwiązanie. Pierwsza wieść o podwyżce – sięgała kosmosu. Tak, ale „dobra władza” spowodowała, że podwyżka ma być „tylko” coś ok 100 % czy 50 % (nie bawmy się w szczegóły). Gdyby coś takiego zaproponowano na początku – dyskusja o funkcji tego interesu i zasadności podwyżki, a za tym i zbytnie grzebanie w sprawie byłby pewne - a tak? Mamy zadowolenie, że owszem choć jest podwyżka to widać zasadna, władza się cofnła – i podwyżka jest ale tylko o tyle właśnie a nie o więcej. Awantura o wpływy z parkometrów – też ważna. Wzmacnia pewność, że władza dba o nasze interesy. Już nie ruszam przy tej okazji sprawy nowych bramek na A4 w okolicy Chrzanowa, która też tu się aż prosi. To bowiem otwiera temat kolejnego państwo w państwie, jako, że sam doświadczyłem konsekwencji kontaktu z inną firmą stawiającą się ponad prawem ogólnie obowiązującym. Obowiązuje – ich prawo. W naszym przypadku zarządzania strefami – mamy inaczej? Cud – tylko tyle podnieśli a mogło być gorzej. A czy i to jest zgodne z interesem miasta i mieszkańca – kogo to obchodzi. Wybory już były do nowych samorządowych jest sporo. Proponuję branie leków na amnezję.
Następne przykłady z Kanałem Ulgi i projektem puszczenia Trasy Pychowickiej pod Wisłą. Kanał Ulgi – to trwające i wciąż jakoś tam nadgryzane, ale jeszcze jednak trwające rezerwy terenu. Jak mówiłem – pozostawiam na boku kwestię zasadności realizacji kanału ulgi – dziś. Choć i to w obu sprawach sprzeciw radnego Włodzimierza Pietrusa, dla mnie jako szarego mieszkańca, jest znaczącym sygnałem. Radny ten jak niewielu i z racji już znaczącego stażu w Radzie Miasta kolejnych kadencji i pełnionych jednak kluczowych funkcji wie co mówi - ma widać konkretne argumenty. Lecz tu nie miejsce na ich zderzanie – w tekście bowiem chodzi raczej o pokazanie fragmentu stosowanej techniki zarządzania. Ta każe się też – tak ku zdrowotności zastanowić się nad słowami „konsultacja społeczna”. W tej konkretnej sprawie – pozory mogą mylić a obojętność ludzi – bo sprawy mnie nie dotyczą - może okazać się niezbyt dobra. Tu podana jest do informacja – tak będzie i już. Jak tak – to po co podejmować dyskusje powie sobie szaraczek. I o to chodzi.
Zresztą - co jakaś ważna sprawa w mieście – to oddzielna historia naprowadzania ludzi na jedynie słuszne rozwiązania. W zasadzie nie jest to złe - o ile mówimy o skutecznym przekonywaniu ludzi pokazywaniem racji. Gdy jednak operacja ma na celu przeforsowanie koncepcji służących tylko wprowadzeniu ludzi w błąd dla realizacji jakiegoś innego celu, o którym społeczeństwo nie ma pojęcia – to już przestaje być zabawne. Koronę mistrzostwa w zakresie trzeba przyznać – łączenia obu wersji techniki zarządzania emocjami należy przyznać tzw umowie społecznej w sprawie lokalizacji spalarni odpadów. Nie mówię, że to zła lokalizacja - ale operacja otwarła i kariery polityczne i koszty porównywalne z kosztem samej spalarni zapewniając za to działanie spalarni bez uwzględnienia istotnych dla społeczności lokalnej elementów kontroli nad skutkami jej funkcjonowania
Też i sprawa kanału ulgi wlecze się jak guma arabska. Również decyzje związane z tzw Trasą Pychowicką powiązaną wszak z tzw trasą Zwierzyniecką mają swoją historię, której tak naprawdę przeciętny mieszkaniec nie śledzi – bo i po co – skoro to są dlań i tak abstrakty. To i dzisiejsze decyzje czy raczej propozycje wyglądają całkiem racjonalnie. W dalekiej perspektywie. I nie wykluczam, że są to decyzje o takim charakterze. Jednak pomyślmy też o co tu też może chodzić skoro mówimy o etapie projektu zmian a te nie powinny być przywiązane do z góry założonej wersji. Zwolnienie rezerw terenu – logicznie – powinno nastąpić gdy będzie wiadomo jakie tereny nie będą wykorzystanie. To na dziś o co tu może chodzić? Proste. O zwolnienie terenów rezerwowanych pod te inwestycje. Dziś, nie jutrom a dziś, szybko. Gdyby tak na starcie ktoś powiedział – wprowadzamy korekty przebiegu trasy Pychowickiej i rezygnujemy z projektu mającego zabezpieczyć miasto przed zalaniem falą powodziową (rzeczywiście czy nie – choć dziś tak naprawdę o kwestie żeglugowe by bardziej chodziło) – to jaki miałoby to wydźwięk wizerunkowy i jaki opór. Wtedy powiedzenie – celem jest wypełnienie i innych potrzeb miasta i oczekiwań deweloperów, w dużej mierze zablokowało by prawdopodobnie skłonność opinii publicznej do w zasadzie bezwarunkowego popierania pomysłów. A tak? Decyzje idą jak w masło. Gdy powodem wyłożonym na stół jest tylko – tak trzeba i już – bez pokazania znaczącego tła tych zamiarów, o którym trudno nie myśleć – to cała sprawa przechodzi gładko. Zauważmy jednak, że deklarowane inwestycje to pieśń przyszłości a jednak zwolnienie terenów z rezerwy może nastąpić już, natychmiast. Lud spokojny a cel osiągnięty.
