- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 35 sekund.
Dostaliśmy do redakcji informacje, że w pięknym ośrodku narciarskim Czarny Groń położonym obok Andrychowa od pięciu lat nie można uruchomić wyciągu krzesełkowego. Zapakowaliśmy narty i pojechaliśmy zobaczyć i miejsce i sprawdzić dlaczego tak jest.
Faktycznie, wyciąg zakupiony za kilkanaście milionów złotych w Austrii, zamontowany na stoku tak długo niszczeje a narciarze muszą korzystać z wyciągów orczykowych. O uroku samego ośrodka przeczytacie Państwo w innym tekście, który w najbliższym czasie zamieścimy, ja natomiast wracam do marniejącego wyciągu krzesełkowego. Z uzyskanych na miejscu informacji jednoznacznie wynika, że winę za ten stan nie ponoszą pseudo ekolodzy , czyli tak zwani miłośnicy przyrody ojczystej, tylko organy naszego państwa. Państwa, które nie może sobie poradzić z lawiną fałszywych donosów, skarg, odwołań od odwołań, czyli tak znanego z całej naszej historii pieniactwa, warcholstwa i normalnej zazdrości. Oczywiście, wszystko to ?jak już napisałem - podlane troską o ojczystą przyrodę. Niestety, do tego pieniactwa dołączają się media, które chciałyby, żeby polscy narciarze i miłośnicy białego szaleństwa jeździli do Włoch, Szwajcarii, Francji czy ?w ostateczności ? na Słowację.
Do sprawy będziemy jeszcze wracać, tak długo aż zamierzenia zrobienia w Rzykach koło Andrychowa,pięknego z rozmachem zaplanowanego ośrodka narciarskiego, spełniającego wszystkie, powtarzam z naciskiem, wszystkie przepisy o ochronie przyrody, zostaną spełnione.
Tym zaś, którzy podpisali protest przeciwko budowie zaplanowanej stacji narciarskiej (według internetowego tekstu Ewy Furtak zamieszczonego w Gazecie Wyborczej 21 lutego 2014r jest ich 2 000) dedykuję poniższy tekst, który zamieścił w dniu dzisiejszym w internetowym wydaniu Puls Biznesu.
Słowacy inwestują w stoki, a w Polsce spory i płoty
Jeszcze w poprzedniej dekadzie większość słowackich ośrodków niewiele różniło się od polskich. Przestarzała infrastruktura bardziej odstraszała niż przyciągała zapaleńców białego szaleństwa. Od tego czasu po obu stronach Tatr wiele się zmieniło - na Słowacji na dobre, w Polsce niekoniecznie.
Podczas gdy słowaccy współwłaściciele działek w górach dogadywali się między sobą i z inwestorami ich odpowiednicy z Podhala toczyli boje o każdy skrawek łąki, który miał służyć zimą narciarzom.
Jeszcze w latach 90 zamknięty został popularny ośrodek narciarski Butorowy Wierch. Trasa narciarska o długości 1,6 tys. metrów od wielu lat poprzecinana jest postawionymi przez właścicieli płotami. Kilka lat później podobny los podzieliła Gubałówka, której współwłaściciele również nie mogli dość do porozumienia z PKL.
Kolejną ofiarą braku zgody w polskich Tatrach padła kultowa dla wielu górna trasa narciarska FIS na zakopiańskim Nosalu. Kwestie własnościowe nałożyły się na brak inwestycji, bo większość kolejek obsługująca te trasy (poza Gubałówką) wymagała odnowienia. Zły obraz sytuacji w tym regionie poprawił rozbudowujący się ośrodek w Białce Tatrzańskiej.
W tym samym czasie Słowacy nie zasypywali gruszek w popiele - oddawali w prywatne ręce państwowe wyciągi, wydawali miliony euro na modernizację infrastruktury i jednoczyli górali wokół idei rozbudowy kurortów narciarskich.
Dziś notowana na giełdzie słowacka spółka Tatra Moutain Resort (TMR) jest operatorem głównych słowackich ośrodków narciarskich. Zarządza m.in. Tatrzańską Łomnica i największym kompleksem w kraju Jasną z górą Chopok (2004 m n.p.m.). Szefowie TMR potrafili m.in. przekonać ok. 400 współwłaścicieli gruntów na Chopoku do kooperacji.
Słowakom udało się to, do czego od kilkunastu lat nie udaje się przekonać górali nie tylko z Podhala - że współpraca może być opłacalna dla wszystkich stron.
"Inwestorzy z TMR byli znani i szanowani w swoim kraju, dlatego ludzie im zaufali" - powiedział PAP Wojciech Majeran przedstawiciel agencji obsługującej słowacką spółkę w Polsce.
W ciągu ostatnich 5 lat Słowacy z TMR zainwestowali w rozbudowę swoich ośrodków narciarskich ok. 190 milionów euro. Udaje im się nie tylko unowocześniać wyciągi, ale też otwierać nowe trasy. W ciągu kilku lat ich liczba tylko w Jasnej wzrosła do 45 kilometrów, a przepustowość do 30 tys. osób.
Myliłby się jednak ten, kto twierdzi, że taka eksploatacja gór nie powoduje protestów ekologów. Za każde wycięte drzewo pod nowe trasy TMR musi posadzić cztery nowe. W ostatnich latach tylko w okolicy Chopoka przybyło kilkadziesiąt tysięcy drzew.
Ośrodek Jasna nie mógłby zostać rozbudowany do obecnych rozmiarów, gdyby nie wzbudzająca kontrowersje decyzja słowackich władz, które przed kilkoma laty - specjalną ustawą - zmniejszyły obszar parku narodowego w Tatrach. Wcześniej, jeszcze przed wejściem kraju do UE i ustanowieniem sieci Natura 2000, wyłączono z niej obszary mogące w przyszłości być przeznaczone na trasy narciarskie.
Na obszarach Natura 2000 inwestycje są wprawdzie możliwe, ale ich przeprowadzenie jest utrudnione. Nie można np. realizować projektów, które w zaczyny sposób negatywnie wpływają na chronione gatunki i siedliska.
Z raportów giełdowych TMR wynika, że spółka z roku na rok zwiększa swoje przychody. W roku rozliczeniowym 2009/2010 wynosiły one prawie 25 mln euro, rok później 38 mln euro, a w roku 2011/2012 było to 43 mln euro. Najnowsze dostępne dane pokazują, że w ciągu trzech kwartałów roku rozliczeniowego 2012/2013 przychody wzrosły o 28,3 proc. osiągając wartość 43,2 mln euro. W tym czasie ośrodki górskie TMR odnotowały wzrost liczby odwiedzających o 12,7 proc. (ogółem 1,241 mln osób).
Najnowszym projektem Słowaków, który ma przyciągnąć kolejnych narciarzy są Mistrzostwa Świata Juniorów w dyscyplinach alpejskich. Zawody, które rozpoczną się w przyszłym tygodniu potrwają do 6 marca. Poza aspektem promocyjnym mają być też potwierdzeniem, że słowackie stoki nadają się na organizowanie na nich konkursów olimpijskich.
Słowacy mają być partnerem Polski, jeśli przyznana nam zostanie organizacja zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 r. Ze względu na brak odpowiednich stoków w Polsce nie jesteśmy w stanie przeprowadzić zjazdu, supergiganta i slalomu giganta.