- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.
W dyskursie publicznym są słowa czy raczej zbitki uważane już za tak oczywiste, że nad ich istotą nawet się mało kto zastanawia. A bezmyślność nie może przynieść dobrych owoców.
Jest okres świąt – jakich? Bożego Narodzenia. Obchodzą je chrześcijanie – to jasne i logiczne. Bóg się rodzi. Jest. Lecz dlaczego obchodzą te święta ludzie wierzący w to, że Boga nie ma? Co dla tych osób wierzących w nieistnienie Pana Boga = chyba tylko dla zmyłki zwanych niewierzącymi - znaczy dzielenie się opłatkiem albo jeszcze lepiej – śpiewanie kolęd?
I opłatek i kolęda mają swoją genezę w obrządku religijnym. Co prawda protestują przeciw krzyżowi w szkole czy urzędzie, przeciw spotkaniom opłatkowym ale opłatkiem się łamią i powołują na chrześcijaństwo oczekując przebaczenia bez okazania skruchy za swe czyny, Gdzie tu logika – czy ci odrzucający czasem wręcz czynnie zwalczający religię, nie powinni przypadkiem konsekwentnie – zasuwać w tym czasie do pracy zaś życzenia jako formę współbycia społecznego składać sobie na Nowy Rok gdy to jednak jakiś gnom w czapeczce zwany czasem Dziadkiem Mrozem przybywa z prezentami – gdzie? Pod choinkę. Co im może przeszkadzać modlitwa i opłatek w miejscu pracy ale nie w godzinach pracy – skoro ich to w ogóle nie dotyczy? Może to po prostu najzwyklejsza fobia, którą warto leczyć? Choinka? Prezenty ? I to z okazji Wigilii – czego? Przecież przyjścia na świat Zbawiciela, a ten nie istnieje. Owsem, historia notuje, że taki człowiek był (choć jeszcze do lat 60 tych XX w i to kwestionowano) ale rzekomo tylko histeria wokół Jego Osoby i manipulacja zbudowała niezły biznes zwany Kościołem. Ci ludzie nie są w stanie wyjść poza schemat tego rzekomo naukowego spojrzenia. Jakie tam naukowe – przecież ani na to, że Bóg jest, ani na to, że Go nie ma - nie ma najmniejszych dowodów doświadczalnych. Bądźmy konsekwentni. Przyjmijmy nawet, że w przypadku Świąt Bożego Narodzenia mówimy o kontynuacji tradycji ludowej – a jednak ta ma swoje znaczenie, cokolwiek by nie opowiadać. Jakoś trudno z tej gliny zrobić nową świecką tradycję
Następne słowa pojednanie i przebaczenie. W chrześcijaństwie są ściśle związane ze słowami żal i zadośćuczynienie, Pojednać się nie da w samotności i bez obustronnej relacji ekspiacyjnej. W niej nie ma zwycięzców i pokonanych, za to jest perspektywa chęci nie powtarzania tych samych czynów i słów. Przebaczenie nie może być okazją do uniknięcia odpowiedzialności. Jeden jest frajerem bo przebaczył a drugiemu się udało – co jest sytuacją umożliwienia czynienia zła za pomocą dobra.
Popatrzmy na inny, też świątecznie obudzony, problem. Świeckość Państwa zwana neutralnością światopoglądową. Jest już powszechnie uważana za oczywistość i wręcz wymóg cywilizacyjny. Inaczej – to czarni pchają się do rządzenia i katotalibowie chcą opanować świat ludzi wyzwolonych od przesądów. Krzyż czy żłóbek Musi się jednak zauważyć, iż po pierwsze konstytucyjny zapis w artykule 25 Polskiej Konstytucji odnosi się do rozdziału instytucjonalnego. Państwo od Kościoła i nie jest wymogiem zamknięcia wiary w obrębie świątyni, wyrzucenia jej z przestrzeni publicznej. Tak to można by było żądać usunięcia z przestrzeni publicznej ateizmu czyli innej wiary – w to że Boga nie ma. Zapis oznacza tylko, że Kościół ma być jako organizacja oddzielona od Państwa a i Państwo nie ma nic do organizowania struktury Kościoła. To w czasach komuny było właśnie tak Partia uzurpowała sobie na przykład prawo ingerencji w nominacje biskupie i kardynalskie. Warto powiedzieć zwłaszcza drogiej młodzieży kołowanej nowomową postępową, iż (chyba za działaniem Ducha Świętego) to struktury PZPR licząc na konflikt w episkopacie dały przyzwolenie na nominację biskupia i kardynalską ks Karola Wojtyły. Dodajmy też dla porządku, iż przy KW PZPR aż do KC PZPR były Wydziały d/s Wyznań i też komórki d/s. Rytu Świeckiego a w Krakowie szefem takiego czegoś był ojciec ważnego dziś polityka PO – Pan - dziś profesor filozofii. Takie to są powiazania w tych opowieściach..
