Tekst ten dedykuję profesorowi Adamowi Gule, którego pogrzeb odbędzie się 18.08.14 w Krakowie. Był fizykiem, profesorem Akademii Górniczo – Hutniczej, jednym z założycieli Polskiego Klubu Ekologicznego pełniąc w nim różne funkcje.

W swej aktywności zawodowej i społecznej próbował realizować to, o czym myśleliśmy zakładając Klub w 1980 r. i co nabrało dziś formy intencji obowiązującego prawa w zakresie racjonalnej współpracy gospodarki i spraw środowiska naturalnego. Wobec obecnej sytuacji razem też rozwiązaliśmy owo założycielskie Koło w AGH.

To co napisałem w tekście i to ostatnie zdanie niech będzie zostawianym przez nas i przez Niego memento wobec obecnego używania i zużywania słowa ekologia.Idąc śladem coraz częstszych publikacji prasowych i oficjalnych wypowiedzi, w których słowo ekolog gra znaczącą rolę, proponuję nie tylko zastanowić się nad samym słowem i jego istotnym znaczeniem, lecz chcę także zwrócić uwagę na to, jak jest ono – i co gorsza, bezrefleksyjnie - używane jako wygodny klucz do łatwych manipulacji opinią publiczną. Manipulacje te są skutecznym narzędziem w grach biznesowych i politycznych – bo w istocie to są ich główne cele.

Ekolodzy protestują, to częste zdanie. Cóż to za figura ten ekolog, że urzędnicy się strasznie boją, ale chyba tylko wtedy, gdy potrzeba i jest to im na rękę.

Tak naprawdę ktoś, kto ma pieniądze może przecież bez kłopotu i zbytnich relatywnie kosztów - wręcz wynająć 15 osób, które założą stosowne stowarzyszenie i już mamy nowe NGO i całą kołomyję z obroną siedliska ślimaczka lub modraszka, z grą polityczno biznesową w tle. No i nową kadrę – ekologów.

Co – podkreślmy - nie podważa wagi dbałości o ginące gatunki.

Z drugiej strony – i to jest przypadek wręcz kliniczny opisany dokładnie przez red Z. Bartusia w Dzienniku Polskim, a znany lokalnie szczególnie w Rabce – ewidentne racje, a nawet wyroki Sądu są faktycznie przez władze wprost lekceważone – bo przecież mają one (ich – władz - zdaniem) do czynienia z ekologiem – oszołomem. To ma zwalniać z poważnej rozmowy i takiegoż traktowania. Nawet pytań.

Spróbujmy się więc przyjrzeć tej sprawie racjonalności fechtunku słowami z przedrostkiem „eko”

To, że trzeba prowadzić życie gospodarcze nie da się kwestionować. Podobnie, musi się uznać, iż ochrona środowiska jest niezbędna z wielu powodów, w tym też i z tego, że zaniedbania w tym zakresie prowadzą do podcinania gałęzi, na której wszyscy siedzimy wraz z tym naszym całym rozwojem gospodarczym. I prawo to widzi – ustanawiając warunki rozwoju gospodarczego racjonalizujące, zużycie środowiska jakie następuje w rezultacie działalności człowieka.

Samo słowo ekologia odnosi się do nauki opisującej i badającej relacje organizmu z jego środowiskiem. Rzecz sięga połowy XIX w. W skrócie - nic się nie rozwija niezależnie od otoczenia, w którym się znajduje. Dwa drzewa obok siebie nie rosną wszak koniecznie równo.

Jest się więc czym zajmować, a już ten opis mówi, że choć mówimy o dyscyplinie z dziedziny nauk biologicznych, to w realiach, zwłaszcza dzisiejszego postępu technologicznego, musimy owo słowo przywoływać, czerpiąc z wiedzy z zupełnie innych zakresów. Wszak nigdy, żadna dziedzina, nie jest dosłownie izolowaną wyspą wiedzy, a ta o której mówimy – jest taką w szczególności. Zwłaszcza, skoro mamy do czynienia z „oikos” – domem – człowieka, którego warunki życia zależą nie tylko od otoczenia przyrodniczego, ale również nawet od decyzji politycznych czy uwarunkowań społecznych.