Z innej beczki mamy przykład zaskoczenia, jak w zasadzie już wygląda na to podjętą decyzją o przyjęciu przez Kraków Olimpiady Europejskiej. I to tuż tuż, nawet bez znajomości nie tylko o jakich dyscyplinach mowa ale i bez pojęcia o kosztach i źródłach ich finansowania.
Będzie Olimpiada – bo co?
Pan Prezydent dziś prawie się wypiera. Nic prawie nie wiedziałem, nic pewnego. Jeśli tak – to o co w tym właściwie absurdzie chodzić może?
Chwila zastanowienia i mamy silną poszlakę wyjaśniającą. Powtarzam -poszlakę bo myśleć warto.
Kto rządzi a więc ma dyspozycję wpływów, decyzji rzeczowych i dyspozycję rozdziałem kasy? To konkretna grupa ludzi dotkniętych wiecznym stresem konieczności poddania się wyborowi. To nie tylko przecież sami wybieralni a też kasta zainteresowana trwaniem status quo. Jaki jest np. dalszy los „zawodowego” już Radnego gdy nie zostanie On wybrany? Przyznajmy – smutny. Jak mogą postrzegać swe losy urzędnicy – choć akurat ich obawy o tyle nie mają podstaw, że tak naprawdę to oni sterowaniem informacją i komentarzem są w stanie naciskać wiele guzików w Radzie Miasta. To Oni są wykonawcami uchwał i zarządzania. Tylko dla części z nich jednak – widmo utraty aktualnego patrona (lub jego ekipy) może być niepokojące.
Innymi słowy – tu wszystkim sukces zwłaszcza wizerunkowy jest potrzebny a i przy nawet pracach wstępnych, przygotowawczych do takiej Olimpiady – można się wykazać i posunąć o szczebelek wyżej – kto wie – może nawet – ponad. I najistotniejsze. Kółko kalendarza wyborczego się kręci – to i ewentualne Igrzyska – przy ewidentnie zmieniających się dziś preferencjach wyborczych realnie zagrażającym obecnemu establishmentowi – mogą być elementem reanimacji – ergo pozostania. Sam Krakówek już nie jest takim znów wielkim gwarantem pozostania autorytetów mniemanologicznych na swych pozycjach.
Deklaracja – takie Igrzyska to dla Krakowa sukces – przy braku rzeczowego rozpoznania i nawet wobec sygnału, że Kraków – jak się dowiadujemy – wygrał wskazanie bo był jedynym chętnym – jest deklaracją dość zagadkową. Każe myśleć o innym tle sprawy – czyli to co wyżej napisałem może mieć ręce i nogi. W tle możemy mieć – urzędnicze parcie na sukces. Czyje parcie i na czyj sukces? I to przy odcięciu od informacji rzeczowej i przy postawie Prezydenta sugerującego prawie, że o rzeczy nie miał pojęcia – trudno nawet dyskutować. Zresztą po co?
Tekstem tym chcę tylko pokazać, iż idąc wcześniej czy później do urn w wyborach samorządowych warto jednak się zastanowić nad tym co oznaczają dzisiejsze decyzje i propozycje. Wtedy warto porównać wstępne deklaracje i efekty. Mistrzowie manipulacji ujawniają się takimi rzeczami a dziś jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że do wyborów samorządowych mamy chwilę..
To i poczekajmy a na razie należy zadawać pytania a nie przełykać każdej propozycji jako a priori dobrej – albo złej. Bo i w tym drugim wariancie możemy podejmować bezsensowne protesty – utrudniające tylko realizację naszych a nie kogoś tam ale naszych – interesów.
fsd
Kraków 29.07.19

