- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty.
Dzień po proteście mainstreamowych mediów przeciwko przepisom prawa autorskiego nikt z obozu lewicowo-liberalnego nie ogłosił sukcesu akcji - a wprost przeciwnie. Sprawa jest ważna bo wielkie korporacje technologiczne takie jak np. Google czy Facebook zjadają treści różnych mediów, odbierając redakcjom klikalność, a więc dochody z ich pracy i treści, a jednak ludzie nie przejęli się tym za bardzo. „Wyborcza” się żali, ze politycy nie posłuchali, „Rzeczpospolita” zaznacza, że ich „kompletnie zlekceważono” a w mediach społecznościowych poszególni dziennikarze stosują akty strzeliste wobec wolności słowa i demokracji.
Na próżno - żadnego ruchu społecznego, żadnej reakcji, presji oddolnej, która miałaby władzę przestraszyć i ustąpić setkom redakcji, które protestowały.
Ale skąd ta nieskuteczność czarnych plansz i redakcyjnych moralitetów? Gdy pisali o „piekle kobiet” - ludzie wychodzili na ulice; gdy wołali „lex TVN” - tłumy parły na miasto, gdy transmitowano „j.bać PiS” - aż policja musiała formować się w szeregi.
W powodach fiaska tej akcji można by się rozdrabniać, rozmieniać na drobne i dzielić włos na czworo, ale dwie zasadnicze rzeczy wyszła tu na jaw. Zakłamanie i tchórzostwo. Bo jakże to - całe lata te Kolendy-Zaleskie, Wielińskie i Chraboty pisały o nastaniu złotej ery, gdy tylko Tusk powróci do władzy, a tu zaraz po pół roku na pierwszych stronach gazet straszycie lud czarną farbą? Jak to ma być, że zamordystyczny PiS niszczył wolność słowa, godność kobiet, łamał konstytucję, a po jego pokonaniu kwilicie, że jednak nie jest dobrze? Niespójność tej narracji wyczuwalna jest nawet przez tych, którzy w niuanse unijnej dyrektywy Digital Single Market ani myślą się zagłębiać - coś ściemniacie, mediaworkerzy „wolnych mediów”! PiS jest czarnym charakterem, a rząd Tuska aniołami, nic innego nie przyjmiemy do wiadomości! Całe to straszenie PiSem, demonizowanie każdego najdrobniejszego gestu Kaczyńskiego, Morawieckiego czy Czarnka odbija się czkawką a konkretnie wzruszeniem ramion milionów Polaków szybko przerzucających pierwszą, czarną stronę gazety, by poczytać jak tam wyniki na euro czy ściganie pisowców za nie do końca zrozumiałe roszady. Wykreowali zatem jedną fałszywą i tak omnipotentną narrację w świecie której jedynie PiS był zły, że na złą unijną dyrektywę i złą ustawę aprobowaną przez obecną sejmową większość nie ma już miejsca!
Ale drugim grzechem mainstreamu jest też skrajne tchórzostwo, ten śliski serwilizm wobec liberalnego ładu. Bo gdy atakowano decyzje z lat 2015-2023 pisano: „PiS, zbrodniarze, faszyści, koniec świata”, a gdy trzeba zakwestionować postępowanie władz po 13 grudnia 2023 to pisze się miałko, delikatnie, ogólnie: „politycy, nie bądźcie tacy”. Wcześniej wroga namalowano, kazano jego kukiełki nakłuwać igiełkami i napierać od Wiejskiej po Żoliborz, a teraz - tak mdło i uniwersalnie: „politycy”? Gdybyście większość sejmową rozliczali: Tuska, Platformę, koalicję - byłoby to jasne i klarowne, a pewnie i prasa obozu niepodległościowego dołączyłaby do was. Ale jak tu wzywać na bitwę, gdy nie mówi się z kim?
Dobra to jednak lekcja polskiej demokracji w połowie trzeciej dekady XXI wieku. Potężne media lewicowo-liberalne mają sprawczość tylko i wyłącznie gdy szczują, deprecjonują i łżą na temat prawicy. W innym wypadku szkoda tej czarnej farby na pierwsze stronice, są tylko igraszką w rękach obcych graczy. Czy komukolwiek ich żal?
Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 5 lipca2024r