Swoboda wyznania, oznacza wolność wyznawania każdej wiary pod warunkiem, że nie jest to propagowanie czegoś co jest niezgodne z prawem. Moja wolność kończy się tam, gdzie nie naruszam granic wolności drugiego i ten też to ma mieć na uwadze. To, że księża nie startują do wyborów samorządowych lub parlamentarnych ma źródło nie w rozdziale Państwa i Kościoła a w Ich osobistym wyborze, wspieranym przez Episkopat a wyprowadzanym z priorytetu pracy duszpasterskiej nad pracą polityczną, Tą niech już zajmuje się, i ma się zajmować, laikat. Niemniej z tego wynika, że wszelkie hasła o wtrącaniu się Kościoła do polityki są po prostu pozbawione sensu. Obowiązkiem duszpasterza jest wyrażanie jasnych wartościowań strony moralnej każdej sytuacji, a że w dzisiejszym świecie nie ma sytuacji życiowych i społecznych. które nie miałby konotacji politycznych to i wyrażanie opinii w tym aspekcie jest wręcz obowiązkiem Kościoła. Blokowanie tej funkcji osób duchownych jest w oczywisty sposób wygodne dla polityków co nie znaczy że jest dobre społecznie. Widzimy źródło bełkotu o wtrącaniu się Kościoła do polityki który bywa uważany za sensowny nawet przez bardzo poważnych ludzi. Tischnerowski homo sovieticus przekracza tu granice Państw. W tym kontekście przypomnę tylko onegdajszą opinię tuza nauki i polityki za jednym zamachem, uczonego, który stwierdził i to na piśmie, iż skoro w demokracji rządzi demos czyli lud, to tenże w głosowaniu ustala co jest moralne, a co nie. Wielki uczony a nie zauważył, że dokładnie na tym samym osądzie opierał się austriacki malarz powodując II Wojnę światową i mordując miliony. Inny robił to samo mówiąc, że normą jest to, co partia powie, a ta powie to, co on każe. I Tak to nasz Wielki nawet nie zauważył jak wpadł w sidła poprawności politycznej i potknął się na braku przemyślenia spraw podstawowych i właśnie o braki obecności Kościoła w życiu politycznym.
Następną sprawą, której krytykę należy wyprowadzać powyższego jest tak zwana neutralność światopoglądowa Państwa i jeszcze lepiej jego świeckość. Pomijam, ze albo jedno albo drugie a i to jest nie do rozstrzygnięcia wobec problemu określenia, co to jest ta świeckość. Popatrzmy tylko - świecki – to nie duchowny. Świeckim jest więc zarówno człowiek wierzący w to, że Bóg jest, jak i ten, który wierzy, że takowego niema. Obaj w coś wierzą. Jeśli więc Państwo ma być świeckie to znaczy, że mają być nieobecni w życiu publicznym wszelkiej maści kapłani każdej z wiar. W tym i „kapłani” wiary w to, że Bóg nie istnieje. Takich jest całkiem sporo i są wyświęcani jako super autorytety przez media i przez neoelity naukawe. Jeśli z kolei rozumieć świeckość jako eliminację wiary w Boga z życia społecznego w tym i politycznego – to taki stan oznacza wprost dyskryminację wiary jednej wobec drugiej. Innymi słowy, w którą stronę się nie ruszyć to, to, co nazywa się świeckością Państwa jest fikcją, dziś używaną jako narzędzie dyskryminacji światopoglądu odwołującego się do Dekalogu,
Przykładów podobnych do tu użytych jest więcej. Proponuję na przykład zastanowić się używając nawet tylko zdrowego rozsądku nad takimi rzeczami jak sztuka i wolność wypowiedzi artystycznej za pomocą których budowana jest bariera przed często nawet odpowiedzialnością prawną i które mają tworzyć z nawet samozwańców specjalną nietykalną kastę. Albo słowo praworządność używane jak gumka w procy, z której się strzela do Polski w Jej niepokornej wersji. Z wydumanego słowa Polexit proponowałbym wyprowadzić pytanie kto i kogo ma niby opuszczać, Mam bowiem wrażenie, że to elity europejskie już dawno opuściły i myśli założycieli, i treść traktatów akcesyjnych, i własnych wyborców i instynkt samozachowawczy. Całe grono podobnych słówek można wydostać z samego przedrostka eko. Dla wyjaśnienia dodajmy proste stwierdzenie, że nawet prawo wymaga by chroniąc przyrodę działania gospodarcze opierać o pełną analizę przyczyn danego zjawiska i prowadzić te działania w oparciu o pełen rachunek kosztów ekologicznych powstania danego produktu. Pełnego a nie w momencie użytkowania jak to się robi w przypadku np. żarówek enerogooszczędnych, czy działań w sprawie smogu itd. Propaganda i polityczna poprawność z użyciem haseł pro-eko wcale takimi nie czyni działań podejmowanych z lekceważeniem tego wymogu.
I tak to można się zadumać nas żłóbkiem wychodząc z hucpy z jego zakazywaniem.

