- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 7 minut.
Skoro poruszono już ten problem u nas, to nie sposób nie pokazać jego innych i to ogólnych wymiarów. Ujęcie odnoszące się do pisma lokalnego Dzielnicy IV dowodzi, jak lokalne gry towarzyskie przechodzą w twarde interesy polityczne. Widać, że pismo jest wprost tubą propagandową osób władających kolorytem lokalnym Dzielnicy IV, gdzie rządzi porozumienie w obrębie jedynie słusznej partii.
Jeszcze co prawda niezjednoczonej, a wręcz zapowiadającej się jako rozczłonkowana niemniej wspólnota interesu wyborczego łączy. Nie ma się co obrażać i boczyć ? skłonny bym był powiedzieć nawet, że zakładanie kitu propagandowego, jest potrzebne i zrozumiale, oczywiście tylko dla semi-polityków, a nie dla społeczeństwa ? o ironio ? mającego być obywatelskim. Można powiedzieć; nie ma się czego czepiać. W końcu pismo lokalne jest jedynym środkiem przekazu dla społeczności mikrolokalnej w sprawach, które jej dotyczą, a te dzieją się głównie w Radzie Dzielnicy. Co prawda ta mało co może, bo jest statutowo tylko organem doradczym, ale jest ważna ? bo jej czyny i deklaracje są najbliżej elektoratu. No i jednak tu rozdziela się jakąś kasę widoczną bezpośrednio przez wyborcę. To jest miodzio. W końcu wyborca co cztery lata staje się bezcennym PT Wyborcą . W gazetce ktoś bierze za pracę pieniądze ? cóż w tym dziwnego? Nakład jest gigantyczny w stosunku do realiów czytelniczych ? widać ludzie Dzielnicy są żywo zainteresowani życiem publicznym i taki nakład ? konkurencyjny do całkowitej liczby mieszkańców ? jest może i potrzebny. Radzie i Redakcji na pewno. Kto płaci ten wymaga. Gazeta uprawia propagandę na rzecz konkretnej opcji i możliwych do wskazania osób ? cóż to komu przeszkadza? Radni są osobami publicznymi i pisać o nich wręcz należy. Zwłaszcza o słusznych i właściwych.
Jak się ma narzędzia i możliwości to się z nich korzysta ? nic dziwnego.
Dziwne i chore są zasady.
Zaprezentowany sposób myślenia o funkcji gazety lokalnej, nie jest też właściwy tylko w Dzielnicy IV ? jest zjawiskiem powszechnym i to od Gmin ? po Dzielnice i wsie. Jako, że jest to tak powszechne, ? warto bliżej przyglądnąć się na czym polega tu robienie ludzi w balona. Tym bardziej uważam za konieczne pokazać fałsze tej sprawy niby ?obywatelskiej? komunikacji, mającej budować społeczeństwo obywatelskie.
W tym celu zróbmy tylko krótki przegląd pokazanych powyżej argumentów
Gazetki lokalne powstawały z założenia, jako antidotum na monopol informacyjny jednej ? centralnej partii i dla dostarczania obywatelom informacji lokalnej o lokalnych dziełach zdarzeniach i inicjatywach. Chwalebne. To i finansowanie techniczne i nawet redakcyjne przez Radę byłoby do zaakceptowania, gdyby gazetka była forum myśli i uwag czy opinii mieszkańców zderzanych z efektami pracy Radnych. Używanie jej jednak dla chwalenia się ? to nadużycie publicznych pieniędzy przez grupę ludzi dla własnych celów wyborczych. Sprawozdawczość uprawiana w takiej gazecie ? oczywiście jest potrzebna i tu nie razi mnie nawet duża szczegółowość raportów o podejmowanych uchwałach ? gdyby były opatrzone informacją o wytaczanych argumentach i raportem, kto i jak głosował. Tu mecz do jednej bramki ? wykluczenie informacji o zdaniach przeciwnych jest ewidentną cenzurą dostępu obywateli do pełnej informacji. Potrzeby propagandowe wynikające z kadencyjności są i to wybiórczo ? zaspakajane za publiczne pieniądze. Innymi słowy ? sam obywatelu płać za to, że będziemy Ci wciskać kit nakłaniający do dyspozycji swoim głosem wbrew swojemu interesowi. Tak by to wypadało podsumować.
Funkcja informacyjna wypełniona może być ? i powinna być przekazem, raportem pełną argumentacją. Reklama wymaga już zadbania o jednostronność przekazu i o formę. Taka na przykład Gazeta Myślenicka ? tuba propagandowa Rady i Burmistrza z cyklu ? nie do zastąpienia i jedyny ? wydawana jest w dużym formacie i drukowana na papierze wysokiej jakości ? kreda, o niskiej gramaturze.
