Jeśli chcemy zrozumieć na czym polega różnica między podejściem Republikanów i Demokratów do kwestii amerykańskiej Wielkiej Strategii, to musimy poznać tezy, które w swym artykule opublikowanym na łamach „The Foreign Affairs” sformułowali Matt Pottinger i Mike Gallagher. Pierwszy był za czasów pierwszej administracji Trumpa zastępcą Doradcy Prezydenta ds. bezpieczeństwa Narodowego a dziś jest jednym z liderów Marathon Initiative, think tanku grupującego takich ekspertów jak Elbridge Colby o którym mówi się, że może zostać w kolejnej administracji republikańskiej szefem Pentagonu oraz Wess Mitchell, który był z-cą szefa Departamentu Stanu.

Gallager był przez 7 lat republikańskim kongresmanem, kierował m.in. specjalną grupą zajmująca się chińską partią komunistyczną a wcześniej służąc w amerykańskich siłach zbrojnych był przez wiele lat oficerem wywiadu również specjalizującym się w kwestiach Chin i Azji. W Kongresie opowiadał się m.in. za dostawami amerykańskich F-16 Ukrainie, nie jest zatem politykiem izolacjonistycznym, a także przewodniczył międzypartyjnej grupie kongresmanów, która odwiedziła Tajwan.
USA nie mogą „zarządzać” rywalizacją
Ich wystąpienie skoncentrowane jest wokół głównej tezy – Stany Zjednoczone nie mogą „zarządzać” rywalizacją z Chinami, nie mogą prowadzić polityki, której celem jest budowanie systemu równowagi sił i interesów, a przeciwnie - winny dążyć do zwycięstwa. Jak argumentują, ekipa Bidena zaczęła dobrze przyjmując szereg antychińskich regulacji na początku kadencji oraz utrzymując wprowadzone przez poprzednika. Ten kurs wraz z upływem czasu został jednak zarzucony i zarysowała się w polityce Białego Domu inna, niebezpieczna tendencja.
Polityka zespołu Bidena, polegająca na „zarządzaniu rywalizacją” z Pekinem stwarza ryzyko przedkładania procesów nad wyniki, dwustronnej stabilności kosztem globalnego bezpieczeństwa oraz promowania inicjatyw dyplomatycznych, które mają na celu współpracę, ale generują jedynie samozadowolenie — argumentują Pottinger i Gallager.
To nie tylko „usypia czujność” Ameryki i ich sojuszników, co bezwzględnie wykorzystają komuniści Chińscy, ale również oznacza uprawianie polityki odstraszania, która może okazać się nieskuteczną.
To wydaje się być kluczowe stwierdzenie, będące jednocześnie punktem wyjścia, obydwu ekspertów. Otóż ich zdaniem skuteczną politykę odstraszania, co per saldo pozwoli utrzymać pokój, można prowadzić jedynie z pozycji siły. Jakiekolwiek działania zmierzające do obłaskawienia chińskiego smoka zostaną odebrane jako manifestacja słabości i dadzą efekt odwrotny od oczekiwań ośmielając jedynie Pekin do coraz agresywniejszych posunięć. Ostatnie dwa lata, z tego punktu widzenia, to sukcesy asertywnej polityki Chin, który buduje swą międzynarodowa pozycję na destrukcji dotychczasowego porządku. Pottinger i Gallagher argumentują, że Chiny na wiele sposobów wspierają zarówno wysiłek wojenny Rosji, podtrzymują reżimy na Kubie, w Wenezueli czy kibicują działaniom Teheranu. Unikając bezpośredniego zaangażowania, destabilizują, bo to leży w ich interesie, dotychczasowy ład globalny który premiuje Stany Zjednoczone i Zachód. Kontrolowany chaos działa w interesach Pekinu, bo angażując uwagę Zachodu nie tylko wyczerpuje jego zasoby i opóźnia ich koncentrację na najważniejszym polu jakim jest rywalizacja z Chinami, ale również daje Xi Jinpingowi czas na budowę własnej potęgi. Nie tylko gospodarczej, ale przede wszystkim wojskowej, czego dowodem jest choćby to, że po 2020 roku Pekin podwoił swój arsenał nuklearny i rozbudowuje siły konwencjonalne szybciej niż jakiekolwiek państwo robiło to po II wojnie światowej. Jak argumentują amerykańscy eksperci:
Oprócz większej jasności co do swojego celu końcowego Stany Zjednoczone muszą zaakceptować fakt, że jego osiągnięcie będzie wymagało większych tarć w stosunkach amerykańsko-chińskich. Waszyngton będzie musiał przyjąć retorykę i politykę, które mogą wydawać się niewygodnie konfrontacyjne, ale w rzeczywistości są konieczne do ponownego ustalenia granic, które Pekin i jego akolici naruszają.
I to jest drugim, najważniejszy przesłaniem tego wystąpienia. Pierwszym jest wezwanie do budowania strategii zwycięstwa w rywalizacji z Chinami, drugim przekonanie, że drogą do tego prowadzącą jest polityka z pozycji siły, która nie boi się „tarć” w stosunkach między obydwoma państwami. Te „tarcia” to publicystyczne określenie na twardą, zakładającą również użycie siły wojskowej, konfrontację. Aby ją wygrać Waszyngton, i to jest kolejne przesłanie Pottingera i Gallaghera, musi zarzucić marzenia o odprężeniu, pokojowym współistnieniu czy wspólnym z Pekinem zarządzaniu światowymi problemami. Tak jak Brzeziński pod koniec prezydentury Cartera, co otworzyło pole do zwrotu w amerykańskiej wielkiej strategii za czasów Reagana, uznał, że z ZSRR nie można się porozumieć, bo każdy gest dobrej woli ze strony Zachodu rosyjscy komuniści wykorzystują przeciw niemu, tak teraz podobną postawę, również starcia ideologicznego, trzeba obrać w stosunku do komunistów chińskich. Tym bardziej, że ci nie sygnalizują gotowości do kompromisu, chcą zdominować świat zarówno ekonomicznie, jak i wojskowo, ale także ideologicznie, czego potwierdzeniem, w opinii amerykańskich ekspertów jest finansowanie przez Pekin całej rozbudowanej sieci propagandowej której celem jest destrukcja i destabilizacja. Podobną rolę odgrywa eksport przez chińskie firmy substancji do produkcji fentanylu syntetycznego narkotyku, który zbiera śmiertelne żniwo w Stanach Zjednoczonych.
Mamy zatem z jednej strony zdeterminowanego, bezwzględnego i przewrotnego przeciwnika, w postaci budujących swe imperium chińskich komunistów a z drugiej z nieświadomy narastającego zagrożenia Zachód, którego elity myślą bardziej o kompromisie niż o realiach twardej rywalizacji. To jest, zdaniem Pottingera i Gallagera droga w przepaść i pierwszą rzeczą, którą Zachód powinien uczynić, oczywiście prócz rewizji dotychczasowej polityki, jest wyznaczenie Chinom i ich sojusznikom „czerwonych linii”, które muszą być wiarygodne, tzn. ich przekroczenie musi oznaczać użycie siły. Aby wygrać z Chinami i innymi państwami rewizjonistycznymi Zachód musi, jak argumentują, obrać pozornie konfrontacyjną drogę Reagana z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Ale to nie oznacza automatycznego sukcesu. Władze Stanów Zjednoczonych muszą „uznać, że rosnące napięcia są nieuniknione na krótką metę, jeśli Stany Zjednoczone mają powstrzymać wojnę i wygrać rywalizację w dłuższej perspektywie. Kiedy już skonfrontują się z tymi faktami, będą musieli wdrożyć lepszą politykę: taką, która dozbroi armię amerykańską, zmniejszy dźwignię gospodarczą Chin i zbuduje szerszą koalicję do konfrontacji z Chinami.”
Dozbrojenie armii oznacza zarówno zwiększenie produkcji podstawowych systemów uzbrojenia jak i ich dyslokację, już teraz, do sojuszniczych państw azjatyckich. Stany Zjednoczone winny wydawać w nieodległej perspektywie nawet 5 proc. swego PKB na zbrojenia co oznacza realizację forsownego programu zwiększania zdolności wojskowych. Towarzyszyć temu winna znacznie skuteczniejsza i na nieporównywalnie większą niż obecnie skalę polityka „odcinania” chińskich firm od amerykańskich technologii, wiedzy i kapitału. Autorzy proponują powołanie specjalnego, wartego 100 mld dolarów, funduszu na dozbrojenie Tajwanu, są też zwolennikami rozbudowy systemu baz amerykańskich w rejonie Indo – Pacyfiku. Nawet jeśli uda się, przez odwołanie do narzędzi wojskowych, zwiększyć siłę polityki odstraszania Chin, co może uratować pokój, to kwestie gospodarcze, w dłuższej perspektywie mogą