To właśnie z tej zmiany źródłowego znaczenia słowa ekologia można wyprowadzać łatwość jego nadużywania. Nadal nie ma też odpowiedzi – któż to jest ten ekolog?

Gdy to sobie powiedzieliśmy, to dodajmy do tego zainteresowania samego przyrodnika – biologa. Ten kocha ponad wszystko samą przyrodę jako taką, podobnie jak z kolei biznesmen kocha nade wszystko czysty żywy zysk i pieniądze. Jednak opis mechanizmu np. wzrostu czy zagrożeń dla życia danego organizmu, nie zastąpi rozważań nad tym, jak ów wzrost rzutuje na inne dziedziny i organizmy nie mówiąc o odpowiedzi na głębsze pytanie – dlaczego to żyje i wzrasta. Nie zapominajmy, że człowiek jest jednym z elementów przyrody i nie jest możliwe i racjonale, ustalenie priorytetu ochrony dla tylko jednego czynnika gry środowiskowej. To z kolei jest zarzewiem konfliktu pomiędzy doktrynerami obu stron relacji pomiędzy gospodarką a środowiskiem. To, w sposób zupełnie naturalny nawołujących do rezygnacji z postaw skrajnych, narażą i to z obu stron – delikatnie mówiąc – na właśnie doktrynalną niechęć. Jak sądzę – i to z obu stron panuje wygodna odmowa wiedzy i głębokie przekonanie, że tylko wyraziste postawy są w stanie przekonać ludzi. Toczy się walka, na której wszyscy tracą, choć bardzo chcą korzystać.

Piszę to jako ostrzeżenie - mając na względzie zbliżającą się perspektywę serii wyborów – czytaj zażartej walki o omamienie wyborcy.

Nie mając dziś żadnych planów wyborczych, piszę to jako rodzaj poważnego ostrzeżenia. I przed tymi mobilizującymi do walki o wielkie cele ochroniarskie, stawiającymi symboliczną żabkę przed człowiekiem środowiskowe i przed inżynierami dusz dzisiejszego postępu upatrującego w zysku cel nadrzędny istnienia. Co prawda w ostatnich minutach życia wielu z nich jakby zmienia gwałtownie priorytety.

Sztuka rządzenia i wypracowania postaw obywatelskich polega właśnie na osiąganiem równowagi w tym zakresie. Nie da się już ukryć, że zarówno postawa lekceważenia społeczeństwa i decyzji na zasadzie tak ma być i koniec, jak i postawa „nie, bo nie” są łamaniem prawa. Prawo ma mieć przepisy wykonawcze i karne, a gdy ich nie ma, lub z nich się nie korzysta – kuleje na szkodę wszystkich

Prawo Ochrony Środowiska wraz z innymi fragmentami innych stosownych Ustaw – ustala warunki równowagi między tymi dwoma szalami i nakazuje – i to od obu stron – by wykazywały, iż ich postulaty i działania, idą w kierunku uzasadnionej racjonalnie równowagi.

Można wręcz powiedzieć, iż doktrynalny upór w którymkolwiek z wymienionych podejść do kwestii relacji pomiędzy gospodarką a środowiskiem jest przekroczeniem prawa.

Z tego wynika, że decydent i wykonawca jego poleceń – urzędnik nie umiejący wykazać na jakiej podstawie podejmuje dane działanie, tworzy dokumenty, pomija niezależne informacje, nie udziela odpowiedzi na pytania obywatela w zakresie jego wątpliwości co do wpływu tych decyzji na środowisko – przekracza prawo. W konkretnym przypadku rabczańskim można powiedzieć – nękanie obywatela za jego postawę wobec tych spraw i równoczesne działania, które (jak można wykazywać) prowadzą do utraty przez Rabkę statusu uzdrowiska jest przestępstwem. W tym przypadku kara dosięga – jak Al. Capone - nie za istotę czynów, a za uchybienie administracyjne – co tylko wzmaga nękanie „niegrzecznego” obywatela obrzuconego mianem ekologa. Ostatnio nawet pedofila bo tak najskuteczniej można gościa wyłączyć. Nie traćmy jednak z oczu, że w tym przypadku, status uzdrowiska to silna racja gospodarcza i równocześnie – środowiskowa.