Osobną sztuką tego rodzaju gazet, oprócz dostarczania chleba klakierom i podtrzymywania mitów wysokiej jakości rządzenia, jest umiejętność przekuwania ewidentnych wpadek rządzących, na sugestię, iż są one mistrzowską realizacją dalekosiężnych zamierzeń ? czyli sukcesem. Pozostając przy Myślenicach ? by wykazać, że rzecz jest ogólniejsza ? likwidacja tamtejszego PKS i Dworca (pod ? jak się to ładnie nazywa ? funkcję handlową - zgadnijmy o co chodzi) jest pokazana jako sukces lepszej obsługi mieszkańców. O tym, że Pan Burmistrz wytoczył mieszkańcowi proces karny za powiedzenie swego zdania o jakości konsultacji społecznej w sprawie lokalizacji wysypiska (pardon ? zakładu utylizacji odpadów), nękał go przez długi czas ? jako osoba obrażona, ale reprezentująca Gminę, czyli czynił to za publiczne pieniądze, gazeta się nie zająknęła. Zwłaszcza, że po przeczołganiu mieszkańca ? wobec perspektywy ewidentnie zarysowującej się przegranej w procesie i możliwej plajty propagandowej Pan Burmistrz się z procesu wycofał. O tej skandalicznej sprawie ? wiedzieli właściwie tylko zainteresowani i krąg ludzi aktywnych.
Specjalnie przytoczyłem te przykłady nawet spoza Krakowa, choć i w Krakowie czy gdziekolwiek w Polsce, takie można wskazywać jako codzienność, by wskazać na, moim zdaniem, wręcz kluczowy problem dla samorządności i demokracji. Ten problem to brak lub w każdym razie cenzurowanie dostępu obywateli do rzetelnej informacji. W Rabce ? już parę lat pani Burmistrz ma nawet zasądzane sądownie kary za odmowę dostępu do informacji ? i ? nic. Ta pani działa wprost z pozycji swego stanowiska ? inni robią to samo posiłkując się różnymi metodami ? w tym narzędziami, które mają w ręku. A gazetki lokalne są właśnie takim narzędziem. Staje się zupełnie zrozumiałe, że gdy obowiązuje kadencyjność, a dalsze bycie u władzy, utrzymanie szans na korzystanie z jej splendorów i fruktów, zwłaszcza gdy bycie przy władzy nie jest traktowane jak służba a jak dorwanie się do intratnego zawodu, naturalną skłonnością władzy jest używanie takiego narzędzia ubranego w szatki medium niezależnego. Zależność jest ścisła ? finansowa. Nie miałbym najmniejszych pretensji gdyby Pan Prezydent czy Burmistrz ze swego funduszu reprezentacyjnego zafundował Urzędowi trybunę wypowiedzi i reklamy w postaci gazetki czy strony internetowej. Wtedy to wybrana Rada Miasta czy Gminy. musiała by wskazać w budżecie środki na ten cel i sytuacja byłaby jasna ? istnienie np. Biuletynu informacyjno ? promocyjnego. Każdy by wiedział czego i na jakim poziomie prawdomówności może się spodziewać w tymże. Bez czarowania.
Mam taką propozycję. Gazetki zawierające informacje lokalne ? powinny być w sposób jasny i ujednolicony, finansowane za pośrednictwem pieniędzy przeznaczanych na realizację programów NGO z puli, którą posiada Marszałek na współpracę z NGO. Lokalne media stałyby się niezależne od grymasów i min lokalnej władzy. Ta by sobie mogła marszczyć brwi, ale z tego by nic innego nie wynikało poza tym, że Pan Burmistrz czy Prezydent wiedziałby, że ma na karku niesterowalną kontrolę społeczeństwa. Ujednolicenie poziomu finansowania jego przejrzystość, jasne reguły organizacyjne i wymóg kontroli społecznej poprzez dostęp do łam takich mediów dla różnych opinii na temat działalności władz samorządowych, co najmniej utrudniało by naciski, które dziś mogą się odbywać nawet na drodze nieformalnej.
Można powiedzieć ? kolejne konkursy grantowe są realizowane. Tak ? ale nie na takie cele. Nie tylko warto się przyglądnąć na ile tematy realizowane w ramach tych konkursów są formą wykonywania prac, które tak naprawdę powinny wykonywać inne służby, a na ile te zadania rzeczywiście wspomagają samorządność i budują społeczność obywatelską a na ile wspomagają koterie klakierów władzy. Jest dość oczywiste, że praźródłem kłopotów i to nieusuwalnym ? jest to, że każda władza jaka by ona święta nie była, zawsze będzie deklarowała wspieranie społeczeństwa obywatelskiego lecz w rzeczywistości będzie takowe zwalczała. Dla prostej przyczyny ? świadomy obywatel to wielkie ryzyko poważnego rozliczenia kadencji. Uzależniona gazeta, medium to jak pas bezpieczeństwa. Dobrze zapięty, pozwoli utrzymać się w fotelu przy skoku wyborczym.