zdecydować kto zwycięży w rywalizacji o prymat na świecie. Nie ma zatem strategii powstrzymywania Chin jeśliby miała ona być ograniczona jedynie do wymiaru wojskowego czy politycznego a pozbawiona elementu gospodarczego. „Pekin pragnie – argumentują - wykorzystać swoją władzę nad globalnymi łańcuchami dostaw i dominację w zakresie kluczowych nowych technologii. Aby zmniejszyć wpływ Chin i zapewnić rozwój kluczowych technologii przyszłości przez Stany Zjednoczone, a nie Chiny, Waszyngton musi zresetować warunki dwustronnych stosunków gospodarczych. Należy rozpocząć od uchylenia stałego, normalnego statusu Chin w stosunkach handlowych” i zacząć, podobnie jak to robił Trump, politykę protekcji celnej.
Nie ma wątpliwości, że te same zasady winny zostać wdrożone przez amerykańskich sojuszników. Pottinger i Gallager piszą o konieczności zbudowania przez Waszyngton „koalicji zaprzyjaźnionych partnerów” z którymi Ameryka będzie pogłębiała relacje handlowe na wzór porozumień z Meksykiem i Kanadą. Wymieniają w tym kontekście wprost Wielką Brytanię, Japonię czy Tajwan, ale, co ciekawe milczą, o Niemczech czy Unii Europejskiej. Wydaje się, że, podobnie jak to było za czasów Reagana, uważają, choć o tym nie piszą, Zachód Europy nie będzie zdolny do przyłączenia się do tego rodzaju twardej polityki obliczonej na powstrzymywanie Chin.
Nie ma miejsca dla Europy
W sumie mamy do czynienia z manifestem, którego Autorzy podkreślają znaczenie „kierunku chińskiego” i potrzebę koncentracji amerykańskiej polityki na obszarze Indo-Pacyfiku. Strategia Waszyngtonu ma polegać na grze z pozycji siły, co oznacza zarówno forsowne zbrojenia jak i energiczne budowanie systemu sojuszy w Azji. Polityka wojskowa musi być sprzęgnięta z polityką przemysłową, handlową, własności intelektualnej i towarzyszyć jej winna walka ideowa, co oznacza próbę dotarcia z wartościami Zachodu do chińskiej opinii publicznej.
Europy i jej problemów w postaci choćby wojny na Ukrainie, ale podobnie jest w przypadku Bliskiego Wschodu, w tych rozważaniach nie ma. Wojna o hegemonię światową, a to oznacza też wpływ na przyszłość naszego kontynentu, rozstrzygnie się w Azji i wszystko należy podporządkować tym wyzwaniom. Taki jest zresztą ton wystąpienie Pottingera i Gallaghera – alarmistyczny, wzywający do wzmożonego wysiłku i głębokiej rewizji amerykańskiej polityki wobec Pekinu. I to jak się wydaje, jest najbardziej niepokojące z punktu widzenia państw europejskiego Zachodu. Wizja forsownych zbrojeń, zerwania z polityką handlu i współpracy z Pekinem, balansowania na krawędzi wybuchu totalnej wojny i występowanie konfliktów lokalnych oznacza kres bezpiecznego i zasobnego modelu życia jaki dominuje na naszym kontynencie. Amerykańscy eksperci pisząc o „koalicji zaprzyjaźnionych partnerów” kreują też wizję nowego systemu sojuszniczego Stanów Zjednoczonych. Jeszcze o niejasnym kształcie i budowanego na nieokreślonych zasadach, oczywiście prócz gotowości do uprawiania twardej antychińskiej polityki, ale nawet takie ogólne zapowiedzi oznaczają, że wraz z przyjściem do władzy Trumpa może się okazać, iż nasz kontynent będzie musiał wybrać, czego niektóre stolice, Berlin w pierwszym rzędzie starają się uniknąć. Z perspektywy sytej Europy zapowiedzi stronników i doradców Trumpa brzmią apokaliptycznie.
Nie ma pewności czy Zachód wygra rywalizację z Chinami i ich sojusznikami, ale i tak, dążąc do zwycięstwa będzie musiał ulec daleko idącym zmianom. Zmiany w wyniku porażki będą jeszcze głębsze, bo utracimy naszą wolność, ale te pierwsze będą i tak niezwykle bolesne, zwłaszcza do Europejczyków z Zachodu przyzwyczajonych do życia w stabilnym i bezpiecznym świecie. Z tej perspektywy prezydentura Trumpa, który może wymusić dokonanie takich wyborów, o jakich piszą Pottinger i Gallager, jawi się niczym katastrofa.

 Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 15 kwietnia 2024r

PRZECZYTAJ

 📝 Najnowszy artykuł
10 Października 2024

Złamana obietnica ze 100 konkretów. Wyborcy poczekają na nią długie lata

Nie będzie kwoty wolnej od podatku na poziomie 60 tys. złotych ani w 2025 roku, ani do 2027, gdy upłynie kadencja tego rządu. Mimo hucznych i licznych zapowiedzi ze strony Donalda Tuska i Andrzeja Domańskiego z kampanii wyborczej, udogodnienie dla podatników znika z planu finansowego gabinetu.
Obietnice przedwyborcze
We wtorek rząd Donalda Tuska przyjął średniookresowy plan budżetowo-strukturalny na lata

...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta.)


10 Października 2024

Złamana obietnica ze 100 konkretów. Wyborcy poczekają na nią długie lata

(723) Redakcja Salon24.pl

Nie będzie kwoty wolnej od podatku na poziomie 60 tys. złotych ani w 2025 roku, ani do 2027, gdy upłynie kadencja tego rządu. Mimo hucznych i...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta.)


02 Października 2024

Dlaczego Pola Matysiak musi ogłosić swoją kandydaturę na prezydenta RP

(683) Rafał Woś

Nie ma już na co czekać. Zbuntowana polityczka Lewicy powinna jak najszybciej stanąć do wyścigu o prezydenturę w roku 2025. Jeżeli nie teraz, to...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty.)


30 Września 2024

Ardanowski: Kandydat PiS wg Kaczyńskiego? Ken od Barbie

(579) Aleksandra Cieślik

– Według kryteriów określonych przez prezesa Kaczyńskiego kandydatem na prezydenta mógłby być Ken (ten od lalki Barbie), bo takie jego cechy...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.)


29 Września 2024

Tusk nic nie zrozumiał z lekcji, które ostatnio dostał?

(892) julian olech

Powódź to klęska, którą trudno przewidzieć, mamy jednak pewne narzędzia, dzięki którym walka z takim kataklizmem powinna być o wiele skuteczniejsza,...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty i 49 sekund.)