Inną, choć bardziej złożoną grę lecz z podobnego cyklu można by było opisać w związku z krakowską - mówiąc wprost bez eufemizmów – spalarnią odpadów.

Mam nadzieję, iż wykazałem podstawy dla których można udzielić odpowiedzi na proste a postawione wcześniej pytanie; któż w tych warunkach może nazywać się ekologiem.

W dzisiejszym tego słowa sensie.

Odpowiedź się prawie narzuca. W obecnej społeczności nie powinien być nawet nim nazwany ktoś kto żąda bezwzględnej ochrony jednego gatunku, drzewka czy żabki. Podkreślam – nie mam zamiaru kwestionować motywacji, wiedzy lub dobrej woli ale ochroniarza a nie ekologa. Ktoś kto dba o „oikos” - dom człowieka, a z nim i innych stworzeń – braci i siostry według św. Franciszka musi umieć wykazać, iż jego działania prowadzą do osiągnięcia racjonalnej równowagi pomiędzy koniecznością prowadzania życia gospodarczego bez rozrzutności w stosunku do zużycia środowiska. Brak rozrzutności oznacza należytą dbałość o wszystkie elementy środowiska - czyli przyrodę, zasoby surowców, energię i troskę o to, co pozostanie po nas następcom.

Taka też jest zasadnicza intencja obowiązującego u nas i w Europie prawa w zakresie ochrony środowiska.

Zanim więc powiemy – lub uwierzymy, że ekolodzy protestują powiedzmy i to obu stronom – sprawdzam. Jak tam wasze żądania lub decyzje mają się do zasad kierujących takim prowadzeniem gospodarki by oszczędnie zużywać środowisko zwracając jak się tylko to co się da

Tylko i aż tyle.

PRZECZYTAJ

 📝 Najnowszy artykuł
20 Września 2024

Nasza bardzo wielka wina…

Odpowiedzialności za powódź nie da się zero jedynkowo przerzucić na kogokolwiek. Ci nie zrobili, ci zaniedbali, tamci protestowali, ci nie chcieli ustąpić, a jeszcze inni się wyprowadzić. Ale w tym jednym wypadku ta porażka nie jest sierotą… wszyscy jesteśmy jej rodzicami. Odpowiedzialności za powódź nie da się zero jedynkowo przerzucić na kogokolwiek. Ci nie zrobili, ci zaniedbali, tamci protestowali, ci nie chcieli ustąpić, a jeszcze inni

...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 36 sekund.)


20 Września 2024

Nasza bardzo wielka wina…

(138) Radosław Marciniak

Odpowiedzialności za powódź nie da się zero jedynkowo przerzucić na kogokolwiek. Ci nie zrobili, ci zaniedbali, tamci protestowali, ci nie chcieli...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 36 sekund.)


18 Września 2024

Feministki na wały, aktywiści na wały

(451) Radosław Marciniak

Najbardziej na świecie chciałbym zobaczyć na pierwszej linii walki z żywiołem pustoszącym południowo zachodnią część Polski wszelkiej maści...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty i 52 sekundy.)


16 Września 2024

Prognozy nie są przesadnie alarmujące, nie ma powodów do paniki – to słowa, które będą towarzyszyły Tuskowi do końca jego kariery politycznej

(795) Piotr Gursztyn

Donald Tusk nie jest politykiem przesadnie przywiązanym do mówienia prawdy. Ma silną osłonę medialną, więc długo będzie mu to uchodziło płazem. Ale...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta i 58 sekund.)


13 Września 2024

Dlaczego z sekretarzem Blinkenem rozmawiał Cezary Tomczyk, czyli ktoś, kto cierpi na trwały rozstrój logiczny oraz kompetencyjny?

(310) Stanisław Janecki

Tomczyk to przykład „chłopca”, czyli specyficznego gatunku w polskiej polityce, obok Hołowni, Budki, Trzaskowskiego, Nitrasa, Szczerby czy …...
(Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty i 49 sekund.)