Piszę o nieusuwalności tego źródła kłopotów ? bo w systemie demokratycznym kadencyjność jest koniecznością, ku zdrowotności społecznej, a zabetonowanie sceny samorządowej jest wręcz atestem choroby demokracji ? zwłaszcza gdy w zasadzie nie istnieje rzetelna społeczna, rzetelna i swobodna obserwacja poczynań władzy.
Dziś taką funkcję społecznie i z dużym osobistym ryzykiem podejmują różne grupy społeczników wydając drobne lokalne pisemka a najczęściej działające w Internecie. Krakowska Gazeta Internetowa jest takim przykładem. Wypełnia ona dla Dzielnicy IV funkcję źródła rzeczywistej i krytycznej informacji o działaniach Rady i robi to społecznie. Współzałożycielka gazety i jej wydawca jest radną, demokratycznie wybraną. Można powiedzieć ? ma swoją prywatną tubę ? lecz nie jest to prawda. To tylko reakcja na silną patologię, którą opisałem właśnie jako zjawisko ogólniejsze. To wcale nie jest jej prywatna wojenka, choć w podobnych przypadkach podobne etykietowanie służy neutralizacji efektów ujawniania niewygodnych informacji. Ta radna nijak nie wpisuje się w poprawność propagandową ? jest za to ewidentnie sekowana, odcinana od informacji, doświadcza utrudnień w kontaktach z wyborcami ? to i wypełniając swe zobowiązania wobec wyborców ? chce jakoś rzetelnie pokazać to, o czym i jak decyduje władza i do czego prowadzi jej monopol. Ona nie robi swojej reklamówki. Nigdy nie pisze ? jestem wspaniała ? ale od czasu do czasu raportuje ? a co mieszkaniec zrobi z otrzymaną informacją czy, i jak ją zweryfikuje ? to już jego interes. W gazecie ta informacja samorządowa tylko czasem się pojawia wśród artykułów różnych autorów na przeróżne tematy. Ta gazeta to nie tuba ? jak gazeta wydawana przez Dzielnicę IV. W niej ta radna ? się nie mieści bo ? nie i już. Tak jak została wykluczona z udziału w komisjach, jak wielkim kłopotem jest miejsce na spotkania dyżurne, Niepojęte? Tak, w tej demokracji tak najwyraźniej ? jak w Myślenicach, Rabce i w wielu miejscach ? być może.
To nie jest choroba jednego miejsca ? to choroba tej wersji demokracji.
Proponuję reagować i to we wspólnym interesie.
Konkurs w Urzędzie Marszałkowskim ma swoje kolejne rozesłania, jest jakaś komisja konkursowa ? która ? cokolwiek by nie powiedzieć jest jakąś formą uznaniowego, ręcznego przekazywania pieniędzy do dziś już też zamkniętego rutyną kręgu ludzi. Rutyniarze nauczyli się żyć nie tylko spełniając się w swoich pasjach czy zainteresowaniach, ale i wykonując ? mam nadzieję - zadania, które o wiele większym kosztem może by nawet i wykonały służby Marszałka, ale często jest to dla nich wręcz nieosiągalne. W niektórych przypadkach tylko NGO jest w stanie wykonać jakieś zadanie w terenie ? choćby dla tego, że ludzie tego rodzaju organizacji są w terenie i poświęcają danemu problemowi cały swój poza zawodowy czas. Tego najlepszy pracownik Marszałka nie zrobi, bo przekracza to Jego siły wśród innych zadań które musi on równolegle wykonywać. Tak nawiasem mówiąc ? a mogę dawać przykłady ? często lekceważy się pomysły i pracę ludzi przynoszących je jako gotowe propozycje. Ale nie mówmy tu o problemie pychy władzy.
To co proponuję ? to właśnie wykorzystanie społecznego potencjału i stworzenie jasnej sytuacji w zakresie relacji pomiędzy strukturą władzy a mediami lokalnymi działającymi na jasno sformułowanych zasadach. Można to nazwać postulatem do Marszałka o dokonanie racjonalizacji dyspozycji środkami przeznaczanymi na budowę społeczeństwa obywatelskiego i wydzielenie puli przeznaczonej tylko na działalność społecznego obiegu informacji. Dziś gazetki lokalne ? finansowo i ? wręcz bywa służbowo są związane z władzą lokalną. To pociąga patologię demokracji. To uzależnienie musi być zerwane.
Bo z patologiami należy walczyć.
Przynajmniej trzeba próbować.